Pielęgniarki oświęcimskiego szpitala są oburzone. Ich zdaniem dyrekcja placówki podała do wiadomości publicznej nieprawdziwe informacje o ich pensjach.
To tylko wzmogło ich determinację. Dlatego strajk jest bardziej prawdopodobny niż jeszcze kilka dni temu.
Przypomnijmy: Pierwsze podwyżki, jak podają związki, w wysokości 19 procent - pielęgniarki otrzymały w ubiegłym roku. 28 lutego upływa termin, do którego pracownice średniego szczebla
w szpitalu nie mogły upominać się o kolejne. Bo tak zakładało porozumienie zawarte po ubiegłorocznych protestach. Jeśli do końca miesiąca nie dostaną kolejnych 20 proc., prawdopodobnie doprowadzą do paraliżu szpitala.
Pielęgniarki zbulwersowały liczby podawane w lokalnej prasie przez dyrektor placówki Sabinę Bigos-Jaworowską.
- Te wyliczenia pani dyrektor wzięła nie wiadomo skąd. To podburzanie przeciw nam opinii publicznej - twierdzi jedna z pielegniarek, którą spotykam na oddziale. Nie chce podać nazwiska, odsyła nas do związków zawodowych.
- Najwięcej, ile może dostać pielęgniarka, i to z 20-letnim stażem i dodatkami, to 2 700 zł brutto. 2957 dostają tylko te po studiach, ale u nas stanowią mniejszość - wylicza Wanda Bogacz, ze Związku Zawodowego Pracowników Ochrony Zdrowia.
Obok siedzą jej koleżanki z "Solidarności" i Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. - Bez nas szpital nie może funkcjonować, jeśli zastrajkujemy, lekarze sami nie dadzą rady - dodaje Elżbieta Błaszczyk z "Solidarności". Związki zarzucają dyrekcji szpitala grę na zwłokę, co, ich zdaniem, doprowadzić może do totalnego paraliżu szpitala.
Do tej pory odbyły się dwa spotkania z dyrekcją, ale zabrakło na nich konkretów.
- Jeśli nic się nie zmieni, to wszyscy zobaczą nas w akcji, a potrafimy walczyć o swoje - zapewnia Anna Szyjka ze Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Ją też bardzo wzburzyło to, co przeczytała w prasie. Dyrektorka nie tylko podała do publicznej wiadomości, ile zarabiają pielęgniarki w jej szpitalu, ale dodała, że to jedne z najwyższych pensji
w Małopolsce.
- To skandal, prowokacja. Chodzi o to, żeby nas podburzyć i przekonać społeczeństwo, jakie to jesteśmy bogate - mówi pani Elżbieta, salowa.
Były wiceminister zdrowia, a dziś radny powiatowy Grzegorz Gołdynia także ma wątpliwości co do liczb podawanych przez szefową szpitala.
- Nie jestem przekonany, szczególnie co do tezy o tym, że ten szpital jest w wojewódzkiej czołówce pod względem pensji - ocenia Gołdynia.
Co na to dyrekcja?
Wczoraj Sabiny Bigos- Jaworowskiej nie było w pracy. - Ma wolne, proszę pytać jutro - usłyszeliśmy w sekretariacie. Jej zastępca woli nie wypowiadać się w sprawach finansowych. Do sprawy wrócimy.