Będąc sam emerytem, zastanawiam się, jak opisać status dzisiejszego emeryta w Polsce, bo nie wszędzie na świecie jest on porównywalny do naszego. Bywa różnie, czasem zupełnie dobrze. Najczęściej jednak tę kategorię osób, które z racji osiągniętego wieku przechodzą na emeryturę, a więc nie pracują i żyją z łaski państwa, traktuje się jako piąte koło u wozu, albo - w mojej wyobraźni - jako piątą żonę w haremie.
Piąte koło u wozu nie jest potrzebne, choć w przypadku awarii ratuje sytuację. A co do piątej żony w haremie, to jest islamska recepta na takie działania rządów, które pozbawiają emerytów tego, na co zarobili uczciwą pracą. Pierwsza żona w haremie ma najprostszy dostęp do męża, uprzywilejowane stanowisko w rodzinie, dostęp do ubiorów i uciech. Druga, a zwłaszcza piąta, musi czekać na chwilę szczęścia, ale może go w ogóle nie osiągnąć. Stąd zwyczaj, że to, co uzyskała w życiu, pierścionki, bransolety i najlepsze odzienie, nosi na sobie, bo kiedy ją mąż oddali, zostaje tylko z tym, co ma na sobie.
Emerytura z łaski państwa? Tak. Bo otrzymywana emerytura ma się nijak do wkładu wysiłku każdego z emerytów w państwową kasę, w stosunku do tego, co emeryci otrzymują na swoje utrzymanie po dziesiątkach lat pracy. Oczywiście, że jest to w dużej mierze kwestia mądrego i sprawiedliwego systemu emerytalnego, zaś u nas także umiejętnego przezwyciężenia i naprawienia błędów, wynikających w państwach komunistycznych z przekonania, że to państwo, a nie zasada sprawiedliwości decyduje o tym, kto, kiedy i ile może dostać pieniędzy na przeżycie swojej starości.
W statusie dzisiejszego emeryta dostrzegam duże podobieństwo między nim a piątą czy dziesiątą żoną w haremie. Skąd biorą się takie porównania? Otóż stąd, że stary człowiek, nawet jeżeli jest jeszcze w pełni sił fizycznych i umysłowych, jest odsuwany od wpływu na bieg codziennego życia, co wynika z przekonania, że po pierwsze, blokuje miejsce dla młodych, lepiej wykształconych i gotowych podjąć większe ryzyko, zwłaszcza w sferze działań gospodarczych, a po drugie, stanowi finansowe obciążenie dla społeczeństwa, bo już nie produkuje, a tylko czerpie profity, przy czym bardzo łatwo zapomina się, że on na te profity sam zapracował.
Jest w tym obrazie współczesnego emeryta jeden zasadniczy brak. Polega on na traktowaniu emeryta nie w kategoriach jego ludzkiej godności, ale wyłącznie w aspekcie jego przydatności i to wyłącznie ekonomicznej. Ten brak jest wyraźnie widoczny w zestawieniu z wiekową tradycją wielu cywilizacji, w których starość była ceniona za doświadczenie i płynącą z niego mądrość życiową. Były oczywiście i w dawnych czasach praktyki pozbywania się starców, raczej tych pozbawionych kontaktu ze światem i zrzucania ich ze skały, by się pozbyć kłopotu opieki nad nimi. Generalnie jednak przeważał szacunek dla starszych.
Wydaje się, że nasza cywilizacja nie przejęła tej tradycji szacunku, kierując się przekonaniem, że młodzi, dzięki nowoczesnym zdobyczom wiedzy, sprawniej i lepiej potrafią podejmować decyzje prowadzące społeczeństwa do dobrobytu, niż ludzie posiadający doświadczenie z przeszłości. Z punktu widzenia efektywności ekonomii jest w tym dużo racji, ale kiedy spojrzymy na sytuację człowieka także jako istoty posiadającej aspiracje duchowe, okazuje się, że kalkulator nie wystarczy, zaś doświadczenie życiowe, pochodzące z przeżycia rozmaitych, dobrych i złych sytuacji, ma niezastąpione znaczenie dla ustawienia człowieka do współczesnych wyzwań i do ludzkich aspiracji, wykraczających poza zdobywanie dóbr materialnych.
W takiej optyce w dobrej sytuacji znajdują się tylko ci emeryci, którzy są majętni. Co mają robić ci, których przez całe życie nie było stać na odłożenie czegokolwiek na starość, mimo uczciwego życia i solidnej, ciężkiej pracy? Zdani na państwo, zwłaszcza jeśli jest niesprawne, muszą znosić upokorzenia i biedę.
To nie jest problem ekonomiczny, bo on jest do rozwiązania, zważywszy, że państwo kieruje się zasadą sprawiedliwości. To jest problem szacunku dla człowieka, którego nie wolno oceniać tylko w kategoriach materialnego zysku w każdym etapie jego życia, a którego w okresie, kiedy on już materialnie nie wzbogaca społeczeństwa, nagradza się przynajmniej tym, co mu jest potrzebne do godnej człowieka egzystencji.