Andrychowianie mieli ostatnio trochę kłopotów kadrowych, dlatego odwołanie spotkania na własnym boisku z Jutrzenką Giebułtów, ze względu na ulewne deszcze, przyjęli z ulgą, wykorzystując czas na podleczenie urazów.
Potem przyszło upragnione zwycięstwo ze Skawinką na włąsnym boisku (1:0). - Było to dla nas bardo trudne spotkanie. Chłopcy czuli, że muszą w nim wziąć pełną pulę, więc na styl spuszczam zasłonę milczenia – podkreśla Krzysztof Wądrzyk, trener Beskidu. - Ważne, że nie straciliśmy gola, a potrafiliśmy go strzelić.
Z kolei w Michałowiance, choć rozmiary wygranej były identyczne jak ze Skawinką, stylowo gra andrychowian wyglądała już znanie lepiej. - Na Michałowiance pierwsza połowa była naszą najlepszą w rundzie. W niej powinniśmy byli strzelić kilka goli – uważa Wądrzyk. - Szkoda tylko, że za bezpardonowy i jak najbardziej z premedytacją atak na Sebastiana Marczaka, któremu rozcięto łuk brwiowy i trzeba było na niego założyć pięć szwów, rywal otrzymał tylko żółtą kartkę.
W najbliższej serii andrychowianie podejmą Dalin Myślenice. Beskid plasuje się 12. pozycji, mając o jeden mecz rozegrany mniej natomiast jego najbliższy rywal jest na 7. miejscu. Ma o pięć punktów więcej. - Skoro weszliśmy na zwycięską ścieżkę, to nie chcemy z niej schodzić – deklaruje trener Wądrzyk. - Po burzliwej zimie, kiedy straciliśmy w niej sporo czasu z okresu przygotowawczego, mówiłem, że meczami mistrzowskimi będziemy dochodzić do formy. Apelowałem o cierpliwość, że zwycięstwa muszą przyjść. Na razie wyszło na moje.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska