https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kamienica z historią na sprzedażowym rynku. To właśnie tutaj mieścił się niegdyś słynny butik, który gorliczanie nazywali "U Miklachy"

Halina Gajda
Sklep Kazimierza Miklaszewskiego przy ul. 3 Maja w 1949 roku. Potem właścicielem był jego syn Franciszek
Sklep Kazimierza Miklaszewskiego przy ul. 3 Maja w 1949 roku. Potem właścicielem był jego syn Franciszek Halina Gajda, Narodowe Archiwum Cyfrowe, archiwum Tomasza Pruchnickiego
Ten, kto zdecyduje się zainwestować nieco grubszą gotówkę, stanie się nie tylko właścicielem nieruchomości przy najważniejszym deptaku w Gorlicach, ale także kawałka (i to całkiem sporego) lokalnej historii. Nie tylko kupieckiej czy handlowej, ale też związanej z ludźmi. W czym rzecz? Na rynek sprzedaży nieruchomości trafiła bowiem kamienica zwana popularnie „u Miklachy”.

Tę kamienicę zna chyba każdy gorliczanin. Kamienica jest widoczna na wielu archiwalnych fotografiach, również tych z czasów I wojny światowej. Jeszcze na początku XX wieku mieścił się w niej słynny butik, a teraz znana drogeria. Ta ostatnia, już nowoczesna, nie ma w sobie nic z barwnej przeszłości, którą potwierdza data na fasadzie 1883. W mieście i regionie nie ma też wielu takich, którzy przynajmniej nie zajrzeli do środka albo przynajmniej, tłumacząc komuś drogę, nie wskazałby miejsca, jako punktu orientacyjnego.

"Miklacha", jo-jo, modne torebki

W czasach słusznie minionych, państwowe sklepy nie były w stanie zaspokoić popytu, więc lukę tę wypełniał prywatny handel z rzemieślniczą, mniej lub bardziej udaną produkcją. Ta gałąź miała przewagę nad uspołecznioną gospodarką, bo była w stanie szybko wyprodukować hity ostatniej mody bez zbędnych nasiadówek w KC PZPR. Często potrzebny do takiej produkcji surowiec, był sprowadzany różnymi pokątnymi drogami/

- Taki sklep, który nadążał za potrzebami rynku u zbiegu ulic dzisiaj 3-Maja i Piłsudskiego prowadził pan Kazimierz Miklaszewski popularnie zwany „Miklachą” – wspominał na łamach „Gazety Gorlickiej” Tomasz Pruchnicki, miłośnik lokalnej historii.

Przywołał też niegdysiejszy wygląd sklepu: dla pań poszukujących modnych sukienek, butów na koturnie lub innych „ciuszków” przeznaczone było pierwsze pomieszczenie po wejściu do sklepu. Dla panów było drugie - z butami, garniturami i koszulami.

- Sklep ten zawsze miał na stanie poszukiwany, modny towar nie tylko tekstylno-obuwniczy. Tutaj można było kupić tiki-taki, jojo, modne torebki, składne parasolki i inny deficytowy towar. Sklep i jego właściciel stanowili nieodłączny element miasta, jak sklep kolonialny Wiktora Kosiby, czy stojący latem w Rynku saturator z wodą gazowaną zwaną „Ciomboranką” - przypomina.

Sztyblety gwarantowały sukces na zabawie

Zakupy tam były wręcz wydarzeniem. W latach sześćdziesiątych minionego wieku było to jedyne miejsce w mieście, gdzie można było kupić buty zwane wówczas sztybletami. Kosztowały pół ówczesnej pensji, ale każdy młody człowiek marzył, by w podczas sobotniej zabawy, mieć takie na nogach.

- Mając takie sztyblety na nogach, na chwilę zapominało się o poniedziałkowym obowiązku socjalistycznej pracy w budowie międzynarodowego dobrobytu. W niedzielę odsypia zabawę, która trwała do białego rana – snuje dalej opowieść Tomasz Pruchnicki.

Dzisiaj po butiku nie ma śladu, w jego miejscu jest znana drogeria, pozostałe pomieszczenia też zajmują firmy, które zajmują się różnoraką działalnością.

Wieści z Gorlickiego

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Uroczystości w Gnieźnie. Hołd dla pierwszych królów Polski

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska