MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Fatum ciąży nad rodziną Gruców. Spaliły im się dwa nowe domy!

Sławomir Bromboszcz
Sławomir Bromboszcz
Sławomir Bromboszcz
Niespodziewany telefon wybudził ze snu rodzinę Gruców. Pan Grzegorz, głowa rodziny, nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Palił się jego dom. - Zamarłem. Wydawało mi się, że to tylko sen, jednak to była prawda - wspomina Grzegorz Gruca.

Był 11 sierpnia, 4 rano. Do gaszenia pożaru ruszyło 42 strażaków. Gdy przyjechali na miejsce, ogniem zajęte było 3/4 dachu. Weszli do środka wybijając szybę na piętrze oraz na parterze w oknie salonu. Po trzech godzinach udało się stłamsić ogień.

Gdy nastał dzień, rodzina Gruców zobaczyła, co zostało z ich domu. Pierwsze wrażenie nie było najgorsze. Z zewnątrz budynek z płyt OSB miał spalony tylko dach. Po wejściu do środka okazało się jednak, że zniszczenia są poważne. Uszkodzona została konstrukcja, a woda użyta do gaszenia pożaru zalała wełnę mineralną, która znajduje się pomiędzy ścianami.

- Budynek trzeba będzie rozebrać. Nie ma sensu próbować tego naprawiać - mówi zrezygnowany właściciel.

Drewniana miłość

Grzegorz Gruca z wykształcenia jest budowlańcem. Przez 12 lat prowadził firmę zajmującą się budową domów, pozostawił ich w swoim życiu wiele. Zawsze marzył, by wybudować też w końcu jakiś dla swojej rodziny. Specjalizował się w stawianiu domów z bali. Często bywał na Podhalu i podziwiał piękne góralskie konstrukcje.

- Zakochałem się w drewnianych domach, dlatego nie chciałem mieć murowanego - tłumaczy. Wraz z rodziną postanowił, że swoje marzenie spełni w Porębie Wielkiej, spokojnej wsi pod Oświęcimiem. Wydawało się, że będzie to idealne miejsce na zapuszczenie korzeni.

Budowę pierwszego domu, z bali, rozpoczął w 2009 r. Znając tajniki stawiania tego typu konstrukcji, osobiście wykonywał i nadzorował prace. Chciał mieć pewność, że wszystko zostanie zrobione zgodnie z projektem i nie będzie fuszerki.

- Poświęcałem na to każdą wolną chwilę, popołudnia, weekendy - wspomina. W sierpniu 2010 r. dom był już prawie gotowy. Rodzina planowała się do niego wprowadzić za dwa miesiące.

W salonie znajdował się piękny, wielki kominek z kamieni. To miało być serce domu, gdzie mieli wspólnie przesiadywać wieczorami. Podłączony był do centralnego ogrzewania, miał zapewnić ciepłą wodę i ogrzewanie w całym budynku.

Konstruktor zalecił panu Grzegorzowi, by kilka razy rozpalił piecyk tak mocno, by zagotowała się woda w rurach. W ten sposób miała zostać sprawdzona szczelność instalacji. Mężczyzna tak zrobił.

Podczas trzeciej próby coś poszło nie tak. Pan Grzegorz rozpalił kominek i wyszedł na zewnątrz. Wówczas zobaczył, że z komina lecą iskry.

- Za chwilę sąsiad woła, że dach mi się pali - wspomina.

Wbiegł do środka domu, jednak nie był w stanie nic zrobić. Zadzwonił po straż pożarną. Dotarcie na wieś jednostek z Oświęcimia i zmobilizowanie zastępów okolicznych OSP zajmuje jednak sporo czasu. Ogień się rozprzestrzenił. Strażacy ugasili pożar, mimo to szkody były na tyle poważne, że uszkodzona została konstrukcja. Konieczna była rozbiórka.

- Ciężko opisać, co czuje człowiek, gdy widzi, jak pali się jego dom, w którego budowę włożył tyle pracy i serca - mówi ze łzami w oczach.

Batalia o pieniądze

Dom był ubezpieczony. Po pożarze pojawił się na miejscu rzeczoznawca, który szybko oglądnął budynek. W protokole wpisał, że wystąpiła szkoda całkowita. Rodzina liczyła, że szybko uda się otrzymać pieniądze na spłatę kredytu i rozpocząć budowę nowego domu.

Grzegorz Gruca przystąpił do rozbiórki, gdy po dwóch tygodniach niespodziewanie ponownie pojawili się przedstawiciele firmy ubezpieczeniowej, by dokonać dokładniejszych oględzin. Dom był już jednak częściowo rozebrany, gdyż na poprzednim protokole nie było takowego zakazu. Obie strony powoływały ekspertów, którzy mieli ustalić, kto ponosi winę za pożar. Rozpoczęła się długa sądowa batalia o wypłatę odszkodowania. Po dwóch latach sporów sąd przyznał rację Grucom i otrzymali pieniądze.

- Wiedzieli, że nie wygrają tej sprawy. Chcieli tylko na dwa lata zamrozić pieniądze, to dla nich zysk - uważa Grzegorz Gruca, który także zajmuje się wyceną szkód dla ubezpieczycieli.

Druga próba

Rodzina Gruców nie zamierzała rezygnować z marzeń o własnym domu i postanowiła drugi raz rozpocząć budowę. Tym razem jednak nie z bali, a z płyt OSB. Taki dom buduje się szybciej i jest tańszy.

Budowę rozpoczęli w 2015 r. Mężczyzna z pomocą dwóch znajomych metodą gospodarczą sprawnie wykonywał prace, budynek rósł w oczach. Miały tam być dwie łazienki, duży salon oraz pokoje dla dzieci. Podobnie jak w pierwszym przypadku, w sierpniu, dwa miesiące przed planowanym wprowadzeniem się, marzenia poszły z dymem.

Pan Grzegorz nie ukrywa, że jego rodzina mocno to przeżyła, jednak podkreśla, że nie jest to tragedia. - Tragedia jest wtedy, gdy umrze nam ktoś bliski. My straciliśmy dom, to były nasze marzenia, jednak to tylko pieniądze - zaznacza.

Najmocniej pożar przeżył jego najmłodszy syn. Długo nie mógł dojść do siebie. Odliczał już dni do przeprowadzki. Widział, ile pracy i serca w budowę wkłada jego ojciec. - Na szczęście obyło się bez psychologa - podkreśla mężczyzna.

Ten dom też był ubezpieczony. Mężczyzna liczy, że tym razem uda się otrzymać pieniądze na spłatę kredytu bez sądowych batalii.

Straż pożarna i policja prowadzą śledztwo w sprawie podpalenia. Ślady wskazują, że ktoś wybił okno i w ten sposób zaprószył ogień. Postępowanie jednak zostanie umorzone z powodu braku wykrycia sprawcy. Pan Grzegorz wynajął firmę detektywistyczną, która ma ustalić podpalacza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska