Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Filmowy "Mayday" łączy angielskie poczucie humoru z polskimi realiami

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Jeden mąż, dwie żony i setki kłopotów – tak w skrócie można by podsumować fabułę polskiej komedii „Mayday”, która właśnie trafia na ekrany naszych kin. To ekranizacja popularnej farsy teatralnej, która z wielkim sukcesem była wystawiana od Broadwayu po polskie sceny. W rolach głównych same gwiazdy: Piotr Adamczyk, Anna Dereszowska, Weronika Książkiewicz i Adam Woronowicz. Część zdjęć kręcona była w Krakowie.

Najpierw była sztuka „Run For Your Wife” autorstwa brytyjskiego dramaturga Raya Cooneya. Napisana i zainscenizowana z matematyczną precyzją, ubrana w szaty zwariowanej farsy opowieść o taksówkarzu z dwiema pięknymi i niewiedzącymi o swym istnieniu żonami, zadziwiała swym ciętym dowcipem oraz humorystyczną uniwersalnością już od pierwszego wystawienia w 1983 roku.

Do Polski farsa trafiła na początku lat 90. i funkcjonowała pod tytułem „Mayday”, który wymyśliła tłumaczka Elżbieta Woźniak. Krakowski Teatr Bagatela świętował w zeszłym roku ćwierćwiecze jej obecności na jego afiszu. W sumie pod Wawelem wystawiono spektakl prawie 1700 razy, a obejrzało go ponad 300 tys. widzów. Farsę wyreżyserował dla Teatru Bagatela nieżyjący już słynny aktor – Wojciech Pokora.

Główny bohater filmowego „Maydaya” to Janek, który jest mężem Basi, z którą mieszka w Warszawie oraz Marysi, z którą dzieli dom na obrzeżach stolicy. Żadna z kobiet nie wie nic o istnieniu tej drugiej. Dzięki umiejętnemu lawirowaniu między dwiema żonami, wszystko jakoś się układa do czasu, kiedy pewnego dnia na głowę Janka spadną dodatkowe kłopoty. Ryzyko, że któraś z jego ukochanych dowie się o podwójnym związku wzrasta dramatycznie, a bohaterowi nie starcza już wymówek, aby ukryć prawdę. Na szczęście z pomocą przychodzi mu znajomy Staszek.

- Szukając nowych pomysłów, pewnego dnia poszedłem po rozum do głowy i sprawdziłem, co świętowało w ostatnich latach największe tryumfy na deskach teatralnych. Było kilka fantastycznych sztuk, na których ludzie genialnie się bawią, ale numerem jeden był bezapelacyjnie „Mayday”, który od dekad wywołuje w całym kraju wybuchy radości. Gdziekolwiek sztuka nie jest grana, przepony pękają, a ludzie umierają ze śmiechu. Podjąłem więc to wyzwanie, żeby zrobić film, który oferowałby widzom dokładnie to samo, a w pewnym sensie nawet więcej – wyjaśnia Wojtek Pałys, producent filmu.

Pałys od razu wpadł na pomysł, aby reżyserię „Maydaya” powierzyć Samowi Akinie. To amerykański twórca, który dał się poznać na polskim rynku filmowym jako współtwórca słynnej serii komediowej „Planeta singli”. Co ciekawe – Akina nigdy wcześniej nie widział teatralnej inscenizacji sztuki Cooneya. To pozwoliło mu spojrzeć na nią świeżym okiem. Do stworzenia scenariusza zaprosił on trójkę dodatkowych autorów: Hannę Węsierską, Julesa Jonesa oraz wspomnianego producenta – Wojtka Pałysa.

- Takie komedie jak „Mayday” muszą zawierać nie tylko wiarygodne postaci, ale także solidne podłoże dramaturgiczne, by publiczność zaangażowała się w to, co dzieje się na ekranie. Nawet w najlepszych amerykańskich parodiach typu „Czy leci z nami pilot?” oraz „Naga broń” funkcjonowała bardzo mocna dramaturgia, która dawała widzom punkt emocjonalnego zaczepienia – wyjaśnia Akina.

Główne role reżyser powierzył w swym filmie czwórce rodzimych gwiazd – Piotrowi Adamczykowi, Annie Dereszowskiej, Weronice Książkiewicz i Adamowi Woronowiczowi. Ich zadaniem było stworzenie pełnokrwistych postaci, które widz uznałby za wiarygodne. Trzeba było jednak również uważać, aby nie przenieść na plan teatralnego sposobu gry, bo ten nie wypada dobrze na kinowym ekranie. Stąd przed rozpoczęciem zdjęć zorganizowano wiele prób, a na planie reżyser często zarządzał kolejne duble.

- Na próbach testowaliśmy różne swoje pomysły, a Sam, mimo że nie mówi dobrze po polsku, w lot wszystko łapał. Był bardzo wyczulony na prawdę wewnętrzną – prawdę emocji, rytmu, spojrzenia. Tłumaczyliśmy mu, dlaczego naszym zdaniem taki czy inny żart będzie po polsku śmieszny, a on oceniał to na różne sposoby. Często po prostu patrząc na reakcje ekipy, która była tak naprawdę naszą pierwszą widownią – opowiada Piotr Adamczyk.

W efekcie „Mayday" zamienił się w niespotykaną do tej pory na naszym rynku filmowym komedię – łączącą angielskie poczucie humoru z polskimi realiami i uniwersalnym przesłaniem, głoszącym, że w miłości wygrywa ten, który jest... naprawdę szczery.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska