Jego rodzina podczas wojny uciekła do Lwowa. Tam kilkuletni dzieciak widział zdumiewające sceny. - Żołnierze sowieccy strasznie chcieli okazać pogardę dla burżuazyjnej Polski. I co wymyślili? Jeden zrobił kupę, drugi kolejną na niej, trzeci kolejną. Powstała piramidka. Michał dziwił się, jak to możliwe, że się utrzymała.... Śmiał się, że byli artystami właśnie w takich rzeczach - opowiada ks. Ryszard Banach, przyjaciel, dyrektor Archiwum Diecezjalnego w Tarnowie.
Kiedy rodzinę Hellera wywieźli na Syberię, Michał miał 4 lata. Z tej podróży w 1940 roku nie pamięta strachu ani głodu - tylko, jak to dziecko - że miejsce miał przy oknie, najlepsze. Na zakrętach widział lokomotywę i Bajkał, i patrzył na nie zachwyconymi oczami.
- Wyspecjalizowałem się w obserwowaniu semaforów, co było dość ważne. Odległości między stacjami to było nieraz pół dnia drogi, więc gdy pociąg się zatrzymał przed semaforem w polu, to ludzie wyskakiwali. No i ważne było, żeby wrzasnąć, kiedy semafor się otworzy, bo wtedy ludzie wskakiwali - wspomina ks. Heller w książce „Wierzę, żeby zrozumieć” Wojciecha Bonowicza, Bartosza Brożka i Zbigniewa Liany.
Obóz pracy
Jego rodzina wylądowała w obozie pracy Ugolny, w tajdze. Spali w barakach, ciężko pracowali. Tam Michał zobaczył „piekło”... Ale nie chodziło wcale o nieludzkie warunki. To był pożar tajgi. Strażnicy podpalili las, żeby zatuszować fakt, że kradli drewno. - Ogień sięgał kilku pięter. Wyglądało to makabrycznie. Zawsze potem tak sobie piekło wyobrażałem - wspomina ks. Heller w „Wierzę...”.
Prawdziwą nędzę i głód poznał dopiero w Ałdanie, dokąd jego rodzinę przenieśli jeszcze podczas wojny. Często jedli zupę ziemniaczaną. Ale nie z ziemniaków, tylko z naci - pędów, które wyrastają z bulw. W zasadzie są trujące, ale jeśli się pogotuje 3-4 godziny, to „da się zjeść”.
Tam Michał przystał do dziecięcego gangu. Mieli wystrugane karabiny, bawili się w wojnę, obrzucali kamieniami konkurencję. I raz ta konkurencja Michała dorwała w miasteczku. - Tak mnie sprali, że przez kilka dni leżałem w łóżku - opowiadał.
Mimo to był pogodnym dzieckiem. Nie zdawał sobie sprawy z okropności wojny. - Dziecko przyjmuje życie takim jakie jest, każde prymitywne warunki jako normalne. Do dziś Michał jest człowiekiem małych wymagań - mówi ks. Ryszard Banach.
Tyle papieru marnują...
Po powrocie do Polski Michał miał już 10 lat i był trochę dzikusem. Strasznie go dziwiły i śmieszyły zwykłe rzeczy: papier toaletowy (no bo jak można tyle papieru marnować!), albo spłuczka w toalecie... I mimo że miał wykształcenie niepełne podstawowe - w wojennej zawierusze dwie klasy gdzieś się „zgubiły”, zaczął się uczyć.
- Ale szkoła go nudziła. Zawsze był z niego indywidualista, dużo się nauczył w domu. Wtedy nikt nie myślał, że to przyszły geniusz. Postrzegali go tylko jako nieco odmiennego - opowiada ks. Banach.
To u niego ks. Heller przechowuje swoje archiwum z dawnych czasów. Na przykład dokument, w którym ojciec Michała błaga, żeby syna zwolnili z wuefu, bo jest wątły. Kiedy Michał grał w piłkę z kolegami, potem przez parę dni leżał, tak go serce bolało. - Do dziś ma słabe. Efekt syberyjskich warunków - mówi ks. Banach.
Słabe, może dlatego takie wrażliwe? Gdy tylko ks. Heller przejeżdża koło wypadku na drodze, zaraz się wyrywa. - Wysiada, chce pomagać. Czasem musiałem siłą go odciągać, tłumaczyłem, że są lekarze z karetki - śmieje się ks. Janusz Mączka z Uniwersytetu JP II, przyjaciel.
Buzia otwarta ze zdumienia
Mimo że za szkołą nie przepadał, tak czy inaczej błyszczał: mądrością, wiedzą, klasą. Na studiach, a potem jako wykładowca na KUL w Lublinie (doktorat z kosmologii). Tam poznał go ks. Banach, wtedy student historii. A właściwie nie tam, tylko w pociągu z Tarnowa do Lublina. - On już wtedy był sławny. „Tygodnik Powszechny” z jego artykułami znikał z kiosków błyskawicznie. A kiedy pokazywał nam gwiazdy w ogrodzie w seminarium i mówił o wszechświecie, otwierałem buzię ze zdumienia, że można tak mądrze i ładnie - śmieje się ks. Banach.
Do dziś w opowieściach przyjaciół o ks. Hellerze pobrzmiewa nutka podziwu. On, który studiował w Oksfordzie, mieszkał w pokoju ze Stephenem Hawkingiem... Tylko, w przeciwieństwie do Hawkinga, nie gwiazdorzy. Jest bliski, sympatyczny i skromny. Ot, zwykły pan w berecie i prochowcu. I zupełne przeciwieństwo roztargnionego naukowca. - Poukładany. Gdy wyjeżdżamy na wakcje, nasz dzień jest rozpisany co do minuty - jak w zakonie! Zabójcza punktualność - żartuje ks. Mączka. Co się dziwić, w końcu astronom i matematyk...
A jakim jest przyjacielem?
Bardzo pogodnym. Ks. Banach zna go od 50 lat, a z ręką na sercu, nigdy nie widział, żeby krzyknął czy się zdenerwował. Ks. Mączka: - To faktycznie niesamowite. Pamiętam takie sytuacje np.: jechaliśmy na wakacje, potężna burza, a tu auto się zepsuło. Ja się wpieniałem, szarpałem. A on siedział cichutko. Nie okazywał emocji.
Kolejna zaleta ks. Hellera: nie cierpi gadać o bzdurach, co przyjaciele akurat sobie cenią. Nie znosi też polityki. - Uważa, że takie rzeczy tylko rozpraszają. Dyskusje polityczne, kapłani w nie zaangażowani zawsze go nieco drażnili - przyznaje ks. Mączka. Woli sobie książkę poczytać. Nawet kiedy jest z przyjacielem.
Ks. Mączka: - Słowacja, góry, po wycieczce wchodzimy do schroniska. Długi stół pełen ludzi, rozmawiają. A my cichutko wyciągamy, każdy swoją, książki i czytamy. Za chwilę podnoszę wzrok i patrzę, a to stół nasz opustoszał. Ludzie stwierdzili pewnie, że dziwacy jacyś, co zamiast normalnie pogadać, czytają - śmieje się.
No ale on tak ma. Mawia, że czytanie poprawia myślenie. Gdy razem z ks. Mączką jadą na wakacje, robią test: jeśli księgarnia w mieście jest, to dobre miasto. Jeśli nie ma, to więcej do niego nie wracają... Kiedy wracali samolotem z Oksfordu i Cambridge, kupowali zawsze na stacji książki, kieszonkowe kryminały i czytali w podróży. Ks. Heller uwielbia zagadki kryminalne i powieści.
W pewnym momencie stwierdził, że po co linie lotnicze mają go wozić, skoro może latać sam. Na symulatorach lotów jest mistrzem. A teraz zaczął kurs pilota prawdziwego samolotu. Raz już nawet siedział za sterami.
- Tu nie chodzi o adrenalinę. Michał nie lubi emocji rozrzuconych, niekontrolowanych… Latanie to po prostu jego pasja - mówi ks. Mączka. W piątek 12 marca ksiądz Michał Heller, jeden z mądrzejszych polskich księży, obchodzi 80. urodziny.
***
Ks. Michał Heller
Rocznik 1936. Teolog, kosmolog, filozof (specjalizuje się w relacji nauki i wiary), honorowy obywatel Tarnowa. Laureat prestiżowej Nagrody Templetona (za pokonywanie barier między nauką a religią). Wysiedlony z rodziną na Syberię w 1940 r., wrócił w 1946 r. Wyświęcony w 1959 r.
W 1966 roku obronił doktorat z kosmologii relatywistycznej na KUL. Został też profesorem na krakowskiej PAT (dziś Uniwersytet JP II), był stypendystą w Oksfordzie. Założył Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych, pod którego auspicjami działa też Copernicus Center Press.