Pogoda zrobiła prawdziwego fikołka. Wegetacja ruszyła wczesną wiosną, od kilku dni doskwierają nam afrykańskie upały i burze o niespotykanej sile. Zawirowań nie brak, jeśli chodzi o uprawy.
- Ten rok jest wyjątkowy dla rolników. Rekordowo ciepły luty sprawił, że wiosna przyszła wcześniej niż zwykle, a rośliny zaczęły szybciej kwitnąć i owocować. Widać to również po zbożach. Niektórzy rolnicy w regionie tarnowskim żniwa rozpoczęli już w… czerwcu, co do tej pory się nie zdarzało. - Na pierwszy rzut poszedł jęczmień, a na dniach rozpoczną się również zbiory rzepaku. W kolejce czeka już żyto, pszenżyto i pszenica. Jeżeli pogoda będzie dalej tak słoneczna i upalna, to żniwa mogą zakończyć się nie w sierpniu, ale już w lipcu – zauważa Eugeniusz Tadel, kierownik Powiatowego Zespołu Doradztwa Rolniczego w Tarnowie.
Miejskie wodociągi ratują gminy
Czy dziesiątki litrów wody, które spadają podczas kolejnych burz, zniwelowały w tym roku problem suszy? I tak, i nie. Choć w Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej w Gorlicach dowozy wody do gospodarstw prowadzone są na dwie zmiany, to i tak trzeba się uzbroić w dwu-trzydniową cierpliwość.
- Najczęściej wodę sprzedajemy mieszkańcom miasta i miejscowości podgorlickich, którzy mają problem z dostępem do niej – wyjaśnia Janusz Ząbek, dyrektor spółki. - Takie dowozy prowadzone są w zasadzie już od maja. Owszem, teraz to znaczy w okresie wakacyjnym część transportów trafia po prostu do przydomowych basenów, ale wiele trafia do przydomowych studni, co codziennego użytku – dodaje.
Jedną z gmin, która ma ogromny problem z wodą, jest na pewno Łużna. By mieszkańcy nie musieli jeździć kilkanaście kilometrów wodę po do miasta czy zamawiać jej ze stacji MPGK, na miejskiej sieci został zamontowany punkt poboru.
- Dokładnie w Mszance – przywołuje dalej Ząbek. - Mieszkańcy Łużnej, Moszczenicy mogą się tam zaopatrzyć i dowieźć ją sobie własnym transportem – dodaje.
W Tarnowie ilość zużywanej wody utrzymuje się w tym roku na normalnym, stabilnym poziomie. Tarnowskie Wodociągi dziennie dostarczają do miasta i okolicznych gmin ok. 30 tysięcy metrów sześciennych wody, a mogą tłoczyć nawet 50 tysięcy m sześciennych bez obaw, że jej zabraknie w kranach. Takie sytuacje miały już miejsce m.in. dwa lata temu, kiedy to z powodu suszy, wodę z Tarnowa kupowały także gminy, które mają własne ujęcia, lecz okazały się one niewystarczające. Docierała ona nawet do Pilzna na Podkarpaciu.
Na Sądecczyźnie jak na razie sytuacja też jest opanowana. W gminie Łukowica, gdzie problem z brakiem dostępu do wody był zazwyczaj dosyć dotkliwy, zdarzyły się tylko pojedyncze przypadki.
- Dzięki temu, że sukcesywnie rozbudowujemy gminne wodociągi i zaopatrujemy kolejne gospodarstwa w wodę, to sytuacja z roku na rok jest coraz lepsza - przyznaje w rozmowie z „Gazetą Krakowską” Bogdan Łuczkowski, wójt gminy Łukowica.
Jak podkreśla, nadal są w gminie pojedyncze miejsca, gdzie z wodą nadal jest problem, ale jest ich coraz mniej. - W tym roku jak dotąd dotarło do nas może kilka zgłoszeń, więc na razie nie jest dotkliwa - dodaje Łuczkowski.
Woda na wagę milionów złotych
Słowa wójta Łukowicy są kluczowe, bo rzeczywiście, samorządy wydają miliony złotych, by zaopatrzyć mieszkańców w wodę. Dla przykładu gmina Ropa planuje zainwestować w wodociągi i kanalizację 25 milionów złotych! Z kolei Sękowa chce wyłożyć spore pieniądze na modernizację systemu ujęć wody, jej uzdatniania, usprawnienie sieci oraz zwiększenie możliwości magazynowania. Przygotowany przez gminę projekt przewiduje także, i tutaj cytat „montaż sondy, która umożliwi monitorowanie jakości wody i chorób wodozależnych”.
- Będzie się on opierał o cztery studnie pomiarowe, które zostaną zamontowane na sieci i Będą wyposażone między innymi w przepływomierze, dzięki którym będziemy mogli monitorować ciśnienie wody, to zaś przełoży się na szybszą lokalizację ewentualnych awarii, miejsc wycieku czy powstałych uszkodzeń – tłumaczy Grzegorz Nosal, dyrektor w Gminnym Zakładzie Usług Komunalnych w Sękowej.
W Małopolsce Zachodniej, gdy dłuższy czas nie ma deszczy, najgorsza sytuacja jest w gminach podgórskich - w powiatach wadowickim i oświęcimskim. Najbardziej widoczne jest to w Andrychowie, bo wówczas zaczyna wysychać Wieprzówka, całkiem spora rzeka płynąca przez miasto. Niedawno wody w "gorącym sezonie" brakowało także w całkiem sporym Zatorze, ale to z innych względów, bo miasteczko mocno rozwinęło się turystyczne, a Energylandia zainwestowała w wielki park wodny. Dlatego podjęto się budowy ujęcie wody na Skawie w Zatorze. Dzięki tej inwestycji mieszkańcy gminy nie będą już musieli obawiać się, że w szczycie sezonu turystycznego, gdy do Energylandii przyjeżdża codziennie tysiące turystów, w ich kranach może zabraknąć wody. Inwestycja ma być gotowa w zasadzie najbliższych dniach. Koszt budowy nowego ujęcia na Skawie wynosi przeszło 5,9 mln złotych. Zator zdobył dofinansowanie z Rządowego Funduszu Polski Ład: Programu Inwestycji Strategicznych w wysokości 95 proc. całkowitej wartości. Ma zapewnić wodę w Zatorze, nawet gdyby liczba turystów się podwoiła.
Panaceum sorga i zbiorniki retencyjne
Coraz więcej rolników tak planuje swoje uprawy, by zminimalizować ryzyko suszy. Stosowany jest tak zwany płodozmian oraz wysiewane są rośliny, które podnoszą zawartość próchnicy w podłożu. Jest ona odpowiedzialna za magazynowanie wody w glebie, co w sytuacji przedłużających się okresów bez deszczu ma ogromne znaczenie dla jakości plonów. Jedną z takich roślin jest m.in. sorga, która wytwarza sięgający głęboko system korzeniowy.
- To długofalowe działanie, które musi być rozplanowane co najmniej na kilka lat. Na efekty trzeba długo czekać, ale w ostatecznym rozrachunku jest ono z pewnością tańsze niż tłoczenie wody na pola i nawadnianie upraw – zauważa Tadel.
Sposobem na zatrzymanie wody mogą być zbiorniki retencyjne. Największy tego typu akwen powstał dekadę temu w Skrzyszowie pod Tarnowem. Budowa drugiego – w Joninach koło Ryglic została wpisana na listę inwestycji realizowanych z rządowego programu FeniKS. Trwa kompletowanie dokumentacji. Zbiornik ma magazynować duże ilości wody spływającej w czasie ulew i powodzi błyskawicznych, która może być później wykorzystywana do nawadniania pól w czasie suszy.
Gorliczanie wiedzą, co znaczy księżycowy krajobraz na zalewie w Klimkówce. Bywały lata, gdy zbiornik obliczony, by pomieścić niemal 42 miliony metry sześcienne wody, gromadził jej nie więcej, jak osiem, a nawet mniej. Po wyschniętym na kamień dnie można było wejść w głąb jeziora i nie ubrudzić sobie przy tym butów.
- Susza? Zmiany klimatu mają wpływ na jej występowanie, ale głównie to my sami przez długie lata przyczyniliśmy się do tego, że ona występuje – stwierdza Łukasz Kosiba, prezes koła PZW Miasto Gorlice. - Poprzez osuszanie bagien, prostowanie i betonowanie rzek, budowanie zapór. Każda kropla woda, która dawniej wsiąkała w glebę, teraz odprowadzana jest po betonie. Im dalej, tym lepiej – dodaje gorzko.
Mówi też, że przeświadczenie, że dzięki zaporom mamy zapas wody, ma swoje dalekie konsekwencje, bo przegrodzenie rzeki tamą powoduje zahamowanie migracji kruszywa w korycie rzeki.
- To kruszywo jest naturalnym opancerzeniem dna. Kiedy żwir nie może swobodnie spływać, koryto rzeki zaczyna się coraz bardziej zapadać, przez co w całej okolicy obniża się poziom wód gruntowych, skutkiem czego wysychają pola, a nawet studnie. Z przykrością należy stwierdzić, że wiedza przeciętnego Polaka o tych zjawiskach jest bliska zeru. W Polsce nadal, żeby „zapobiegać” powodziom, betonuje się rzeki, a żeby zbierać wodę, buduje zapory. Nikt na świecie już takich rzeczy nie robi – komentuje z mocą.
Współpraca: Małgorzata Gleń, Paweł Chwał, Klaudia Kulak
