Na pół godziny przed pierwszą akcją meczu swój doping rozpoczęli wiślaccy fani. W przeszłości naprawdę wielce pomocni w przechylaniu szali zwycięstwa. I wczoraj sytuacja się powtórzyła. Co m.in. podkreśliła Andja Jelavić: - Kibice poderwali nas, kiedy sytuacja stawała się bardzo trudna, a gra przestawała się nam kleić.
Zobacz także: Melikson dojechał na zgrupowanie Wisły
W sezonie 2008/2009, w euroligowej fazie grupowej, wiślaczki dwukrotnie (80:79 po dogrywce w Orenburgu i 91:70 u siebie) "pobiły" Nadieżdę, ale pod Wawelem zdawano sobie sprawę, że nie ma sensu porównywać tamtej rosyjskiej drużyny do obecnej. Ponadto respekt mogły wzbudzać ostatnie wyniki orenburskiej ekipy w Pucharze Rosji - m.in. wygrana w Moskwie ze Spartakiem i minimalna przegrana z Jekaterynburgiem na jego parkiecie.
Jednakże w pierwszej kwarcie Nadieżda nie miała wiele do powiedzenia. Dlaczego? Wytłumaczenie jest bardzo proste - tak dobrze grającej Wisły jeszcze w tym sezonie nie widzieliśmy! Agresywnej w obronie, efektownej i skutecznej w ofensywie. 4:0 (2 min), 11:4 (4 min), 23:13 (9 min) i 27:13 na koniec pierwszej odsłony - to była koszykówka najwyższej próby.
Świetnie rozpoczęła się też druga kwarta - od "trójki" Powell i przewaga wzrosła do 17 "oczek" (30:13). Dalej było jednak już gorzej. Głównie z dwóch powodów - strat ofensywnych oraz nieskuteczności przy rzutach "dwójkowych". Ponadto już w 13 min krakowianki miały na koncie 4 faule i każdy następny skutkował rzutami wolnymi dla rywalek, co skrzętnie wykorzystały.
W ostatniej minucie pierwszej połowy wynik zmniejszył się do 38:33 dla wiślaczek, ale na 5 sekund przed syreną Powell przymierzyła z dystansu i 41:33 wolno było przyjąć jako wynikowy i psychiczny oddech. Co ciekawe, z 14 "oczek" zdobytych przez gospodynie w drugiej kwarcie, aż 12 padło po "trójkach".
W odsłonie trzeciej zespoły dosyć długo się "wstrzeliwały", ale w 23 min - dzięki Jelavić na tablicy wyświetlił się wynik 45:33. Potem jednak o punkty było o tyle trudniej, że m.in. aż trzy "czapy" zafundowała krakowiankom Amerykanka Charles. Kilka razy zawrzało też na trybunach, po sędziowskich werdyktach. Cóż, przynajmniej w jednym przypadku (orzeczenie faulu na Kobryn) arbitrzy się pomylili...
Zobacz także: Melikson dojechał na zgrupowanie Wisły
Ostatnią kwartę rozpoczęto przy rezultacie 57:50. Było to dużo (ważna jest przecież każda przewaga) i zarazem niewiele, gdyż w koszykówce czasami w okamgnieniu można stracić nawet imponującą "nadwyżkę"... Kiedy w 34 min krakowianki prowadziły 66:54 (Powell z dystansu) wydawało się, że nic złego już im się nie przydarzy. Niestety, kolejne punkty gospodynie zdobyły dopiero w... dogrywce (Kobryn z wolnych w 41 min na 68:66.). Wcześniej zaprzepaszczając dorobek i sprawiając wrażenie słaniających się ze zmęczenia.
W dodatkowym czasie siły jednak wróciły, wiślaczki pokazały też, że są wyjątkowo odporne psychicznie. Dogrywkę rozegrały przecież, podobnie jak pierwszą kwartę, prawie perfekcyjnie! A wynikowo wyglądało to tak: 43 min - 70:66 (dwa trafienia Kobryn), potem 70:68 i 71:68 (wolny Phillips), 44 min - 74:68 po akcji Leuczanki 2+1, 45 min (16 sek. do końca) - 74:70 i wreszcie (7 sekund do syreny) - 75:70 po wolnym Powell.
Wisła Can-Pack - Nadieżda Orenburg 75:70 po dogrywce (27:13, 14:20, 16:17, 9:16, 9:4)
Stan play off (do 2 zwycięstw): 1:0.
Sędziowali: Juris Kokainis (Łotwa), Aare Halliko (Estonia) i Wiktor Bożenar (Ukraina)..
Widzów: 2000.
Wisła: Phillips 18 (1x3), Powell 16 (3x3), Kobryn 16, Leuczanka 10 (1x3), Jelavić 4 - Baśko 7 (1x3), Leciejewska 4, grała też Pawlak. Trener: Jose Ignacio Hernandez.
Nadieżda: 6Charles 24, Sapowa 16 (2x3), Wieremiejenka 10, Owczarenko 6, Berseniejewa 4 - Christon 10 (2x3), grały też Hammon, Baranowa, Zakałużnaja i Burik. Trener: Władimir Kołoskow.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:**Grali w karty. W ruch poszedł scyzoryk**