Treningi we Włoszech
Czy syn poświęcił wszystko, by dorównać tacie?
- Na pewno codziennie staram się być profesjonalny – mówi szermierz. - Z pełnym zaangażowaniem podchodzić do trenowania. Nie myślę w kategoriach rywalizacji z tatą, ale nie ukrywam, że moim marzeniem jest złoty medal igrzysk olimpijskich. Dwa miesiące w każdym roku spędzam we Włoszech, we Frascati, to miejscowość pod Rzymem. Urozmaicam sobie treningi wyjazdami do Włoch, gdzie jest wyższy poziom jeśli chodzi o sparingpartnerów. Zacząłem to robić wtedy gdy był lockdown, uznałem, że potrzebuję mieć motywację, bodźca, jakiejś zmiany. Wtedy byłem tam pół roku. A teraz przy napiętym kalendarzu nie mam tyle czasu. Podróży i tak jest dużo. Czuję progres w związku z takim urozmaiceniem.
Turniej dla szermierzy bardzo dobrze się układa, niedziela i poniedziałek przyniosły medale. A są kolejne szanse.
- Jest świetnie, mamy dwa złota i dwa srebrne medale – mówi Siess. - Nic tylko się cieszyć.
Zawodnik bardzo sobie ceni złoty medal.
- To dla mnie zdecydowanie bardzo ważne osiągnięcie, w życiu jeszcze takiego nie miałem – mówi. - Przeciwnik w finale nie odpuszczał i czułem presję z jego strony. Cieszę się, że dałem radę postawić na swoim. To bardzo ważne zwycięstwo, mam nadzieję, że będzie mnie ono nieść w dalszej karierze i mam nadzieję, że przełoży się to też na igrzyska olimpijskie.
Drużyna najważniejsza
Kwalifikacje do nich już niebawem, bo w czwartek odbędzie się turniej drużynowy.
- Zdecydowanie muszę się zregenerować – mówi florecista. - Muszą być masaże, kilka przyjemnych spraw, bo muszę być gotowy na czwartek. Jak oceniam formę kolegów? Z tego co mi się wydaje, to wszyscy walczyli na dobrym poziomie, nie widziałem walki Andrzeja Rządkowskiego więc o niej się nie wypowiem, nie jestem w stanie. Wydaje mi się, że jesteśmy w wysokiej i stabilnej formie. Ja wcale nie zacząłem dobrze turnieju, o mały włos, a bym odpadł w tabeli „64”, a jakoś dałem radę to wszystko pociągnąć, zebrałem się i skończyło się złotem. W ćwierćfinale wysoko prowadziłem, ale przeciwnik zaczynał mnie dopadać, miałem lekki kryzys, pod względem złapania koncepcji na walkę, ale dałem radę to domknąć. Półfinał od początku do końca poszedł mi tak, jak to sobie zaplanowałem. Gdy tylko poczułem słabszy moment przeciwnika to kontynuowałem dobrą walkę, a w finale był punkt za punkt. Końcówka zadecydowała, dałem radę.
