https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Diego Forlan: przypadkowy bohater

Hubert Zdankiewicz
Czy to ten sam piłkarz, który zawodził w Manchesterze United? - pytali ze zdumieniem angielscy dziennikarze w trakcie mundialu. Nie tylko oni, bo faktycznie mało kto się spodziewał, że największą gwiazdą turnieju w RPA nie zostanie Kaka, Robben czy Villa, tylko Diego Forlan - napastnik niby znany i szanowany. Zarazem jednak zaszufladkowany dawno temu jako ktoś, kto nie przeskoczy pewnego poziomu.

Nie tylko dlatego, że w niczym nie przypomina sławniejszych kolegów po fachu. Nie szokuje fryzurami, nie depiluje sobie brwi, nie wywołuje skandali. Od lat uchodzi za wzór profesjonalizmu. Plotkarskie gazety i portale interesują się nim tylko z powodu żony - znanej z nie do końca ubranych sesji zdjęciowych argentyńskiej modelki Zairy Nary. Faktycznie - żaden z niego gwiazdor. Do niedawna nie był nim również na boisku.

- On zawsze dobrze grał w piłkę. Miał tylko pecha, bo trafił do nas w złym momencie. Trudno mu było znaleźć sobie miejsce na boisku pomiędzy Ruudem van Nistelrooyem a Paulem Scholesem - mówi dziś co prawda były piłkarz Manchesteru United Ole Gunnar Solskjaer, ale więcej w tym chyba kurtuazji niż realnej oceny. Uczciwie trzeba bowiem przyznać, że pobyt 31-letniego dziś Urugwajczyka w klubie z Old Trafford (lata 2002-2004) nie był zbyt udany.

Na pierwsze trafienie w Anglii musiał czekać aż osiem miesięcy. W sumie zaliczył ich tylko dziesięć, a jego naprawdę dobre występy w tym czasie można policzyć na palcach jednej ręki. Jednym z nich był mecz z Liverpoolem jesienią 2002 roku. Strzelił w nim dwie bramki, pierwszą po katastrofalnym błędzie Jerzego Dudka, który przepuścił między nogami podanie od swojego obrońcy.

Nieudane były również pierwsze w karierze Forlana mistrzostwa świata. W Korei i Japonii (2002 r.) strzelił jednego gola, a Urugwaj nie wyszedł z grupy.
Występami w kolejnych klubach też nie powalał na kolana. Grając w Villarrealu, do którego trafił po odejściu z Manchesteru, został niby królem strzelców hiszpańskiej ekstraklasy (sezon 2004-05). Zdobył też przy okazji Złoty But dla najlepszego snajpera w Europie i awansował do półfinału Ligi Mistrzów (2006 r.). Oferty od klubu z najwyższej półki mimo to nie otrzymał, choć interesowała się nim w pewnym momencie Barcelona.

Ostatecznie Urugwajczyk trafił w 2007 r. do Atletico Madryt, gdzie miał zastąpić odchodzącego do Liverpoolu Fernando Torresa. W stolicy Hiszpanii grał niby dobrze. Znów został najlepszym snajperem Primera Division i dołożył do kolekcji drugi Złoty But (sezon 2008-09). Indywidualne sukcesy nie szły jednak w parze z osiągnięciami klubu.

Przełomowy był dopiero ostatni sezon, w którym Atletico wygrało Ligę Europejską. Przy dużym udziale Forlana, który strzelił m.in. dwie bramki w finale z Fulham. Mimo to przed startem mundialu nikt nie typował go na gwiazdę. A tego, że strzeli pięć bramek (jedną piękniejszą od drugiej), doprowadzi swoją reprezentację do półfinału i zostanie wybrany najlepszym piłkarzem turnieju, nie wymyśliłby chyba nawet najbardziej fanatyczny urugwajski kibic. Tymczasem...

Ojciec Forlana, Pablo, też grał w piłkę. Grał na mistrzostwach świata w 1970 r., gdy Urugwaj również zajął czwarte miejsce. Tak jak w RPA, przegrywając mecz o trzecie miejsce z Niemcami. Przez pewien czas zanosiło się jednak, że Diego nie pójdzie w ślady taty. Do 12. roku życia zapowiadał się na... niezłego tenisistę.
Postawił na futbol pod wpływem rodzinnej tragedii. W 1991 r. jego starsza o pięć lat siostra Alejandra wracała ze swoim narzeczonym z przyjęcia. Ich samochód uderzył w drzewo, chłopak zginął, a ona została sparaliżowana. To był szok dla wiodącej do tej pory spokojne życie klasy średniej rodziny. Również dlatego, że rachunki za szpital i rehabilitację (ponad 250 tys. dol.) zrujnowały domowy budżet. 12-letni Diego wpadł wówczas na pomysł, że zostanie wielkim piłkarzem.

- Powtarzał mi to od pierwszych chwil, gdy jeszcze leżałam w szpitalu. Mówił, że zarobi tyle pieniędzy, by stać go było na najlepszych lekarzy świata. Takich, którzy sprawią, że znów będę chodzić - wspomina Alejandra.

Wcześniej z pomocą jego rodzinie przyszedł za to Diego Maradona, prywatnie przyjaciel Forlana seniora. Słynny Argentyńczyk włączył się w zbiórkę pieniędzy na leczenie. Pomagał również swojemu imiennikowi w transferze do Manchesteru, gdy ten zaczął błyszczeć w Independiente Buenos Aires.
- Ja i moja rodzina dużo zawdzięczamy Maradonie - przyznaje Urugwajczyk. W każdym wywiadzie podkreśla również, jak ważna jest dla niego siostra, której niestety nie pomogli nawet najlepsi specjaliści.

- Alejandra była i jest dla mnie inspiracją. To wyjątkowa osoba, o wyjątkowym duchu. Pcha mnie do przodu, to ją reprezentuję na boisku - mówi Forlan.
W trakcie mundialu siostra mogła być z niego dumna.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska