Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czesław Mozil: w Krakowie fajny byłem kiedyś

Paweł Gzyl
Czesław Mozil
Czesław Mozil fot. Wojciech Matusik
Z Czesławem Mozilem, liderem zespołu Czesław Śpiewa, który wystąpi w krakowskim klubie Studio w niedzielę 20 października, w ramach promocji swego koncertowego albumu rozmawia o muzyce, pieniądzach, alkoholu na koncertach oraz o fankach - Paweł Gzyl.

Masz zaledwie trzy płyty studyjne w dorobku. Dlaczego zdecydowałeś się nagrać koncertowy album?
Ja czuję, że my mamy już pięć płyt w dorobku - bo doliczam również dwa albumy mojego duńskiego zespołu Tesco Value. Poza tym jesteśmy przede wszystkim kapelą koncertową - gramy ponad sto sztuk rocznie. Warto więc było to wszystko zebrać i zrobić z tego pocztówkę dźwiękową, która stanowi zapis konkretnego okresu w działalności grupy.

Skąd ten dziwaczny tytuł?
"Grać, nie srać" to tekst, jaki chłopcy z grupy Pogodno krzyczeli na koncercie mojej kapeli w 2007 roku. I to w pamięci pozostało. Ta płyta zawiera nagrania z ponad 25 koncertów z ostatnich 12 miesięcy. Są tu udane rzeczy, jak i te mniej udane, właśnie dlatego "Grać, nie srać."

Jesteście jednym z najpopularniejszych zespołów w Polsce, ale sześć osób z siedmioosobowego składu to Duńczycy. Jak oni się u nas czują?
Oni kochają Polskę. Grają ze mną w weekendy, a potem wracają do Danii. Raz jest lepiej, a raz gorzej. Wczoraj graliśmy koncert w kieleckim klubie studenckim i przyszło jakieś 150 osób. Ledwo zarobiliśmy na bilety lotnicze na powrót dla nich do domu. Ale jesteśmy grajkami. Nie wystarczają nam tylko występy latem na jakichś Dniach Świni czy Dniach Węgorza.

Czyli te pogłoski o Twojej fortunie są przesadzone?
Kiedy jedziemy w trasę w siedem osób, mamy do tego technicznych, kierowcę i menedżerkę. Gramy w studenckim klubie, gdzie przychodzi 150 osób, które kupiły bilety po 40 zł. Możesz więc sobie policzyć, ile każdy dostaje na głowę. Do tego trzeba pamiętać, że nocujemy w akademiku ze wspólną toaletą. Ale mimo wszystko, ciągle to lubimy. Wczoraj w tym akademiku brakowało mi tylko fajnej dziewczyny w łóżku. Ten akademik był skromny, ale czysty. A najbardziej mnie wkurza, jeśli jest brud. Albo kiedy nie ma toalety na zapleczu. A takie sytuacje się zdarzają. Są jednak też duże imprezy, na których zarabiamy więcej.

Niedawno głośno było, że dostałeś 35 tys. zł za sesję zdjęciową w Maroku.
To wierutna bzdura. Musiałem nawet zadzwonić do swoich rodziców w Kopenhadze, żeby im to wyjaśnić. Poleciałem do Maroka na darmową wycieczkę, ale nic za to nie dostałem. Nie chciałem jednak publicznie tego dementować. Niech sobie koledzy z branży myślą: "Ale mu się powodzi" (śmiech).

Koncertujecie w bardzo różnych miejscach...
... od filharmonii i teatrów po kluby i domy kultury. Każde z nich rządzi się innymi prawami. W jednych są większe, a w innych mniejsze zarobki. I na płycie chcieliśmy pokazać, jak te koncerty wypadają. Są takie lokale, w których jest dosłownie dźwiękowa studnia, ludzie wychodzą po występie i mówią: "Nie słyszałem w ogóle wokalu". No, ale jak mogli słyszeć wokal, kiedy ja stałem pół centymetra od perkusisty? Nie chciałem zarejestrować tylko jednego koncertu, ale kilka różnych, aby pokazać, jak jesteśmy różnym zespołem. Czasem jest nas na scenie siedem osób, a czasem tylko trójka. Wszystko zależy od aktywności moich muzyków w Danii.

Z reguły jest na Twoich koncertach komplet widzów - co pewnie w jakimś stopniu jest zasługą tego, że stałeś się telewizyjnym celebrytą.
Pięć lat temu wydaliśmy pierwszą płytę, która sprzedała się w ilości 80 tys. egzemplarzy. Dostaliśmy za nią Fryderyki, pisały o niej bardzo intelektualne gazety, nazywając nas "nadzieją polskiej alternatywy". Rano budziłem się przy kobietach, które mówiły mi: "Czesław, ja tak kocham twoją "Maszynkę do świerkania". A jako facet, chciałem się budzić z dresiarami z lokalnej dyskoteki, które powiedzą: "Czesław, ja nawet nie znam twoich piosenek, ale kocham cię". I to stało się dopiero wtedy, gdy poszedłem do telewizji (śmiech).

Ale to dzięki koncertom możesz bezpośrednio poznać te dresiary.
Koncerty są dla mnie najważniejsze. Dlatego są takie miesiące, kiedy mam nocnego kierowcę, dzięki któremu mogę zdążyć na program z Kubą Wojewódzkim, na "X Factora" i na występ w jakimś małym miasteczku kilkadziesiąt kilometrów pod Wrocławiem.

Skąd masz tyle energii, aby sobie z tym poradzić?
To jest jak narkotyk. Kuba powiedział, że zazdrości mi tego bezpośredniego kontaktu z widzami. On jest najbardziej medialną postacią w Polsce, bo oglądają go co tydzień trzy miliony ludzi, ale nie ma kontaktu ze sceną. Dlatego gra teraz w teatrze. Ja mam swoje pięć minut sławy. To się skończy, ale i tak będę grał. Bo te dwie godziny na estradzie, to jest dla mnie najszczęśliwszy moment życia.

Nie boisz się, że pokazując się ciągle w telewizji znudzisz się publiczności?
To mój największy koszmar. Czasem budzę się w nocy zlany potem, bo śniło mi się, że nikt nie przyszedł na koncert. Ale przecież na początku naszej kariery zdarzały się takie występy, że na sali było mniej widzów niż muzyków na scenie. Dziś jesteśmy fenomenem, bo przecież mało nas grają w radiu.

Co leży u źródeł tego fenomenu?
Muzycy. Mamy klasyczne wykształcenie. Potrafimy zrobić płytę dla publiczności, ale też coś ambitniejszego, jak album z wierszami Miłosza. I będziemy nadal nagrywać różne rzeczy - bo łatwo nam się bawić tym wszystkim. Dlatego czuję się spełniony jako muzyk. Mam własną publiczność. Owszem, czasem jest ona przypadkowa, bo niektórzy przychodzą, żeby zobaczyć "pana z X-Factora", ale dzięki temu od pięciu lat mamy zawsze wyprzedane koncerty.

Twoi fani są zachwyceni nawet tymi występami, podczas których zdarza Ci się być w niezbyt dobrej formie.
W marcu tego roku grałem w Rzeszowie w klubie Wytwórnia. Akurat pokłóciłem się z moją ówczesną dziewczyną, a obecnie przyjaciółką - i narąbałem się totalnie. Nie wstydzę się o tym powiedzieć, chociaż w Polsce, gdzie wszyscy piją, alkohol jest tematem tabu. Moja kapela grała niesamowicie dobrze, tylko jedna osoba, czyli ja, była mega zrobiona. Koncert został zarejestrowany - celowo, bo to jest też pewne świadectwo. Czuć było bowiem muzykalność, radość grania, choć między kawałkami wychodziły wszystkie moje kompleksy, strach i nieogarnięcie. I to było cudowne. Dlatego ten koncert w Rzeszowie przeszedł do legendy. Po tym występie dostałem tylko jeden mail od fana, który sugerował, że chyba byłem wtedy pijany. A kiedy wychodzę na scenę całkowicie trzeźwy, przychodzi czasem mnóstwo maili, w których ludzie zarzucają mi, iż byłem narąbany. A to dlatego, że ja mam ADHD, przez co tak szybko i niewyraźnie mówię.

Nie wstydzisz się tak odsłaniać przed ludźmi swoich słabości?
Czego mam się wstydzić? Wiem, co potrafię, a czego nie potrafię. Nienawidzę hipokryzji, nieszczerości i udawania. Nie jestem dumny z Rzeszowa, ale nie będę mówił, że to się nie wydarzyło. Nieprzyznawaniem się do swoich błędów można sobie narobić więcej szkody niż pożytku. Chyba tylko Polska jest takim krajem, że udaje się tu ludziom wracać na scenę polityczną, mimo że wcześniej kompletnie się skompromitowali. W Danii byłoby to niemożliwe. W Polsce ludzie wolą udawać, że na czymś się znają, niż szczerze przyznać, że na czymś się nie znają.

Szczerze mówiłeś, że nie rozumiesz Miłosza - ale nagrałeś płytę z jego wierszami.
Nie sądzę, aby w Polsce była choć jedna polonistka, która powiedziałaby dzieciom w szkole: "Ja muszę uczyć o Miłoszu, ale ja tej poezji nie rozumiem". Tymczasem powinniśmy otwarcie się przyznać: "Miłosz jest ważny dla kraju, nie musimy jednak jego poezji rozumieć, wystarczy, że postaramy się ją czuć". Ja tak podszedłem do tych wierszy. W Polsce jednak bardziej ceni się dziunię, która ma dwa dyplomy i nic nie rozumie z życia, niż kogoś takiego ja, kto ma może gorsze wykształcenie, ale nabył praktykę i haruje jak szalony. Co mi dadzą wszystkie fakultety świata, jak nie będę umiał przywitać się normalnie z facetem na ulicy?

Jak Ci się mieszka w stolicy?
Cudownie. Tak naprawdę to nie jest taka "warszawka", jaką opisuje "Pudelek". Wszyscy znają Borysa Szyca z seriali telewizyjnych, durnych komedii kinowych i tego, co o nim piszą bzdurne serwisy. A kto go widział w roli Hamleta we Współczesnym? To jest mistrzostwo świata! On jest jednym z najwybitniejszych aktorów w Polsce.

A jak wypada Kraków z perspektywy Warszawy?
Nadal lubię wracać do Krakowa. Ale przyznam ci się do czegoś. Przestałem się bić, jak byłem w podstawówce. Kiedy jednak przyjechałem do Krakowa, znowu zacząłem wchodzić w bójki.

Dlaczego?
Krakowska scena kulturalna jest podobna do polskiej sceny politycznej. Gdy wchodzę do knajpy, to nie chcę gadać o sztuce. Tymczasem, zawsze ktoś podchodzi i próbuje mi udowodnić, że to, co robię jest złe. Mówię więc: "Rozumiem, że ty też się chcesz przebić i chcesz mieć takie powodzenie u kobiet jak ja, ale nie oceniam tego, co ty robisz, daj mi więc spokojnie się napić". Dwa czy trzy razy zdarzyło się, że facet nie odpuścił - i obrażał moją dziewczynę. Czy ona była winna, że komuś nie podoba się moja muzyka? Dlatego waliłem w ryj. Kocham Kraków, jest tu sporo wybitnych artystów, ale też za dużo obgadywania. W Krakowie byłem fajnym gościem, kiedy miałem kompleksy i nikt mnie nie znał. To się skończyło, gdy się przebiłem.

***
Czesław Mozil (34 l.), wokalista, kompozytor, osobowość telewizyjna. Lider polsko-duńskiego zespołu Czesław Śpiewa. Były członek formacji Tesco Value. Absolwent Duńskiej Królewskiej Akademii Muzycznej. Tworzy muzykę, noszącą ślady kabaretu, rocka, a nawet punk rocka. 23 lata mieszkał w Danii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska