MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Handelek grzybkami to nie handel informacją

Zbigniew Bauer
archiwum
Jeden z wybitnych dziennikarzy amerykańskich, zagadnięty, skąd bierze swoje informacje, odparł: "Nigdy nie ujawniam swoich informatorów i dlatego jeszcze ich mam". Prawo prasowe, a także zwyczajna ludzka przyzwoitość nakazują zachować milczenie o źródłach dziennikarskich informacji, zwłaszcza gdy źródła te - a na ogół mają twarze i nazwiska - proszą o anonimowość.

Nie potrafię powiedzieć, czy Cezary Gryz, któremu nakazano ujawnienie źródeł wiedzy o materiałach wybuchowych na wraku prezydenckiego tupolewa, powinien życzenie wydawcy spełnić. Są tacy, którzy piszą, że absolutnie nie; i tacy, którzy uważają, że tak.

Zapewne, dyskusja o zasadach uprawiania dziennikarstwa śledczego, które co chwilę ociera się o wymiary tabloidowe, jest potrzebna. Nie jestem wszakże tak naiwny, by sądzić, że z niej cokolwiek wyniknie. Próbował taką dyskusję sprowokować Grzegorz Miecugow, wielka debata o roli mediów publicznych zapowiadana była po Kongresie Kultury Polskiej. Co z tego zostało? Nic, poza potężnym kacem i paroma niedawnymi artykułami o stałej degradacji TVP. Człowiek przeczyta, człowiek się albo pośmieje, albo z żalem pokiwa głową.

Dziennikarstwo "Rzeczpospolitej" nie jest z mojej opowieści, jednak nie wyobrażam sobie III RP bez tego dziennika. Po prostu musi istnieć dla zdrowia systemu medialnego kraju chcącego uchodzić za demokratyczny. Redaktor Żakowski w "Polityce" postawił diagnozę: w sprawie "Rzepy" zawiódł system. Zawiódł po względem ekonomicznym bo zwalnia się ludzi, którzy wielokrotnie przesiewali rozmaite teksty - nie "na literówki", ale merytorycznie, a przymus uzyskiwania wysokich wskaźników czytelnictwa redukuje stopień rzetelności. Zawiódł - według Żakowskiego - także kulturowo: etos dziennikarskiej rzetelności to jedynie sentymentalne wspomnienia. Jeśli wolno mi napisać, co ślina język przyniesie, w "blogasku" - dlaczego nie wolno mi tego pisać w gazecie, która daje mi etat i ZUS?

Dodajmy jeszcze jedno: media w naszym pięknym kraju traktuje się często jak sklepik z kapustą, kiełbasą, kartoflami albo suszonymi grzybkami. Ich właścicielami stają się ludzie o niewielkiej wiedzy o tym, co oznacza handlowanie informacją, co znaczy "budowanie obrazów w naszych głowach".

Gazeta, stacja telewizyjna i radiowa są traktowane jak jedna z maszynek do robienia kasy, stąd te nagłe "ocknięcia się" wtedy, gdy mleko się rozleje, zaś społecznych skutków jednego czy drugiego artykułu cofnąć się już nie da, gdy zepsute mięso czy zgniłe ziemniaki zawsze można zdjąć z półki.

Sytuację taką przerabialiśmy już na początku lat 90., gdy "wydawcami" gazet zostawali fachmani od pieczenia bułek czy stawiania kominów. Wydawało się, że tę fazę budowania systemu medialnego w wolnej Polsce mamy już za sobą. Niestety, wróciła. Najgorsze, że wróciła wtedy, gdy inne już mamy oczekiwania od mediów i inną ogólną sytuację społeczną. I właśnie to boli najbardziej.

Autor jest medioznawcą, publicystą, kulturoznawcą, profesorem UP.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska