https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gdyby Parlament RP był musicalem...

Tadeusz Płatek
Pixabay
Castingi odbywałyby się częściej. Gdyby ktoś sobie nie radził, to byłby zwalniany przed upływem pięciu lat. Obrady odbywałby się bez udziału widowni, mimo to zawsze sala plenarna byłaby pełna i wszyscy stawialiby się do pracy punktualnie. Posłowie i senatorowie posługiwaliby się poprawną polszczyzną i występowali w fajnych ciuchach. Krzesła zostałyby zlikwidowane, na rzecz wielkiej sceny, na której odbywałby się widowiskowe układy choreograficzne. Odtąd posłowie musieliby jednocześnie śpiewać i tańczyć, co nie wiem jak by wyszło, ale bardzo chciałbym zobaczyć.

Nad obradującymi unosiłby się wielki żyrandol, strasząc, że w każdej chwili może spaść na mównicę sejmową. Z głośników, raz na jakiś czas, rozlegałby się tubalny głos Upiora W Sejmie, który przestrzegałby przed działaniem mogącym przynieść szkodę Rzeczypospolitej. W przypadku ignorowania jego zaleceń, krnąbrni politycy ginęliby w spektakularnych okolicznościach.

W miejscu stenografów i pierwszym rzędzie, czyli tam, gdzie obecnie zasiadają Tusk, Morawiecki, Hołownia itd. byłby orkiestron, w którym rządziłby minister kultury, The Greatest Showman. Każde obrady zaczynałby się od strojenia instrumentów zrobionych przez Charliego w Ministerstwie czekolady. 

Straż marszałkowską stanowiłby oddział wampirów, dowodzony przez Shreka. Ministrem sportów zimowych zostałaby Elsa, a sportów letnich i turystyki - Sharpay Evans. Za klimat i środowisko odpowiadałaby Dorotka z Krainy OZ, znająca się m.in. na tornadach. Z tego samego ugrupowania pochodziłby też minister finansów, Czarnoksiężnik, dążący do wzmocnienia złotówki opartej na złocie. Ściślej mówiąc - na wielkiej drodze zbudowanej ze sztabek złota, po której gospodarka krajowa mogłaby się pewnie rozpędzać, a nie jak teraz - jechać bez trzymanki na prognozach.

Biuro legislacyjne, pod kierownictwem Legalnej Blondynki wymusiłoby przebudowę prawej strony sceny politycznej, w związku z koniecznością wybudowania dźwiękoszczelnej budy dla pieska Bruisera.   

Reżyser (prezydent) wyznaczałby swojego inspicjenta (marszałka sejmu), ten z kolei przypominałby posłom kiedy mają wychodzić i schodzić ze sceny, a w razie zamroczenia - podpowiadać co mają mówić. To by było w sumie niezłe, bo czasami można odnieść wrażenie, że nie zawsze wiedzą. Marszałek miałby też specjalny guzik do podnoszenia i opuszczania kurtyny, której, przyznacie, bardzo dziś brakuje. Samo wyłączanie mikroportów po przekroczeniu regulaminowego czasu, jak wiadomo, nie działa.

Po wielomiesięcznych próbach sejm występowałby z gotowymi ustawami, których jednak nie mogłoby być więcej niż na dwie i pół godziny plus przerwa na szampana.

Wszystkim by się podobało, ludzie by się bili o bilety. Tak myślę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska