Kolczasty łowca każdego wieczora wyłazi na łów. Sapie przy tym niemiłosiernie i tupie. Okrutnie hałasuje w żywopłocie, że nie mogę sobie wyobrazić, jakim cudem jest w stanie cokolwiek upolować. Myszy zwieją przed nim gdzie pieprz rośnie, tak samo pełzające w mroku padalce. I ukryte w trawie owady czy dżdżownice. Z drugiej strony płoszy potencjalną zdobycz i zmusza do ucieczki co być może ułatwia mu łowy. Jeśli się mylę, to zostaną mu tylko ślimaki. Hmm, ile można wytrzymać na śliskiej diecie?
Od kilku dni dokarmiam mojego lokatora. Wpierw sam trafił do miseczki i zasmakował karmy dla kota, co niespecjalni mi pasowało. Raz dałem mu odrobinę zakazanego owocu czyli mleka. Pomarudził, furczał groźnie wystawiając nos z gęstwiny kolców, ale w końcu wypił. Później przyszedł czas na drobiową wątróbkę i inne podobne rarytasy. Jest pojętny i już regularnie przychodzi po zmroku na taras. I czeka na swoje. A ja, metodycznie jak w zegarku wykładam michę pełną przysmaków. \
Nie przesadzam z dokarmianiem. Najedzony zaniedba obowiązki a ktoś ogrodu pilnować musi.
