Tę kamienicę zna chyba każdy gorliczanin. Kamienica jest widoczna na wielu archiwalnych fotografiach, również tych z czasów I wojny światowej. Jeszcze na początku XX wieku mieścił się w niej słynny butik, a teraz znana drogeria. Ta ostatnia, już nowoczesna, nie ma w sobie nic z barwnej przeszłości, którą potwierdza data na fasadzie 1883. W mieście i regionie nie ma też wielu takich, którzy przynajmniej nie zajrzeli do środka albo przynajmniej, tłumacząc komuś drogę, nie wskazałby miejsca, jako punktu orientacyjnego.
"Miklacha", jo-jo, modne torebki
W czasach słusznie minionych, państwowe sklepy nie były w stanie zaspokoić popytu, więc lukę tę wypełniał prywatny handel z rzemieślniczą, mniej lub bardziej udaną produkcją. Ta gałąź miała przewagę nad uspołecznioną gospodarką, bo była w stanie szybko wyprodukować hity ostatniej mody bez zbędnych nasiadówek w KC PZPR. Często potrzebny do takiej produkcji surowiec, był sprowadzany różnymi pokątnymi drogami/
- Taki sklep, który nadążał za potrzebami rynku u zbiegu ulic dzisiaj 3-Maja i Piłsudskiego prowadził pan Kazimierz Miklaszewski popularnie zwany „Miklachą” – wspominał na łamach „Gazety Gorlickiej” Tomasz Pruchnicki, miłośnik lokalnej historii.
Przywołał też niegdysiejszy wygląd sklepu: dla pań poszukujących modnych sukienek, butów na koturnie lub innych „ciuszków” przeznaczone było pierwsze pomieszczenie po wejściu do sklepu. Dla panów było drugie - z butami, garniturami i koszulami.
- Sklep ten zawsze miał na stanie poszukiwany, modny towar nie tylko tekstylno-obuwniczy. Tutaj można było kupić tiki-taki, jojo, modne torebki, składne parasolki i inny deficytowy towar. Sklep i jego właściciel stanowili nieodłączny element miasta, jak sklep kolonialny Wiktora Kosiby, czy stojący latem w Rynku saturator z wodą gazowaną zwaną „Ciomboranką” - przypomina.
Sztyblety gwarantowały sukces na zabawie
Zakupy tam były wręcz wydarzeniem. W latach sześćdziesiątych minionego wieku było to jedyne miejsce w mieście, gdzie można było kupić buty zwane wówczas sztybletami. Kosztowały pół ówczesnej pensji, ale każdy młody człowiek marzył, by w podczas sobotniej zabawy, mieć takie na nogach.
- Mając takie sztyblety na nogach, na chwilę zapominało się o poniedziałkowym obowiązku socjalistycznej pracy w budowie międzynarodowego dobrobytu. W niedzielę odsypia zabawę, która trwała do białego rana – snuje dalej opowieść Tomasz Pruchnicki.
Dzisiaj po butiku nie ma śladu, w jego miejscu jest znana drogeria, pozostałe pomieszczenia też zajmują firmy, które zajmują się różnoraką działalnością.
Wieści z Gorlickiego
- OSiR nie musi wpłacać nadwyżki do kasy miasta. Planowane są też kolejne inwestycje
- Gmina Gorlice ponownie ogłosiła przetrag na remont dawnej szkoły w Bielance
- Zza miedzy. Magiczna górka, tajemnicze ruiny i diable sprawki. W sam raz na wycieczkę
- Oni mają sprawdzoną receptę na długi i szczęśliwy związek. Małżeństwem są od 67 lat!
