Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dla Krakowskiej krakowianie wyszli na Rynek

Ryszard Niemiec
Na apel "GK" na Rynek przyszły tłumy krakowian, by ustawić się do zdjęcia robionego przez słynnego artystę Ryszarda Horowitza
Na apel "GK" na Rynek przyszły tłumy krakowian, by ustawić się do zdjęcia robionego przez słynnego artystę Ryszarda Horowitza Fot. Ryszard Horowit dla GAZETY KRAKOWSKIEJ
Transfer do "Gazety Krakowskiej" w 1994 r. poprzedzony został próbą powierzenia mi obowiązków prezesa zarządu spółki wydającej ten tytuł. Wykręciłem się sianem, wykazując brak talentu do pracy menedżerskiej. Zastałem redakcję w nie najlepszej kondycji finansowej, borykała się wciąż z podobnymi problemami co pozostałe dawne, wojewódzkie organy partyjne: systematycznym odpływem czytelników i niedostatkiem środków inwestycyjnych - skutkiem wyboru fatalnego, poprzedniego, większościowego partnera - banku-widma z Katowic. Wspomina Ryszard Niemiec, redaktor naczelny 1994-2004.

Na tym tle dochodziło do wewnętrznych sporów co do kierunku dalszego rozwoju. Mój poprzednik- red. Jerzy Sadecki, znakomity reporter-legenda czasów między Sierpniem a Grudniem 1980-81, stworzył jednak zespół na trudne czasy, nie zważający na rozmaite ograniczenia materialne, robiący gazetę z rozmachem publicystyczno-reporterskim. Niestety, objął GK, kiedy już minęła niepowtarzalna okazja uczynienia jej dziennikiem ogólnopolskim, pchanym ku temu statusowi wielkim autorytetem i spuścizną po 13 miesiącach i 13 dniach redagowania jej przez niezapomnianego Macieja Szumowskiego. Brakło po temu woli, wyobraźni nowych właścicieli.

Młodzież redakcyjna powitała mnie nieufnie. Obejmowałem funkcję po prawie 11 latach szefowania redakcji "Tempa", dziennika sportowego, a doświadczenie stąd wynoszone wywoływało pytanie, czy udźwignę odpowiedzialność za los "GK" w trudnym czasie. Starszą część zespołu uwierał mój niegdysiejszy staż w roli naczelnego "Dziennika Polskiego"(1980-1982), tradycyjnego, lekceważonego konkurenta na regionalnym rynku prasowym. Równolegle z moim przyjściem opuścił redakcję zastępca redaktora naczelnego "GK" Leszek Maleszka. Bez względu na ujawnioną potem przez IPN nieciekawą przeszłość z czasów PRL, jego odejście do "Gazety Wyborczej" czyniło sporą lukę w łonie kierownictwa.

Do kariery w telewizyjnych mediach wyruszyły niebawem, związane silnie z red. Sadeckim, przez niego ukształtowane warsztatowo - Katarzyny: Kolenda i Janowska, do "Przekroju" przeszła inna wielka postać "GK" - Dorota Terakowska, coraz mocniej koncentrująca się na swej twórczości literackiej, i jej córka Katarzyna Nowak.

Osłabienia personalne sprzęgły się z o wiele gorszym despektem psychologicznym, jakim była eksmisja redakcji z Domu Prasy przy ulicy Wielopole! Wraz z zespołem Tempa dostaliśmy 2-tygodniowe wymówienie lokalu, poparte groźbą horrendalnych kar za każdy dzień użytkowania bez umowy! To był cios w splot słoneczny redakcyjnego organizmu, o tyle bolesny, że zadany z premedytacją i nadzieją na utrącenie konkurencji.

Wygnani z Wielopola
Wymierzony został przez zarząd spółki wydającej "Dziennik Polski", która weszła w posiadanie "Krążownika Wielopole". W redakcji natychmiast siadła atmosfera, wkradło się poczucie absolutnego zagrożenia, przygnębienia i wyrządzonej krzywdy. Prysł mit o koleżeństwie, solidarności zawodowej, wszak wyrok eksmisyjny podpisali koledzy, którzy u progu lat 80. wybrali mnie swoim szefem i za których nadstawiałem karku, czołgany na weryfikacyjnych ścieżkach zdrowia.

Koledzy sumienia wkrótce sobie wyglansowali, proponując mi porzucenie pracy w "GK" i objęcie funkcji zastępcy w "Dzienniku". Opuszczaliśmy Pałac Prasy jak idący na poniewierkę wygnańcy.

Przytulisko znaleźliśmy aż w Podgórzu, w kamienicy, która do niedawna pełniła rolę placówki dla trudnej młodzieży. Wieloletnie kontakty z zapleczem czytelniczym zostały zerwane. Co gorsza, musieliśmy wcześniej opuścić uświęcone tradycją biuro reklam przy ulicy Wiślnej. Powód? Jak wyżej…

Dziennikarskie transfery
Aby sprostać zadaniu zatrzymania spadku sprzedaży, należało uzupełnić zespół, stąd transfery bardziej doświadczonych dziennikarzy. Tak do redakcji trafili koledzy z innych krakowskich firm: Leszek Rafalski ("Tempo") w roli wicenaczelnego, szybko potrafiący znaleźć uznanie zespołu, Janusz Sobolewski ("Dziennik Polski"), Jerzy Gawroński ("Wieści").

Nad naszym tytułem nadal jednak wisiało widmo unicestwienia, co na wstępie do nowej epoki, zaprojektowało tajne zebranie pozostałych, ówczesnych, krakowskich naczelnych, zwołane przez odchodzących dyrektorów Krakowskiego Wydawnictwa Prasowego.

Panowie wyszli z założenia, że w krakowskiej przestrzeni medialnej nie ma miejsca dla tylu dzienników ("Czas Krakowski", "Gazeta Krakowska", "Dziennik Polski", "Echo Krakowa" i efemeryda - "Depesza"). Logicznym wnioskiem płynącym z takiej konstatacji, stało się wytypowania "Krakowskiej" jako tytułu do skasowania, a argumentem za taką prognozą miał być garb byłego organu partyjnego. Nie wyszło, a ze sceny zejść musieli inni… Polityka izolowania i ostracyzmu wobec "GK" nie wypaliła do końca, także dlatego, że zarówno Andrzej Urbańczyk, jak i Tadeusz Pikulicki (szefowie redakcji w l. 1990-1991) wykazali się stale wzmacnianą determinacją szlifowania wspomnianego garbu i zrywania ze złogami mało chlubnej przeszłości.

"Gumiś" ratuje sytuację
Proces odzyskiwania czytelników rozpoczęliśmy od przypadku. Do nowej siedziby "GK" przy ul. Warneńczyka zatelefonował niejaki "Gumiś" - terrorysta, grożący Krakowowi zamachami bombowymi. Przez kilka dni, za pośrednictwem dyżurującej w dziale miejskim koleżanki, pertraktował z policją. Pokłosie tych kontaktów znalazło się na łamach jako "ekskluzywne" informacje. Nasze rozterki warsztatowo-etyczne ustąpiły z chwilą gwałtownego wzrostu egzemplarzowej sprzedaży…

Raz uruchomiony napęd rozwojowy znalazł kontynuację. Już po półtora roku zauważyło nasz progres jury dorocznej nagrody warszawskiego Business Center Club, przyznając "Gazecie Krakowskiej" tytuł Asa Postępu.

Dobre wyniki i wzrost czytelnictwa za 1997 rok, przyniosły nam statuetkę Lwa Bawarskiego- przyznawanego przez władze Polskapresse naczelnemu redakcji legitymującej się najlepszymi wynikami w roku. Zważywszy, że oceniono nas wyżej od ogólnopolskich liderów czytelnictwa, niegdysiejszych dzienników "czytelnikowskich" z Gdańska, Katowic, Poznania, Łodzi, ten sukces dodał zespołowi otuchy i poczucia odzyskiwania wiarygodności u małopolskich czytelników.

Znacznym wzmocnieniem kadrowym okazał się napływ znakomitych piór z redakcji, które nie sprostały rynkowym wyzwaniom: "Czasu Krakowskiego", i "Echa Krakowa". Z tego pierwszego zespołu przyszli: Wojciech Czuchnowski, Marek Kęskrawiec, Marek Bartosik, a z "Gazety Wyborczej" Janusz Ślęzak, podnoszący znacznie pułap możliwości publicystycznych zespołu. Mimo że dwaj pierwsi po jakimś okresie dostali karty powołania do renomowanych tytułów centralnych, zostawili swój twórczy wkład w nasz wspólny dorobek. Nie mniejszym wzmocnieniem okazali się koledzy z "Echa Krakowa": Leszek Kłeczek (postawił na wysokim poziomie mutacje terenowe "GK") i Bartosz Karcz, ożywiający sprawozdawczość sportową.

Najskuteczniejszym sposobem poszerzania wpływów naszego tytułu stała się ekspansja na tereny Małopolski zachodniej, które po reformie administracyjnej wróciły do macierzy, czyli do województwa z siedzibą w Krakowie. Dzięki niekonwencjonalnej akcji promocyjnej błyskawicznie staliśmy się liderem sprzedaży w tamtych stronach, niespodziewanie przewyższając konkurencję prasy śląskiej.

Krakowianie na Rynku
Z wolna odzyskiwaliśmy też zaufanie krakowian, a więc tej populacji, która pokazała nam po 1989 roku czerwona kartkę. Już w 2000 roku, kiedy zaprosiliśmy ich na Rynek, aby uczcić nadchodzące Tysiąclecie wspólną fotografią autorstwa Ryszarda Horowitza (specjalnie przybył z Nowego Jorku), płyta Rynku została wypełniona bez reszty! Wcześniej, mając już za sobą trzyletnią, podgórską niedolę wygnańczą, wróciliśmy do Śródmieścia, po nabyciu przez nasz koncern drukarni przy alei Pokoju.

Nowa siedziba redakcji dała nowe możliwości, poprawiła warunki pracy. Oddając po z górą 10 latach redakcyjne stery w ręce red. Rafalskiego, miałem świadomość nowych wyzwań, stojących przed zespołem. Mówiłem o nich na Światowym Kongresie Prasy jako reprezentant 10 zespołów redakcyjnych skupionych w koncernie Polskapresse. Wyraziłem przekonanie, że zahartowany w trudnych czasach zespół "po przejściach" podoła kolejnym fazom zaostrzającej się konkurencji, sprosta nakazom nowych technologii, modzie na tabloidy i kryzysowi na rynku ogłoszeniowym. Nie pomyliłem się!

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+

Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska