"Mieszkam na stałe w Katowicach i mimo podeszłego wieku dalej aktywnie pracuję i od 65 lat płacę ZUS, co jest pewnego rodzaju rekordem. Moja rodzina to gorliczanie, a na gorlickim cmentarzu jest nasz rodzinny grobowiec, w którym chciałbym być pochowany.
Ostatnia decyzja radnych dotycząca przyznania honorowego obywatelstwa, o której dowiedziałem się z "Gazety Gorlickiej", zarówno dla mnie, jak i dla wielu jest niezrozumiała" - oznajmia w liście. Przypomina również: "byłem wieloletnim szefem dyrektora Kotwicy i chciałbym podkreślić, że w dyrektorze Kotwicy odkryłem wspaniałego organizatora i wykonawcę całego programu budowy nowego Glinika. Prawda, w moich rękach leżało finansowanie, organizowanie, zapewnienie zakładowi maszyn i urządzeń potrzebnych do produkcji, ale realizacja tych planów była w rękach Kazimierza Kotwicy. I wywiązał się on z nich na piątkę.
Dlatego zwracam się do radnych z apelem - honorowe obywatelstwo należy się Kazimierzowi Kotwicy z całą pewnością. To nie nasza wina, że żyliśmy w PRL, ważne jest to, co robiliśmy dla Polski i rodaków" - podkreśla z mocą. W kolejnym z listów, inny gorliczanin, tym razem obecny mieszkaniec naszego miasta, Bronisław Augustyn, pisze: "dla tych, którzy przez 18 lat wraz z Kazimierzem Kotwicą pracowali w Gliniku, postawa niektórych radnych jest niezrozumiała, wręcz tendencyjna". I dalej - "prawdopodobnie niektórzy radni urodzili się po przybyciu dyrektora Kotwicy do Gorlic, nie pracowali w Gliniku, co więcej - nie mają wiedzy o historii i rozwoju miasta w latach 1961-1983.
Nasuwa się pytanie - czy trudno było poprosić kogoś z fabryki na posiedzenie komisji, by udzielił informacji na temat jego pracy, osiągnięć i zasług. Jeśli my zapomnimy o historii, to historia zapomni o nas" - podsumowuje z mocą. Inicjatywę nadania Kazimierzowi Kotwicy tytułu honorowego obywatela popiera Augustyn Mróz, radny miasta, bo - jak mówi - dzięki niemu żaden z ówczesnych wielkich gorlickich zakładów pracy nie rozwijał się tak dynamicznie jak Glinik, chociaż wszyscy wtedy mieli te same możliwości.
- Podniosłem jednak rękę za zdjęciem uchwały z porządku obrad, bo uważam że okres przedwyborczy nie jest na to dobrym czasem. Nie powinno się grać nazwiskiem człowieka, który jest ważną częścią historii Gorlic. Można to było zrobić o wiele wcześnie. Teraz zaś poczekajmy na nową kadencję rady, wtedy na spokojnie będzie można podejść do tematu jeszcze raz - argumentuje. Franciszek Piecuch, radny, inicjator pierwszego wprowadzenia projektu uchwały pod rozwagę rady miasta, nie chce na razie przesądzać, czy kolejne kroki zostaną podjęte. - Trudno dzisiaj o tym mówić, zwłaszcza że nie wiemy, kto będzie w nowej radzie. Myślę jednak, że gdy taka inicjatywa pojawi się, poprę ją z całą pewnością, bo dla mnie jest to sprawa niewymagająca dyskusji - zapowiada.