Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gwiazdy, seks, prochy, rock&roll i polityka

Paweł Gzyl
Paweł Kukiz: radny, 3. w wyścigu prezydenckim
Paweł Kukiz: radny, 3. w wyścigu prezydenckim Piotr Krzyżanowski
Rockman Paweł Kukiz wstrząsnął polską sceną polityczną. W wyborach prezydenckich osiągnął wynik, jakiego pozazdrościć mu mogą partie mające za sobą tradycję i pieniądze. To niejedyny muzyk z ambicjami w polityce

Muzyka i polityka pozornie nie idą w parze. Tymczasem uwielbienie tłumów dla rockowego idola można przecież szybko przekuć na uwielbienie dla premiera czy prezydenta. Przekonał się właśnie o tym u nas Paweł Kukiz. To oczywiście niejedyny przypadek, kiedy muzyk spróbował swoich sił w polityce.

Po drugiej stronie barykady

Kukiz zawsze był w kontrze do sprawujących aktualnie władzę. Kiedy w sierpniu 1985 roku pojawił się po raz pierwszy na scenie festiwalu rockowego w Jarocinie z zespołem Piersi, wykrzykiwał strofy socrealistycznych wierszy w takt punkowej muzyki. Chociaż słowa sławiły milicjantów, partię i Związek Radziecki, wszyscy widzowie doskonale wiedzieli, że to ironia. Osiem lat później Kukiz zaśpiewał "ZChN się zbliża", uderzając w nowe władze Polski, u których nie podobało mu się to, że mieszają religię z polityką. Dzisiaj ma mieszane uczucia co do tego nagrania.

- Z jednej strony żałuję, bo nie uszanowałem uczuć osób, które ogromną wagę przywiązują do formy kultu religijnego i za to biję się w piersi. Poza tym, byłem głupi nie zdając sobie sprawy z tego, że utwór mogą wykorzystać w celach marketingowych postkomuniści. Z drugiej strony nie żałuję, bo opisałem jedną z patologii wśród polskiego kleru. I wierzę w to, że Bóg mi wybaczył, bo zna moje prawdziwe, dobre intencje - wyjaśnia.

Kiedy Kukiz zaczął nagrywać solowe płyty, polityka zdominowała jego piosenki. To już nie były żarty w stylu Piersi, ale konkretne oskarżenia wobec rządzących. Oba albumy pokryły się jednak "złotem" - co sprawiło, że wokalista postanowił zamienić swoją popularność na polityczny kapitał. Nic w tym dziwnego - od punkowych czasów był ludowym trybunem, w symboliczny sposób prowadzącym swych fanów na barykady. Jak potoczą się jego losy po drugiej stronie tej barykady - pokażą jesienne wybory parlamentarne.

- Nasz system partyjny tak naprawdę służy przede wszystkim klanom partyjnym, a nie narodowi. Konstytucja Kwaśniewskiego sankcjonuje porządek ustalony w Magdalence w 1989 roku. To ciąg dalszy sejmu kontraktowego, tej "złudy wolności", gdzie tak naprawdę doszło do koalicji komuniści - elita opozycji. To trzeba zmienić - woła Kukiz.

Radny prosto z imprezki

Wcześniej nie mieliśmy w Polsce zbyt wielu muzyków, którzy odnosiliby spektakularne sukcesy w polityce. Najbardziej znanym przykładem był Krzysztof Cugowski, wokalista Budki Suflera, który przez cztery lata sprawował funkcję senatora RP z ramienia PiS. Muzyk niespecjalnie angażował się w działania polityczne i szybko stwierdził, że to praca nie dla niego. - Myślałem, że będąc w polityce będę miał chociaż drobny wpływ na cokolwiek, a okazało się, że mój wpływ jest żaden - tłumaczył.

Wielu polskich muzyków ograniczyło swój udział w polityce do poziomu wyborów samorządowych. Anja Orthodox, śpiewająca w gotyckim zespole Closterkeller, w latach 1998-2000 była radną warszawskiej dzielnicy Ochota z ramienia SLD. - Zawsze sympatyzowałam z lewicą. Grałam na ich koncertach wyborczych i głosowałam na Kwaśniewskiego. Kiedyś na imprezce w Radomiu poznałam Piotra Ikonowicza. Jakiś czas później zadzwonił do mnie, czy nie chciałabym kandydować na radną z rekomendacji PPS-u i z listy SLD. Po długich namowach wyraziłam zgodę - opowiadała potem "Wyborczej".

Kiedy SLD zaczęło się kompromitować kolejnymi aferami, piosenkarka odcięła się od związków z partią. Dzisiaj na szczęście większość fanów zapomniała już o tym epizodzie w jej biografii.

Nie udało się zdobyć mandatu radnej w ubiegłorocznych wyborach samorządowych piosenkarce Krystynie Prońko. Sławomir Świerzyński, lider zespołu disco-polo, Bayer Full, aż trzykrotnie próbował zostać posłem z listy PSL - w 1997, 2001 i 2011 roku. Mimo popularności, nigdy nie zdobył jednak odpowiedniej liczby głosów. W 2014 roku przepadł w wyborach do sejmiku.

Politycy w strojach klaunów

Za granicą wybory są dla zbuntowanych muzyków rockowych często okazją do groteskowych happeningów. Jesienią 1979 roku swoją kandydaturę na stanowisko burmistrza San Francisco zgłosił wokalista punkowego zespołu Dead Kennedys - Jello Biafra. Do podjęcia tej decyzji namówił go kolega z zespołu Peru Ubu. Po jednym ze wspólnych koncertów powiedział mu bowiem: "Biafra, jesteś taki wygadany, że powinieneś zostać politykiem!".

Tak też się stało - i wokalista niebawem ogłosił swój program. Składał się on z połączenia głupich żartów w rodzaju wprowadzenia obowiązku przebierania się lokalnych biznesmenów w stroje klaunów i bardziej poważnych postulatów, jak udostępnienie za darmo miejskich pustostanów dla bezdomnych. Kiedy jego konkurentka, Dianie Einstein, zaczęła zapowiadać, że zajmie się oczyszczeniem ulic miasta, Biafra... posprzątał liście przed jej domem. Zwolennicy muzyka paradowali po mieście w koszulkach z prowokacyjnymi napisami: "Jeśli nie wygra, to się zabije". Ostatecznie Biafra zajął czwarte miejsce (na dziesięciu kandydatów).

Z biegiem lat piosenkarz spoważniał - również w kwestiach politycznych. W 2000 roku zgłosił swą kandydaturę na prezydenta USA z ramienia Green Tea Party - a gdy nie uzyskał nominacji, poparł najpoważniejszego kandydata tej partii - aktywistę Ralpha Nadera. Wspierał go także podczas kolejnych kampanii cztery i osiem lat później, gdy startował już jako kandydat niezależny.

- Ameryce dobrze zrobiłby system parlamentarny z prawdziwego zdarzenia. Tymczasem to, co mamy, to żaden system dwupartyjny - chwilami wygląda to jak monopartia. Chciałbym, żeby ludzie z radykalnymi poglądami mieli silną polityczną reprezentację - deklarował.

20 kwietnia br. swoją kandydaturę w amerykańskich wyborach prezydenckich zgłosił raper Waka Flocka Flame. W jego programie nie brakuje dziwacznych postulatów. Czarnoskóry artysta zapowiedział, że po wygraniu wyborów przede wszystkim zalegalizuje marihuanę. Do tego - wprowadzi zakaz wchodzenia z psami i innymi zwierzętami do restauracji oraz zakaz chodzenia po chodnikach dla... ludzi o dużych stopach. Mimo że Waka Flocka Flame zastrzega się, iż traktuje swój start w wyścigu o fotel prezydenta USA poważnie, tak naprawdę nie może w nim wystartować, ponieważ ma 28 lat, a minimalny wiek upoważniający do ubiegania się o to stanowisko to według amerykańskiej konstytucji 35 lat.

Kongresman z przebojem

Niektórzy muzycy traktują jednak swe polityczne ambicje całkiem serio. Kiedy w 2010 roku wyspę Haiti nawiedziło potężne trzęsienie ziemi, w pomoc dla swych rodaków zaangażował się mocno popularny raper z zespołu The Fugees - Wyclef Jean. Artysta wspomagał mieszkańców Haiti już przez całą minioną dekadę, dzięki działającej na terenie wyspy swej fundacji Yele Haiti.

Tuż po kataklizmie postanowił sięgnąć na wyspie po najwyższą władzę - okazało się jednak, że nie może zostać prezydentem, ponieważ nie mieszka na terenie Haiti przez wymaganych pięć lat. Co ciekawe - posunięcie Jeana zostało powszechnie ocenione bardzo pozytywnie, zarówno przez polityków, jak i innych artystów. I kto wie - gdyby nie wymogi formalne, może dziś czarnoskóry raper rządziłby gorącą wyspą. Cztery lata temu śpiewał w Krakowie na wiankach. Gdybyśmy go wtedy zatrzymali pod Wawelem - może udałoby się go przepchnąć w tegorocznych wyborach prezydenckich w Polsce?

Ruben Blades jest nam znany przede wszystkim jako aktor - z takich filmów jak "Fasolowa wojna" czy "Barwy nocy". Tymczasem jest on też piosenkarzem o statusie gwiazdy w rodzinnej Panamie. Jego utwory od początku miały mocno zaangażowany charakter. W tym kontekście naturalne wydaje się, że w 1985 roku ukończył on studia prawnicze i dziewięć lat później wystartował w wyborach prezydenckich. Odniósł sukces porównywalny do sukcesu Kukiza - zdobył 18-procentowe poparcie. I nie zmarnował kapitału politycznego. Dziesięć lat później został na pięć lat... ministrem turystyki. Czy podobny los spotka naszego rockmana?

Wszyscy znamy gwiazdę amerykańskiego popu Cher. Jej mężem był przez długi czas wokalista Sonny Bono, z którym tworzyła odnoszący spore sukcesy w latach 60. i 70. duet. Para rozstała się, gdyż Bono maltretował żonę psychicznie i fizycznie. Nie przeszkodziło mu to w karierze politycznej.

Kiedy piosenkarz chciał otworzyć w Palm Springs własną restaurację, napotkał na takie przeszkody biurokratyczne, że postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Porozumiał się z Republikanami - i został burmistrzem miasta na okres od 1988 do 1992 roku. Ponieważ sprawdził się w tej roli (zainicjował choćby odbywający się od tamtej pory Palm Springs International Film Festival), partyjni koledzy namówili go na dalszą karierę polityczną.

I udało się - w 1994 roku Bono został pierwszym członkiem amerykańskiego Kongresu, który mógł się pochwalić, że ma na swym koncie również pierwsze miejsce na liście przebojów pop. Niestety - cztery lata później artysta zginął podczas wyjazdu na narty w Aspen. Jedna z teorii spiskowych głosi, że został zamordowany przez mafię, przeciw której prowadził otwartą wojnę.

Mieszanie dwóch światów

Kiedy Tomek Lipiński z grupy Tilt zaśpiewał na kongresie PO, dawni fani nie mogli mu długo tego wybaczyć. A to dlatego, że trzy dekady wcześniej z Brygadą Kryzys nawoływał: "Nigdy nie wierz politykom!". Ten przykład wskazuje, że chyba lepiej nie mieszać z sobą tych dwóch światów. Być może dlatego na całe zastępy muzyków, polityką zajęło się tak niewielu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska