Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gesslerowie w ataku

Przemysław Osuchowski
Przemysław Osuchowski
Przemysław Osuchowski fot. archiwum
Zdecydowanie wolę blondynki. Nawet te malowane. Ale nie w kuchni. A z łysymi facetami całować się nie lubię. Nie tylko w kuchni. Jednak gdy na Rynku u Wentzla swój benefis kulinarny zapowiedziała Magda Gessler, cieszyłem się jak dziecko na widok popcornu. Wprawdzie Pani Magda do popcornu podobna nie jest, raczej przypomina tort bezowy, ale apetytu nabrałem.

Piwnice Wentzla od lat czekały na gospodarza ze świeżą wyobraźnią, a kuchnia na kucharza godnego miejsca od lat przyciągającego smakoszy i snobów. Życie jest zbyt krótkie, by jeść byle gdzie, byle co i z byle kim. Nawet jeżeli podstawowym czynnikiem selekcjonującym gości jest cena, nie widzę powodu, by raz na jakiś czas nie zaszaleć i nie przepuścić na dobry obiad stu lub nawet dwustu złotych.

Więc Gesslerowa w miejscu zacnym, w grodzie królewskim powinna dać kulinarne cacko najwyższej próby. Tymczasem recenzenci krakowscy jednoznacznie ocenili, że wnętrza zbyt pretensjonalne, kiczowate na bogato, a w kuchni efektowna, ale jednak szmira. Nigdy nie byłem zachwycony eklektycznym zadęciem estetyki licznych restauracji Magdy Gessler, lecz również zawsze z szacunku pochylałem się nisko przed starannością jej doboru najlepszych produktów oraz estymy, jaką darzy kuchnię polską. Cieszyły mnie jej "wycieczki" w stronę kuchni rosyjskiej, włoskiej, francuskiej.

Celebrycka kariera też jej do tej pory nie przeszkadzała w tworzeniu coraz to nowych smakowitych adresów. Nawet knajpki, które na użytek TVN przewraca do góry nogami, dostają drugie życie, a nazwisko p. Magdy na parę lat zapewnia takiej restauracji powodzenie. Oczywiście jeżeli właściciel nie jest osłem. Jednak w Krakowie, w Wentzlu i w piwnicach Marcello wyszło marnie.

Dziękuję, beze mnie! Zdecydowanie wolę stonowany knajpiany blichtr serwowany przez Adama Gesslera. Mówią o nim w Warszawie nie najlepiej. A swoim temperamentem więcej sobie wrogów pitrasi niż wielbicieli. Jednak pokażcie mi drugie (nie tylko w Krakowie) miejsce, gdzie mimo skrzypiącej ze starości podłogi, mimo piszczącego starymi kółkami wózka na desery, mimo zastawy od sasa do lasa (przy czterech nakryciach potrafią być cztery rodzaje sztućców!), mimo stołów w korytarzu, publiczność i goście są zachwyceni!
Jak w starym kinie… Drzwi otwiera uprzejmy portier. Do stolika prowadzi nie nachalny kierownik sali. Zamówienie przyjmuje profesjonalny kelner, a nie student dorabiający w wakacje. Zupę nalewają z wazy i do talerza, a nie na obrus.

Drugie serwuje kelnerów trzech, a półmiski są podgrzewane (choć kuchnia pod bokiem). Szklanka z kompotem uzupełniana jest na bieżąco. Z kawą chcą ci się rzucić do stóp. Rachunek podają dyskretnie. A w tle sączy się melodia grana przez pianistę, zamiast play listy popularnego radia. Ryż w koperkowej jest al dente. Ziemniaki polane sklarowanym masłem. A koperek do tychże ziemniaków proponuje osobna pani (chyba Koperkowa).

Na deser jagodzianka pieczona we własnej cukierni. I wszystko w jubileuszowym akurat stuletnio Hotelu Francuskim. Za dwadzieścia złotych! Zestaw obiadowy bez udziwnień, solidny, uczciwy, niemal domowy. A podany jakby był wszystkimi kawiorami, ostrygami, szampanami świata…

Panie Adamie, a na cholerę nam malowane blondynki!

Damy Ci więcej!Zarejestruj się!

Nagroda dla policjanta, który uratował życie kierowcy w Niemczech Przeczytaj!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska