W podgorlickiej Libuszy brudna woda przelała się przez cmentarz do szkoły. - Było ciężko, ale wszystko już uprzątnęliśmy. Niestety, woda nie nadaje się do spożycia. Na razie przywozimy dzieciom mineralną w butelkach. Zabroniliśmy też mycia rąk pod kranem - mówi Agnieszka Kapusta, wicedyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Libuszy. W wiosce trwa akcja czyszczenia studni. Trzeba odczekać nawet kilka dni, zanim woda będzie znów zdatna do picia.
- Najpierw wszystko pompujemy, potem czyścimy specjalnym preparatem i znów pompujemy. Cały proces zajmuje nam w sumie około 24 godziny - mówi Jacek Tawrel z Polskiego Centrum Wody z Jasła, które czyści studnie w Libuszy.
Mieszkańcy podgorlickich miejscowości niecierpliwią się, dzwonią ze skargami do sanepidu, że nie mają czystej wody. - Telefonują do nas z pretensjami, że nie czyścimy ich studni. Ale ten obowiązek spoczywa na gminach. My jedynie pomagamy. Ściągnęliśmy już dodatkowe rezerwy środków do dezynfekcji z Krakowa - zapewnia Maria Bryg, powiatowy inspektorat sanitarny w Gorlicach.
Ośrodki pomocy społecznej nieodpłatnie oferują wodę. Można ją dostać także w urzędach gminy. Konieczny jest jednak własny transport, którym nie dysponuje wiele starszych osób poszkodowanych przez powódź. - Mam tylko dziesięć butelek wody, które przywiózł mi sąsiad. Sama nie dałabym rady - płacze 78-letnia Wanda Dyląg z Libuszy. Władze gminne deklarują, że robią wszystko, co w ich mocy. Mimo to - jak dowiedzieliśmy się w gorlickim sanepidzie - oczyszczanie wody potrwa nawet tydzień.
- Sporządzamy listy osób, dla których studnia była jedynym źródłem wody, aby od nich zacząć oczyszczanie - dodaje Urszula Niemiec, burmistrz Biecza.
Groźna ziemia
Osuwiska w powiecie gorlickim najbardziej dały się we znaki mieszkańcom Bobowej. Dotąd uszkodziły tam kilkanaście domów, ale ziemia wciąż pracuje. Część zabudowań nie nadaje się do mieszkania. Siedem rodzin musiało opuścić swoje gospodarstwa. Tymczasowo mieszkają u swoich krewnych.