Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drużyna krakowskich lekarzy z pucharem świata

Redakcja
Drużyna krakowskich lekarzy z pucharem świata. Wywalczyli go rok temu w Hiszpanii
Drużyna krakowskich lekarzy z pucharem świata. Wywalczyli go rok temu w Hiszpanii Andrzej Banaś
Przychodzi kibic na mecz, a tam psychiatra, laryngolog i dentysta. Nie wie kogo wybrać, cały spocony i zdenerwowany zastanawia się do kogo ma pójść, a za sekundę słyszy gwizdek sędziego. Rozpoczyna się mecz. W bramce anestezjolog. Lekarze-piłkarze już w pierwszej minucie zdecydowanie ruszają do ataku.

To nie kawał, to prawda. Ci nasi krakowscy medycy-futboliści to potrafią grać w piłkę jak należy. Są najlepsi na świecie. Oczywiście w lidze lekarskiej. Rok temu w Hiszpanii chłopcy wygrali mundial. Nie, nie jest to mała amatorska impreza z trzema drużynami na krzyż. Aż 20 reprezentacji uczestniczyło w rozgrywkach.

A jeszcze przed tym nasi zajęli trzecie miejsce w mistrzostwach świata w Niemczech. Za tydzień jadą do Chorwacji bronić tytułu. Nie, nie pomyliłam się, lekarze- -piłkarze co roku urządzają sobie takie męskie święto - mistrzostwa świata. Bo zagrać na mundialu rzadziej niż raz w roku to dla tych fanatyków futbolu stanowczo za mało. Coroczne mistrzostwa to taki ich mały męski kaprys.

Nie grają dla pieniędzy ani dla sławy. Męczą się na boisku, pocą, potem zmordowani wracają do pracy. Składają się na stroje reprezentacji, wyjazdy, zawody. Zamiast jechać gdzieś z rodziną do ciepłych i leniwych kurortów, pędzą jak nienormalni na swoje mistrzostwa, wykorzystują urlopy. Kilka lat temu w środku lata mieli zawody w Maroku. Grali przy temperaturze plus 50 stopni. Prawie wyzionęli ducha na afrykańskim boisku.

Pytam ich więc, po co im to potrzebne? Łukasz Ozga, dentysta - ofensywny pomocnik: - E, tam, wy kobiety dziwne jesteście. Czy to naprawdę trudno zrozumieć? Piłka to przyjaźń, solidarność, emocje. (Chwilę milczy). OK. I kłótnie w szatni też. Gdy przegrywają, krzyczą na siebie, wyzywają, klną na czym świat stoi. Nie przebierają w słowach. Pomoc i opieka Dariusza Pary, psychiatry- obrońcy mogłaby być naprawdę przydatna w tych sytuacjach. - Ale Darek sam jest tak nerwowy, że to jego trzeba uspokajać i uciszać - śmieje się Maciej Łabęcki, chirurg-napastnik.

W szatni chyba nie zobaczymy poważnych lekarzy, którzy na co dzień ratują pacjentów. Zachowują się jak mali chłopcy w piaskownicy. Obrażają się na siebie za błędy, puszczone bramki, niewykorzystane szanse. Te dziwne męskie dąsy, krzyki nie kończą się szybko. Potrafią nawet nie podać sobie ręki. Ale podobno inaczej się nie da. Tak przynajmniej twierdzą lekarze-piłkarze.

- To nasze emocje. W końcu jesteśmy facetami. Co będziemy głaskać się nawzajem? A taki porządny opieprz jest czasem mobilizujący. Tak było na ostatnim mundialu w Hiszpanii - wspomina Łukasz Ozga.
Nikt złamanego grosza nie dawał za to, że Polacy dojdą do finału. Stuprocentowymi faworytami byli algierscy medycy. Ale nasi chłopcy po zaciętej walce w półfinale pokonali jednak Algierię.

W finale grali z Turcją. Był to piekielnie trudny mecz dla naszych zawodników. Tureccy lekarze wyglądali podejrzanie. Bo jakby nie byli wcale lekarzami. Mieli niezwykle umięśnione klaty, szerokie bary, mocno zbudowane łydki. - Mieliśmy wrażenie, że biegają obok nas profesjonalni piłkarze. Byli silniejsi od nas fizycznie i technicznie lepsi - podkreśla Maciej Łabęcki.

Walczyli do ostatniej sekundy. Dali z siebie wszystko, gryźli trawę, oblewali się potem. Udało się. Mecz zakończyli remisem 2:2. A potem były karne. Wynik karnych - 5:4. - Po prostu dopisało nam szczęście - mówi Łukasz Strzępek chirurg-napastnik. Jest zbyt skromny. Nie potrafi się zareklamować. Zrobię to za niego. Nasi zawodnicy bezbłędnie strzelali! Wykorzystali szansę, wszystkie strzały były celne. Bo z naszymi chirurgami nie ma żartów. Na boisku też są precyzyjni i dokładni.

Trofea zdobywają ciężką pracą. Co tydzień, we wtorek spotykają się na treningach. Treningi to świętość. Żony wiedzą, że nie wolno im w tym dniu planować rodzinnych zakupów, porządków i imprez. Nawet jeśli są to imieniny teściowej. Oni zaś lecą na trening, nawet jeśli padają z nóg po 24-godzinnym dyżurze i poważnych operacjach. Ale chyba już wiem, po co im to potrzebne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska