Tajemniczy przybysz z Ameryki w Żarkach?
Był początek lat 70. ub. wieku. Na posesji rodziców Tadeusza Ziajki w Żarkach zjawił się funkcjonariusz z posterunku Milicji Obywatelskiej z Chełmka. Zaczął dopytywać o gościa z Ameryki, którego przybycia nikt mu nie zgłosił. Był przekonany, że biały samochód, który stał na podwórku należy do jakiegoś Amerykanina.
- Musiałem dopiero tłumaczyć, że nie ma u nas żadnego gościa z Ameryki, a pojazd, który widzi, zbudowałem sam. Był prawie gotowy, ale jeszcze wtedy niezarejestrowany - opowiada Tadeusz Ziajka.
Jego samochód budził sensację nie tylko w Żarkach. W późniejszych latach, gdy mógł nim już jeździć, wszędzie budził ogromne zaciekawienie, szczególnie w Krakowie, w którym Tadeusz Ziajka zamieszkał.
Ludzie pokazywali sobie jego DKW-SAM-a palcami. Kierowcy zwalniali, żeby zobaczyć go z bliska. Któregoś dnia na moście Dębnickim ciągnął się za nim cały sznur pojazdów. Były sytuacje, że na parkingach samochód otoczony był wianuszkiem ciekawskich.
- Musiałem prosić, aby pozwolono mi dojść do samochodu, pokazywać kluczyki, że to moje auto. Ludzie pytali, co to za marka. Tłumaczyłem, że sam go zbudowałem - wspomina pan Tadeusz.
Jedni patrzyli z niedowierzaniem, inni z uznaniem.
Zaczęło się od hulajnogi z kierownicą tatry
O takich, jak pan Tadeusz mówi się, że to urodzeni racjonalizatorzy. Pierwszym pojazdem, który zrobił jako chłopiec w stolarni ojca, była hulajnoga z kierownicą od ciężarowej tatry. Szybko zorientował się, że z taką kierownicą trudno jeździć i wprowadził zmiany. Wyciąganie wniosków, otwarty umysł przydawały się potem na co dzień w pracy i przy budowie samochodu.
Był początek lat 60. Po polskich drogach jeździły głównie warszawy, syreny, czasami było zobaczyć skody czy "garbusy". - Miałem wtedy motocykl. Problem w tym, że w czasie deszczu żona na tylnym siedzeniu była zawsze najbardziej przemoknięta. I to był pierwszy powód, że zacząłem myśleć o samochodzie - uśmiecha się pan Tadeusz.
Był wtedy młodym człowiekiem na dorobku, miał blisko 25 lat. O kupnie samochodu można było wtedy pomarzyć. Nie było, jak teraz salonów, do których można było wejść i kupić auto. Ceny nie były na kieszeń przeciętnego zjadacza chleba, a do tego trzeba było mieć talon na samochód.
Wtedy też spotkał ludzi, podobnie jak on zakręconych na punkcie motoryzacji i konstruowania samochodów w przydomowym garażu czy zwykłej szopie. Miał okazję pomagać im przy takich konstrukcjach. Jako, że z zawodu był projektantem obuwia i cholewkarzem w fabryce w Chełmku, zajął siedzeniami i tapicerką.
Wyprzedził epokę motoryzacyjną w Polsce
Z czasem coraz częściej chodził mu głowie pomysł, by zbudować własny samochód. Któregoś dnia na jednej z posesji w Bestwinie k. Bielska wypatrzył skorupę samochodu zbudowanego na niemieckim DKW. Był niewykończony. Do swojego auta wykorzystał z niego potem tylko silnik i ramę. Zapłacił 2250 zł.
- Moja miesięczna pensja jako konstruktora w Chełmku wynosiła wtedy 2000 zł - wspomina Tadeusz Ziajka.
Była połowa lat 60. Zadanie wydawało się karkołomne, tym bardziej, gdy w garażu ma się tylko imadło i ręczną wiertarkę. Miał jednak szczęście do ludzi, którzy choć być może nie zawsze wierzyli, że mu się uda, to pomagali w różny sposób. Efektowna skorupa auta zrobiona została z laminatu na matrycach w Zakładach Szybowcowych w Aleksandrowicach k. Bielska. Tych samych, na których powstawały słynne polskie szybowce. Stąd tak opływowe kształty DKW-SAM.
O zdobywaniu elementów często "nie zdobycia" w latach PRL Tadeusz Ziajka mógłby napisać długą historię. Wszystko było podparte solidną wiedzą. Miał instrukcje DKW po niemiecku i drugą przetłumaczoną na polski.
Podglądał też rozwiązania światowych producentów motoryzacji. Okazją były Międzynarodowe Targi Poznańskie, na które jeździł z delegacją chełmeckiej fabryki.
W ten sposób wyprzedził epokę motoryzacyjną w Polsce. W DKW-SAM zastosował rozwiązania, których w polskich samochodach nie było nawet mowy jak pasy bezpieczeństwa otwierane brodą, rozkładane siedzenia z przodu, regulacja kąta świateł przednich, czy światło cofania.
Jego DKW-SAM ważył 840 kg, miał pojemność 650 i 22 KM. Osiągał do 100 km/godz.
Zbudowanie samochodu to jedno, a dopuszczenie do ruchu to drugie i też nie było to łatwe. Rzeczoznawca, którego opinia była konieczna, aby PZMot wystawił certyfikat dokładnie oglądał każdy element. Potem był jeszcze przegląd techniczny w siedzibie PZMot w Nowej Hucie i w końcu konstruktor z Żarek mógł wyruszyć swoim motoryzacyjnym cackiem na Kraków.
Płakali razem z żoną, gdy sprzedawali samochód
DKW-SAM jeździł trzy lata po całej Polsce. Przejechał 33 tys. km. W 1977 roku postanowił go sprzedać. Gdy nowy właściciel odjeżdżał nim sprzed bloku płakali razem z żoną, chociaż ta długo wypominała mu, że musiała konkurować z "kochanką", gdy całe dni spędzał w garażu.
Po latach mówi, że źle zrobił, decydując się na sprzedaż. Kupił syrenę, potem były kolejne samochody, ale ogromny sentyment do DKW-SAM pozostał. Szuka śladów po aucie własnej produkcji. Może jeszcze gdzieś jest w zbiorach jakiegoś kolekcjonera.
Tadeusz Ziajka o motoryzacji może opowiadać godzinami, a jeszcze więcej o branży obuwniczej. Ma ogromny dorobek, kilka patentów, kilkadziesiąt wniosków racjonalizatorskich, lata pracy naukowo-badawczej, szereg publikacji branżowych, podręczniki, udziały w konferencjach i sympozjach międzynarodowych, kurs zawodowy w USA. Ma 83 lata, a wciąż jest czynny zawodowo. Prowadzi wykłady i zajęcia w Szkole Artystycznego Projektowania Ubioru w Krakowie.
Dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury Sportu i Rekreacji w Chełmku Waldemar Rudyk podkreśla, że Tadeusz Ziajka to niezwykle wybitna i barwna postać, o której starsze pokolenie w Chełmku pamięta, chociaż wyprowadził się stąd w 1969 roku.
Zobacz także
