- Słyszałem, że niektórzy mają swoje sposoby na tych szaleńców - opowiada nam pan Józef z Łabowej. - Ludzie rozciągają cienkie żyłki między drzewami. Ktoś wreszcie się zabije, ale wtedy będzie za późno - mówi zdenerwowany.
Przepisy regulujące poruszanie się po lasach i parkach narodowych pojazdów silnikowych są nagminnie łamane.
- Moda na jazdę po lesie pojazdami terenowymi jest coraz powszechniejsza i coraz bardziej uciążliwa
- mówi Andrzej Sikoń, strażnik leśny z Łosia.
Niszczenie runa i upraw leśnych, spaliny, hałas i płoszenie zwierząt to negatywne skutki tych rajdów. Wzrasta też zagrożenie dla turystów.
Bezkarność rajdowców, w dużej mierze spowodowana jest brakiem obowiązku znakowania tego typu pojazdów. Służby parkowe i leśne, a nawet policja, często nie są w stanie zidentyfikować sprawcy naruszeń prawa.
GOPR też jest bezradny wobec wandali. Leśnicy i strażnicy rzadko dysponują sprzętem, którym mogą dogonić zmotoryzowanych "turystów".
Na ostatnim posiedzeniu Komisji Bezpieczeństwa Powiatu Nowosądeckiego problem poruszył szef Nadleśnictwa Stary Sącz Paweł Szczygieł.
- Problem jest duży - mówi nadleśniczy. - Ewidencja takich pojazdów byłaby bardzo pomocna. Poruszyłem też sprawę wynajmu takich pojazdów przez ośrodki wypoczynkowe. Przy wydawaniu pozwoleń na prowadzenie działalności powinien być punkt wymagający od wypożyczających quady zapewnienia toru do jazdy. Z tego co wiem, taki tor jest tylko w Wierchomli.
Ściganie amatorów dzikich rajdów może mieć podwójnie dobry skutek - dzięki akcji może bowiem powstać więcej wydzielonych szlaków, gdzie będzie można legalnie i bezpiecznie uprawiać crossową turystykę.