Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieje Gorlic w wersji "dla wszystkich", czyli historia, którą czyta się jak powieść

Halina Gajda
fot. halina gajda
Andrzej Ćmiech opowiada, jak karani byli radzieccy żołnierze za gwałty, kto uciekł z walczących Gorlic, ile jarmarków w roku mogło się odbyć i gdzie szukał informacji, przygotowując historię miasta.

Panie Andrzeju, ponoć wielka monografia Gorlic jest już prawie gotowa...
Jest gotowa. Teraz czekają ją prace związane z redakcją i korektą, bo materiał musi być wygłaskany i dopieszczony. Nie powiedziałbym do końca, że to monografia, a raczej książka do czytania. Podręczników historycznych mamy bez liku, a sztywne fakty historyczne nie są pociągającą lekturą.

Skoro monografia, to rozumiem, że zaczął Pan niemal od zarania dziejów Gorlic.
Dokładnie od momentu powstania...

A wcześniej? Przecież coś musiało tutaj być, i to raczej nie głęboka knieja...
Kniei nie było, a po prostu osada. Uprzedzając pytanie - nie były to żadne dzikie plemiona ani ludożercy, tylko porządna osada, jak na ówczesne czasy, bardzo cywilizowana, bo posadowiona na szlaku handlowym z Węgier do Krakowa. Korci mnie, żeby zapytać, dlaczego nikt nie chce się podjąć opisania tego właśnie okresu. Rozpływamy się nad Świeykowskim, Pieniążkiem, bitwą, ale jakoś nikt nie chce się podjąć zbadania czasów wcześniejszych. Bo nie ma źródeł. Informacje trzeba by oprzeć na badaniach archeologicznych, a takich dotyczących Gorlic nie ma. Nikt nigdy nie zadbał. Owszem, Józef Barut, zabiegał o przeprowadzenie takich badań. Miał nawet archeologa dr Józefa Żurowskiego, ale pomysł zarzucono. Próbował więc sam je przeprowadzić, znalazł mnóstwo kafli...

… takich piecowych?
Dokładnie takich! Jakieś monety rzymskie i inne numizmaty. Ale Barut był amatorem, z całym szacunkiem dla jego pracy, nie można się opierać na jego wnioskach. Szkoda, że zanim zalano Dworzysko betonem i asfaltem, nikt nie pomyślał o takich badaniach. To idealne miejsce, według współczesnej wiedzy, właśnie dzisiejsze Dworzysko było miejscem, gdzie "zaczęły" się Gorlice.

Podczas rewitalizacji odnaleziono studnię.
To jeden z wyznaczników centrum dawnego miasta. Tam ludzie przychodzili po wodę.

Wróćmy do książki.
Racja. Jak już mówiłem, pisząc myślałem o książce do czytania, nie o akademickim podręczniku do historii. Wiele miejsca poświęciłem na cytaty ze starych gazet i pamiętników, bo to one są najlepszym źródłem wiedzy o nastrojach ludzi, wydarzeniach często pomijanych. Są pełne zatrważających opisów z czasu Bitwy pod Gorlicami. Na przykład niejaki Feliks Grąglewski opisał jak podczas bitwy wybrał się do domu. Trzeba wiedzieć, ze w tych dniach krył się z rodziną w jakiejś ziemiance. Wyszedł po ubrania, a dokładnie w tym samym czasie rozpętała się wyjątkowo ostra potyczka. Wspomina nie tylko o świszczących kulach, ale o tym że modlił się i przeklinał na przemian. Pisze o tym w zwykłych słowach, bez puszenia, kozactwa, strugania bohatera, bez egzaltacji.

I bez martyrologicznego zabarwienia?
Po prostu zwyczajnie - w twardych słowach pisze jak bardzo się bał. Po ludzku bał. Albo inna historia - mało kto wie, że w 1945 roku w Gorlicach działała Radziecka Wojenna Komenda Miasta, a komisarzem był niejaki major Gonczarow. Rządził w Gorlicach tylko do kwietnia 1945 roku, ale z pamiętników wynika, że stosunki z mieszkańcami były poprawne. Owszem były incydenty - zdarzało się, że żołnierze radzieccy dopuszczali się gwałtów - ale zawsze surowo karane. W zapiskach znalazłem informację o tym, że wystarczyło, by padło podejrzenie, a delikwent lądował na kilka tygodni w ścisłym areszcie o chlebie i wodzie. Z drugiej strony, Rosjanie mieli lepkie ręce.

Kradli.
Skądś w końcu wzięła się anegdotka: ciężkie czasy - rzekł ponoć radziecki żołnierz wymontowawszy zegar z ratuszowej wieży. Katarzyna Szatko napisała w swoim pamiętniku o wojakach, którzy odwiedziwszy ją, wychodząc, niby przez przypadek zabrali ze sobą laleczkę z saskiej porcelany, francuski budzik i szklany przycisk do papieru z zatopioną wewnątrz złotą rybką. Napisałem do Centralnego Muzeum Sił Zbrojnych w Moskwie z prośbą o odnalezienie w archiwach zdjęcia owego mjr. Gonczarowa. Po rosyjsku oczywiście, ale jak dotychczas nie mam odpowiedzi. Pewnie na nasze małe Gorlice przełożyło się ogólnoeuropejskie oziębienie stosunków z Rosją. Może jeszcze mi odpiszą, ale i tak smaczków, czy ploteczek jest w książce znacznie więcej.

Ploteczek? W książce historycznej?
Historycznych ploteczek. Choćby o tym jak słynny Pieniążek oskarża niejakich Rylskich o zdradę stanu, podczas gdy jego przeciwnicy zarzucają mu złodziejstwo, albo o śmierci ówczesnego proboszcza ks. Antoniego Sosa, który opuścił miasto w trakcie bitwy.

Opuścił czyli po prostu uciekł.
Opuścił. W wigilię 1914 r. był jeszcze w Gorlicach. Potem się ewakuował z innymi. Wracając do tematu - wieść o jego śmierci ludzie przekazywali sobie w listach.

Zachowały się takie?
Pewnie. Podobnie jak mnóstwo archiwalnych zdjęć, które nie widziały światła dziennego. Na przykład z pożaru miasta w 1874 roku, odbudowy kościoła po pożarze, piękne zdjęcia z okresu międzywojennego. No i oczywiście fotografie osób ważnych w historii miasta, wiele znanych postaci, ale i kompletnie obcych. Prawdziwą wisienką na torcie są karty pocztowe z maja 1915 roku. Wspomniany przeze mnie wcześniej Graglewski opisuje córce, która pracowała w Nowym Sączu jako pielęgniarka, walki w Gorlicach. Są i dokumenty - między innymi pierwsza zapiska o Gorlicach z 1388 r. oraz oryginalny przywilej z 1837 r. nadany miastu przez cesarza Ferdynanda I na podstawie którego można było w Gorlicach organizować 12 jarmarków w roku. Nie mogło zabraknąć wątku żydowskiego. Przecież przez lata Żydzi stanowili połowę mieszkańców miasta. Udało mi się i dotarłem do zdjęć bożnicy przy ul. Piekarskiej. Nad wejściem widnieje misterny portal. Potem, niestety zniszczony, podczas kolejnych remontów. Te zdjęcia też nie były wcześniej nigdzie publikowane.

Jak daleko we współczesność Pan doszedł?
Do roku 1989. Uznałem, że dalej nie ma sensu, bo współczesna historia jest zbyt skomplikowana, żeby nie powiedzieć - kontrowersyjna. Żyje wiele ludzi, których taka czy inna ocena mogłaby dotknąć. Choćby sprawa Bronisława Wielgosza, niegdysiejszego szefa fabrycznej Solidarności, którego oskarżono o współpracę ze służbą bezpieczeństwa. Dokumenty są tak niejednoznaczne, że nie ma sensu ich rozpatrywać, wystawiać jakieś oceny.

Po prostu bał się Pan dotykać tych spraw.

W pewnym sensie tak. Nie mam inklinacji do ferowania wyroków.

Z tego co Pan mówi, będzie to opasłe tomisko.
Gdzieś około 270 stron. Muszę być sprawiedliwy i powiedzieć, że książka to wynik dziesięcioletniej współpracy z Gazetą Gorlicką i telefonów: panie Andrzeju, co pan przygotował na piątek? Muszę się więc spinać, szukać ciekawostek, przegrzebywać archiwa w muzeach, instytutach historycznych, szukać kontaktów, bo sztywne opisywanie faktów nie zadowala Redakcji, o Czytelnikach nie wspominając.

Czasem trzeba sporo energii, by Pana namówić na pewne tematy. Mówię o tych związanych z obyczajowością, dbałością władz o zdrowie niektórych mieszkanek.
(śmiech) Wiem, wiem. W książce też ich nie ma. To ma być w końcu poważna historia miasta!

Rozmawiała: Halina Gajda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska