Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekspert zakonów i parafii

Marta Paluch, współpr. Artur Drożdżak
Marek Piotrowski w 1970 roku. Przeniósł się wtedy, na własną prosbę,  z milicji do SB
Marek Piotrowski w 1970 roku. Przeniósł się wtedy, na własną prosbę, z milicji do SB materiały IPN
Milicjant, funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, biznesmen, wydawca, pełnomocnik parafii i zakonów. Kim jest Marek Piotrowski, do którego spółek weszło w środę ABW?

Według opinii przełożonych z wydziału śledczego komendy wojewódzkiej w Katowicach, Piotrowski z pracą śledczą i kontrwywiadowczą radził sobie w latach 70. świetnie. - Po niedługim czasie pracy w SB, na tzw. kontakcie miał trzech tajnych współpracowników (z czego jednego pozyskał osobiście). Posiadał też 12 kontaktów operacyjnych, a dwóch kandydatów miał "w opracowaniu".

Nie wiemy, dlaczego tak nagle popadł w niełaskę u swoich przełożonych ze służby

"Mimo krótkiego okresu pracy w wydziale, dał się poznać jako pracownik przejawiający dużo własnej inicjatywy (...) Samorzutnie realizuje czynności na powierzonym mu odcinku pracy. Jest zdyscyplinowany, sumienny i koleżeński. Strona etyczno-moralna bez zastrzeżeń" - chwalił Piotrowskiego w 1973 r. ppłk Władysław Leś, naczelnik wydziału II SB (kontrwywiad) w wojewódzkiej komendzie milicji w Katowicach.

Poparł wniosek Piotrowskiego o awansowanie go na stopień sierżanta. Młody funkcjonariusz szybko awansował, także finansowo. Niedługo potem jednak musiał odejść w niejasnych okolicznościach.

Od listonosza do milicjanta
Aby to zrozumieć, trzeba się cofnąć w czasie. W 1965 roku Piotrowski ma 20 lat. Zaczyna pracę jako doręczyciel telegramów w Krakowie. Na poczcie (ówczesnyn Okręgowym Urzędzie Pocztowo-Telekomunikacyjnym) wytrzymał pół roku - do czerwca 1965. Zarobki były tam wyjątkowo marne.

Wnioskuje o przyjęcie do milicji. W ankiecie deklaruje: nie był karany, nie był za granicą, żadnej rodziny tam nie ma. Po prześwietleniu jego rodziny ("w czasie okupacji i po wyzwoleniu nikt z najbliższej rodziny kandydata nie należał do żadnej organizacji wrogiej Polsce (...)", Piotrowski w maju 1966 r. trafia do krakowskiej MO jako referent służby remontowo-budowlanej kwatermistrzostwa. Z pensją 650 zł. Niewiele.

Z początku nie idzie mu najlepiej. "W swojej pracy popełnia cały szereg błędów" - czytamy w opinii służbowej ze stycznia 1967 r. udostępnionej nam przez IPN. Przełożeni zarzucają mu brak dokładności. Jest jednak ceniony za chęci i poprawność polityczną: "Jego postawa moralno-ideologiczna jest bez zarzutu, dowody tego dał ob. Piotrowski w czasie wypadków marcowych. W ostatnim czasie wstąpił w szeregi kandydatów PZPR" - notuje jego przełożony w czerwcu 1968 roku.

W tym też roku młody milicjant przenosi się do MO w Katowicach. Prowadzi postępowania o drobne przestępstwa w komisariacie w Szopienicach. W 1970 roku prosi o przeniesienie do SB, do wydziału śledczego KW MO w Katowicach. Powód - finanse. Ale chce też awansować. Tym bardziej że studiuje prawo na Uniwersytecie Śląskim.
Szybki wzlot
W SB prowadzi sprawy przestępstw gospodarczych. Kradzież materiału wybuchowego, pochwalanie faszyzmu, uszkodzenie przenośnika taśmowego... Nic porywającego, choć nazywa się ładnie - zwalczanie przestępstw wymierzonych przeciwko gospodarce narodowej. Piotrowski coraz więcej zarabia. Tylko w 1970 roku dostaje aż trzy podwyżki.

W 1972 r. na własną prośbę zostaje inspektorem wydziału II SB w KW MO. Odtąd zajmuje się kontrwywiadem - szuka kapitalistycznych szpiegów. Przełożeni dają mu kolejne podwyżki i nie szczędzą pochwał. Dostaje do rozpracowania sprawę nadużyć w CPN w Bielsku-Białej.

Upadek w SB
W sierpniu 1974 r. funkcjonariusz prosi o dodatek kwalifikacyjny - 400 zł. Jego przełożony, ppłk Leś, chętnie się zgadza. "Po przeszkoleniu w Szkole Oficerskiej SB będzie pełnowartościowym pracownikiem" - pisze w opinii.

Chwali Piotrowskiego za to, że bierze "czynny udział w życiu partyjnym", podkreśla też, że jestem już magistrem prawa (obronił się w lipcu 1974 r.). Dodatek zostaje przyznany. Funkcjonariusz zarabia wtedy 4,5 tys. zł, czyli równowartość dwóch przeciętnych pensji. W międzyczasie okazuje się jednak, że stracił sympatię przełożonego.

Ten sam pułkownik, który oficjalnie go wychwalał, w tajnym raporcie, jeszcze z lipca 1974 r., wydał druzgocącą opinię: "mimo długoletniego stażu pracy w SB i MO, nie posiada większego doświadczenia w pracy operacyjnej, przy równoczesnym braku przygotowania teoretycznego, co w sposób widoczny odbija się na osiąganych wynikach. Zbyt mało również przejawia inicjatywy w podejmowaniu decyzji dla realizacji bardziej złożonych i skomplikowanych przedsięwzięć operacyjnych".

Przełożony odbył z Piotrowskim poważną rozmowę. Tak poważną, że ten postanowił zrezygnować ze służby. W raporcie, który powstał po tym zdarzeniu, ppłk Leś pisze: "powyższy raport jest wynikiem narastającej od pewnego czasu postawy niezdyscyplinowania, braku taktu wobec bezpośrednich przełożonych i zaniedbań w pracy zawodowej.

(...) Ze względu na to, że towarzysz Piotrowski nie wyciągnął żadnych innych wniosków poza raportem o zwolnienie, a ponadto nie widząc perspektyw jego pracy w naszych organach, raport o zwolnienie popieram" - skwitował.

Na otarcie łez funkcjonariuszowi pozostało 16 tys.380 zł odprawy oraz nieskazitelna opinia moralno-ideologiczna, której nie kwestionował nawet zeźlony przełożony. Piotrowski odszedł z SB 30 września 1974 r.
Biznesmen
Po odejściu ze służby Marek Piotrowski nie może jeździć za granicę przez dwa lata - SB wydaje specjalny dokument o zastrzeżeniu jego wyjazdów.( Z dowodu osobistego wykreślają mu nawet wpis uprawniający do przekroczenia granicy NRD). W 1975 r. przechodzi do pracy w urzędzie wojewódzkim. Odchodzi jednak stamtąd po roku.

W latach 80. i 90. jego losy nie są jasne. Jak ustalił "Newsweek", początkowo Piotrowski prowadził w Bielsku sklep motoryzacyjny, a potem wyjechał za granicę, do Austrii i Niemiec. Wrócił stamtąd w 1990 r. jako przedstawiciel firmy ubezpieczeniowej Allianz.

Staje się biznesmenem i zdobywa zaufanie śląskich hierarchów duchownych, m.in. byłego biskupa pomocniczego diecezji katowickiej, późniejszego sekretarza Konferencji Episkopatu Polski, abp. Piotra Libery.

W latach 90. zaczyna działać rządowo-kościelna Komisja Majątkowa, która ma pomagać w odzyskiwaniu dla parafii i zakonów ziemi zagrabionych w PRL-u. Piotrowski stanie się gwiazdą tych postępowań.

Biskup Tadeusz Pieronek, sekretarz KEP do 1998 r., pamięta, że Piotrowski często bywał w Episkopacie. - Spotkałem go kilka razy w stołówce. Był doradcą abp. Libery, który go powołał do załatwiania jakichś spraw związanych z Komisją Majątkową - mówi biskup Pieronek.

Mec. Ryszard Kryj-Radziszewski, prezes Towarzystwa Pomocy Bezdomnym im. brata Alberta, które wynajęło Piotrowskiego, pamięta, że ten zawsze obracał się w kręgu Komisji Majątkowej. - Brał udział w uzgadnianiu kwestii prawnych - mówi krakowski adwokat. Biskup Pieronek wspomina również, że w końcu lat 90. doradzał on księdzu Tadeuszowi Nowokowi, szefowi Komisji Majątkowej.
Kłopoty szefa Komisji Majątkowej
Ks. Nowokowi te kontakty nie wyszły na dobre. Po artykule w "Newsweeku" został zwolniony z funkcji.

Tygodnik opisał, jak ksiądz Nowok w 2000 r., jako szef Komisji Majątkowej, zawarł ugodę dotyczącą parafii św. Jana Chrzciciela w Bielsku-Białej. W jej wyniku parafia zyskała cztery działki (9,5 ha) w zamian za utracone w PRL mienie. Sęk w tym, że Nowok sam był proboszczem tej parafii. Co więcej, działki były wycenione sporo poniżej realnej wartości. To pozwoliło kilka miesięcy później wykupić je od parafii za bezcen.

Kto był kupcem? Ks. Nowok i Marek Piotrowski. Działka tego ostatniego była warta na rynku 20 razy więcej niż za nią zapłacił. Ale już wtedy, na początku lat 2000, za Piotrowskim ciągnęła się fama świetnego pełnomocnika. Zaczął reprezentować różne zakony i parafie. W 2001 r. wynajęły go krakowskie siostry albertynki i Towarzystwo Brata Alberta.

- Siostrom polecił go któryś z zakonów, nie pamiętam już który - mówi mec. Radziszewski, który wcześniej sam reprezentował siostry. - Bezskutecznie walczyliśmy o zwrot od gminy gruntów w Rząsce. W ugodzie z 1997 r. nasze roszczenia zostały zaspokojone tylko częściowo - mówi adwokat. Po zatrudnieniu Piotrowskiego wszystko się nagle odwróciło.

- Życzyłbym sobie takiej skuteczności. Widać było, że ma doświadczenie i zna się na tym, co robi. Był człowiekiem od załatwiania problemów - dodaje. Po trzech latach towarzystwo dostało 15 mln zł odszkodowania i 5 ha ziemi w Mogilanach.

Czy to, że wcześniej był esbekiem, nikomu nie przeszkadzało? - Wtedy nie wiedzieliśmy o tym, ale umówmy się: gdy idziemy do lekarza, interesuje nas, czy dobrze leczy, prawda? Przeszłość Piotrowskiego nie jest tak wstrząsająca, by go przekreślać - tłumaczy mec. Radziszewski.
Karuzela działek w Krakowie
Piotrowski reprezentował też w 2005 r. krakowski klasztor Sióstr Norbertanek. Po tym postępowaniu wśród urzędników w gminie miał dobrą opinię.

- Podczas negocjacji wszystko szło gładko. Pełnomocnik był elastyczny, nie mieliśmy do niego zastrzeżeń - mówi prof. Andrzej Oklejak, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. prawnych. Jednak rok później, w dwóch kolejnych sprawach (grunty dla cystersów i parafii mariackiej) Piotrowski pokazał pazury.

- Negocjowaliśmy. On był pewny siebie, mówił: niech gmina nic się nie martwi, ziemi nie stracicie, a odszkodowanie zapłaci Skarb Państwa - mówi Oklejak. - Gdy dowiedzieliśmy się, że nasza działka przy ul. Siewnej przeszła na rzecz parafii mariackiej, a do ksiąg wieczystych jest już wpisana jako nowy właściciel, byliśmy w szoku - dodaje.

Na tej działce miało powstać centrum handlowe. Komisja Majątkowa orzekła o zmianie właściciela gruntu tajnie i ostatecznie (to niekonstytucyjne wręcz prawo daje jej ustawa). Grunty wskazał Piotrowski.
Parafia odzyskała też 12 ha ziemi przy ul Radzikowskiego od Agencji Nieruchomości Rolnych, mimo że jej prezes wcześniej wypowiadał się, że nie ma prawa tego żądać.

- Piotrowski powiedział: on już długo nie porządzi. I rzeczywiście, za dwa tygodnie przyszedł nowy prezes i parafia dostała te ziemie - mówi prof. Oklejak. Jeszcze większy szok przeżyła gmina tracąc w podobny sposób warte 24 mln zł działki w centrum miasta na rzecz cystersów. Tam miało stanąć centrum handlowe, a jedna z działek była wystawiona na przetarg, oferenci nawet zapłacili już wadium. Protesty gminy zdały się na nic. Urzędnicy podali sprawy do sądu, ale ten stwierdził, że decyzje Komisji są ostateczne.

Nie miał tabliczki na drzwiach
Czy ks. Bronisław Fidelus, proboszcz parafii mariackiej w Krakowie, nie miał oporów przed zatrudnianiem byłego funkcjonariusza?

- Wtedy o tym nie wiedziałem. W kręgach kościelnych był polecany, a ja miałem już dość zajmowania się tymi sprawami sam - mówi ksiądz. - Zresztą w jego kancelarii nie było tabliczki "były esbek" - dodaje ksiądz. Pojawiły się też informacje, że Piotrowski doradzał również krakowskiej kurii. Jej rzecznik, ks. Robert Nęcek stwierdził, że nic mu o tym nie wiadomo. - A jeśli chodzi o parafię mariacką, to proszę pytać ks. Fidelusa - zakończył rozmowę.

Arcybiskup Libera też nie mógł nam wyjawić, dlaczego zrobił Piotrowskiego swym doradcą. W sekretariacie diecezji płockiej poinformowano nas, że hierarcha jest w Ziemi Świętej do końca tygodnia.
Próbowaliśmy zapytać też, kto polecał Piotrowskiego siostrom norbertankom. Ale zakonnice nie chciały na ten temat rozmawiać.
ABW wkracza do spółek prawnika
Oprócz działalności w Komisji Majątkowej, Marek Piotrowski nadal zajmował się swoim biznesem.
W 2006 r. założył tygodnik i portal Super-Nowa. - Pan Marek Piotrowski już nie jest naszym wydawcą, te obowiązki przejął jego syn - potwierdza Mariusz Hujbus, redaktor naczelny pisma, które ma centralę w Bielsku-Białej. Krakowskim oddziałem kieruje Leszek Górak, były policjant. - Marka Piotrowskiego poznałem z pół roku temu, to fantastyczny facet - mówi krótko.

W środę agenci ABW weszli do spółek Piotrowskiego. Przeszukali redakcję i dom. Zrobili to na polecenie warszawskiej prokuratury. Bada ona sprawę zaniżania wycen gruntów w Białołęce, które parafie i zakony zyskały w wyniku decyzji Komisji Majątkowej i zaraz sprzedały je z zyskiem.

Czy to będzie koniec kariery 64-letniego prawnika? Nie wiadomo. Według informacji "Gazety Wyborczej", obciążył go były wspólnik w interesach, a teraz zacięty wróg, Dariusz Moskała. Miał on zeznać m.in., że na polecenie Piotrowskiego korumpował (za 20 tys. zł) jednego z członków Komisji Majątkowej.

Jeśli jego zeznania okażą się wiarygodne, pełnomocnik zakonów może się znaleźć w opałach. Mimo prób, nie udało nam się skontaktować z Markiem Piotrowskim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska