Rzuciłem się jednak na wulkan, który wybucha. Zgodnie z instrukcją „wybrałem odpowiednie miejsce, aby móc przeprowadzić doświadczenie w spokojnej atmosferze i czystości”. Następnie miałem przesypać dwie substancje chemiczne do dwóch pudełek. Problem w tym, że pudełka były dwa, ale substancje trzy, ta dodatkowa - czerwona. Nie dość, że nie wiedziałem, jak wytłumaczyć dzieciom tę rozbieżność, to jeszcze poczułem niepokój, czy czerwoną dosypać czy nie? Na obrazku było, w instrukcji - brak. Czy to aby nie wybuchnie? No ale w końcu ma wybuchnąć „w spokojnej atmosferze i czystości”. Moja mała asystentka dodała wody do mieszanki i zaczęło „wybuchać”, a raczej pełzać, bąbelkować i purkać na bordowo. Natychmiast ubabrałem się na ten kolor, nie w wyniku erupcji, tylko wskutek sprzątania wulkanicznego świństwa. Taki ze mnie docent-amator.
Jak doprowadzić do wybuchu wulkanu
Tadeusz Płatek

Każdy zna zestawy młodego chemika i związane z nimi legendy o mamach i babciach opłakujących wypalone kwasem dziury. Wczoraj miałem kontakt z zestawem edukacyjnym „wielkie laboratorium naukowe”. W pudełku znalazłem m.in. składany szkielet ludzki (banał), peryskop (od razu chce się wszędzie zaglądać) i zatopiony w gipsie do rozkucia szkielet dinozaura (znowu szkielet).