Pierwsza z tych tajemnic bombera dotyczyła roli Kwietnia w zabójstwie swojej teściowej Julity K.
Zagadka zwłok w Czajowicach
Zwłoki kobiety odkryto 6 kwietnia 2012 r., Zauważyli je dwaj pracownicy straży leśnej Ojcowskiego Parku Narodowego na skraju lasu w Czajowicach. Sekcja zwłok wykazała złamanie kości czaszki. Było jasne, że doszło do zabójstwa, a sprawca lub sprawcy zadali ofierze przynajmniej trzy silne uderzenia w głowę. Wizerunek anonimowej wtedy ofiary opublikowano w prasie w grudniu 2012 r. Bez efektu.
Miesiąc wcześniej Polskę obiegła informacja, że aresztowano podejrzanego o posiadanie broni i materiałów wybuchowych oraz przygotowywanie zamachu na Sejm RP. Za kratki trafił Brunon Kwiecień, 45-letni pracownik naukowy Uniwersytetu Rolniczego.
Gdy ustalono tożsamość kobiety odkrytej w Czajowicach, czyli Julity K., która okazała się być teściową Brunona Kwietnia Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego przeszukała dom w Lednicy Górnej pod Krakowem, w którym mieszkała Julita K. Odkryto fragment poszwy, takiej samej, w którą owinięte były zwłoki. Poddano też oględzinom auto Kwietnia. W bagażniku Renault Nevada ujawniono plamę krwi, jak się okazało należącą do jego teściowej. Biegli nie wykluczyli, że krew pozostawiła osoba, która podróżowała na tylnym siedzeniu auta i krwawiła. Napisali jednak, że jest bardziej prawdopodobne jest, że krew znalazła się tam na skutek przewożenia ciała przy złożonej części oparcia tylnej kanapy.
W trakcie eksperymentu procesowego stwierdzono, że było możliwe przewiezienie w w bagażniku auta Kwietnia osoby o rozmiarach pokrzywdzonej Julity K. Więcej śladów dotyczących zabójstwa nie odkryto. Kiedy Julita K. zginęła? Przyjęto, że jej zabójstwa dokonano między sierpniem, a grudniem 2011 r., czyli rok przed zatrzymaniem Brunona Kwietnia Śledczy przesłuchali jego żonę. Córka zabitej twierdziła, że nie ma wiedzy na temat okoliczności zabójstwa matki. Uważała, że zbrodnia musi mieć związek z jej kłopotami finansowymi. Ostatni raz widziała matkę w sierpniu 2011 r., gdy przyjechała do Krakowa do jej mieszkania zobaczyć się z wnukami. Wtedy, jak zeznała córka, doszło do awantury z Julitą K., która nie chciała powiedzieć, u kogo się zadłuża.
- Zarzuciła mi, że już jej nie kocham, więc więcej jej nie zobaczę
- mówiła córka zmarłej. Dodała, że jej mąż Brunon nie brał udziału w kłótni. Julita K. zabrała wtedy okulary i ładowarkę do telefonu i więcej nie było z nią kontaktu. Nie zawiadamiała policji o zniknięciu matki, bo myślała, że ona po prostu się „wycofała”, a wcale nie zaginęła. Córka była również przekonana, że Julita K. sama świadomie zerwała kontakt z rodziną. Tak już bywało wcześniej. Przesłuchany Brunon Kwiecień przekonywał, że nie ma nic wspólnego z zabójstwem teściowej. Wiedział, że się zadłużała się u nieznanych ludzi i instytucji. Jak mówił, obawiała się też bliżej nieokreślonych osób z półświatka.
- Jedna ją nachodziła i jej groziła, ale szczegółów teściowa nie chciała mi zdradzić- zeznał Kwiecień. Jego rola w zabójstwie Julity K. do końca nie została wyjaśniona. To pierwsza tajemnica, której nie zdradził.
Druga tajemnica bombera
Druga dotyczyła posiadanych materiałów wybuchowych i swojej kolekcji. Nie udało się bowiem odkryć arsenału 35 sztuk broni, który Kwiecień gdzieś ukrył. Początkowo trzymał go w domku matki, ale potem broń przeniósł z zamaskowanej podziemnej kryjówki. Odkryto tylko spis tej broni, zeznali o niej świadkowie, którzy oskarżonemu sprzedawali pistolety i amunicję. Płacił za nie do kilku tysięcy złotych za egzemplarz. Niektóre nabywał na giełdach militariów w Polsce i za granicą: w Belgii i Czechach.
Akt terrorystyczny i zamach stanu - takich określeń używał krakowski sąd opisując przestępcze plany oskarżonego Brunona Kwietnia. I dlatego 21 grudnia 2015 r. wymierzył mu 13 lat więzienia za przygotowywanie ataku bombowego na Sejm RP, handel bronią i nakłanianie dwóch osób do wzięcia udziału w zamachu.
Sędzia Aleksandra Almert przez blisko pięć godzin uzasadniała swój wyrok. Nie kryła, że niezwykła i niespotykana jak na polskie warunki sprawa ma analogie z zamachami na World Trade Center w USA czy z atakiem Andersa Breivika, który w Norwegii zabił 77 osób.
- Oskarżony szukał wspólników i mówił im, że jak się uda, przejdą do historii. Nie krył, że mogą jednak dostać dożywocie - cytowała sędzia.
Skazany i niebezpieczny
Opisywała oskarżonego jako człowieka, która uważa, że jest „prawdziwym patriotą”. Nakreśliła też jego osobowość jako człowieka, który czuł się niedoceniony, który miał misję i chciał radykalnej zmiany, rewolucji w Polsce.
- Oskarżony to osoba nieufna, która obarcza innych za swoje niepowodzenia. To też osoba, która ma poczucie wyjątkowości, nie przeżywa poczucia winy i wyrzutów sumienia, akceptuje postawy aspołeczne i naruszanie prawa, jeśli to prowadzi do celu. Miał poczucie misji
- mówiła sędzia. Odniosła się też do akcji organów ścigania i zatrzymania Kwietnia w listopadzie 2012 r.
- W ocenie sądu, tu procedury zostały zachowane i działania ABW były legalne. Opinia fonoskopijna Instytutu Ekspertyz Sądowych była dowodem, że czynności operacyjne zostały przeprowadzone w sposób rzetelny. I w samą porę, bo Kwiecień robił przygotowania do zamachu od 2009 r.
- Nikt oskarżonego Kwietnia do niczego nie namawiał, nie nakłaniał, nie inspirował, nikt oskarżonemu nie podsunął myśli, by zrobić zamach na Sejm, Hannę Gronkiewicz-Waltz, Monikę Olejnik. Wszystkie koncepcje pochodziły od Kwietnia, nie możemy mówić o żadnej prowokacji ABW - powiedziała sędzia Almert.
Dodała, że wszelkie działania oskarżonego związane z zamachem na Sejm wynikały z potrzeby uśmiercenia najważniejszych osób w państwie. I ostrzegła, że: „nie istnieje stuprocentowe bezpieczeństwo, jeżeli chodzi o terroryzm. Musimy się liczyć, że atak terrorystyczny kiedyś nastąpi”.
- Gdyby Brunon Kwiecień nie został zatrzymany, dziś rozmawialibyśmy na zgliszczach państwa - mówiła sędzia do licznie zgromadzonych mediów.
Maciej O., drugi z oskarżonych w procesie, za handel bronią został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata.
Proces w liczbach
Podczas ogłaszania wyroku sędzia Almert podsumowała cały proces w liczbach. Od stycznia 2014 r. krakowski sąd przeprowadził 114 rozpraw, niektóre odbywały się w soboty i niedziele. Były też sesje wyjazdowe u świadków oraz w Sądzie Okręgowym w Warszawie i Sądzie Najwyższym.
Krakowski sąd przesłuchał 99 świadków, w tym 5 niejawnych, tzw. incognito. Sąd przesłuchał ich osobiście, ale w taki sposób, że nie byli widoczni dla prokuratora, obrońców i oskarżonego, a jedynie dla sądu. Sędzia ujawniła, że obrońcy wnioskowali o odczytanie zeznań 50 świadków, ale sędzia się na to nie zgodziła i słuchano ich zeznań na rozprawie. Akta sprawy to 109 tomów, w tym 34 tomy akt niejawnych.
Brunon Kwiecień został skazany w I instancji na 13 lat więzienia za przygotowywanie od lipca do listopada 2012 r. ataku terrorystycznego na konstytucyjne organy RP, nakłanianie w 2011 r. dwóch studentów do przeprowadzenia zamachu oraz nielegalne posiadanie broni i handel nią. Sąd Apelacyjny obniżył jednak wyrok na Kwietnia do 9 lat więzienia. Uznał, że wszystkie czyny trzeba traktować jako jedno przestępstwo. Obrońcy niedoszłego bombera twierdzili, że proces był stronniczy. Sąd II instancji uznał inaczej, stwierdzając, że był prowadzony rzetelnie. Kwiecień nie odbył całej kary zmarł w celi wrocławskiego więzienia w 2019 r.
- Te osoby nie dostaną ślubu kościelnego
- Tak wyglądał Kraków 1000 lat temu! Oto rekonstrukcja
- Tak oszukują nas sklepy spożywcze. TOP 10 nieczystych zagrań!
- Horoskop miesięczny na grudzień 2022 dla wszystkich znaków zodiaku
- Otwarto nowy prywatny akademik w Krakowie. Prawdziwy wypas dla studentów z kasą
- Budowa S7 na północy Małopolski. "Ekspresówka" widziana z góry robi wrażenie
Wyższy podatek od nieruchomości od 2023 roku
