- Mamy świadomość, że wyniki to nie do końca wina trenera - mówi Jan Pawlik, prezes Pcimianki. - Wiemy, że okres przygotowawczy był krótki, że przewinęło się bardzo wielu testowanych zawodników, że część była na wczasach, obozach, przez co nie trenowali, w efekcie nie zagraliśmy składem, który mamy teraz w meczach ligowych. To wszystko prawda, widzimy też, że IV liga stawia dużo większe wymagania niż klasa okręgowa. Jednak organizacja, dyscyplina nie napawały optymizmem. Na ostatnich zajęciach trenera Kowalskiego było sześciu zawodników.
- Nie może być tak, że ktoś nie chodzi na treningi, a usprawiedliwia się u prezesa, a nie u mnie. Musimy się szanować - komentuje Marek Kowalski. - Zadawałem sobie sprawę, że będę pierwszą osobą, która poniesie konsekwencje, mimo wszystkich okoliczności. Kiedy podejmowałem pracę, obiecano mi pozyskanie pięciu zawodników o umiejętnościach adekwatnych do czwartej ligi. Zaproponowałem chyba dwudziestu pięciu, działacze zdecydowali się na jednego.
Prezes Pawlik: - Powody były różne, m.in. zbyt wygórowane oczekiwania finansowe zawodników.
Trener Kowalski: - Jak się kogoś zatrudnia, to trzeba mieć do niego zaufanie. Ja tego zaufania nie czułem.
Marek Kowalski z drużyną pracował niespełna dwa miesiące (awans do IV ligi zespół wywalczył jeszcze pod wodzą Mateusza Misia). Dziś o godz. 18.45 - bo wtedy ma rozpocząć się trening - stery nad drużyną ma przejąć kolejny szkoleniowiec. Marian Tajduś w poprzednim sezonie prowadził Orkana Limanowa, generalnie jest mocno związany z sądecką piłką.
- Obserwował drużynę w środowym meczu Pucharu Polski z LKS Trzebunia (zwycięstwo 2:0 - przyp.), po którym się dogadaliśmy - wyjaśnia Jan Pawlik.
Jako trener Pcimianki Tajduś zadebiutuje w sobotnim, wyjazdowym spotkaniu z Orłem Piaski Wielkie.