Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak sejsmolożka i krakauerolog przetrwali pierwsze 50 lat razem

Barbara Sobańska
Basia  i  Mietek Czumowie - mariaż dwu największych krakowskich uczelni, AGH i UJ. Happening trwa...
Basia i Mietek Czumowie - mariaż dwu największych krakowskich uczelni, AGH i UJ. Happening trwa... Krzysztof Hawrot
Ona uważa się za anioła, on mawia, że ona jest od diabła. O podrywie przez ambicję, o tym jak mijali się, o "korespondencyjnych" dzieciach, o dwóch równoległych, które... przecięły się pod kątem prostym, oraz o "Przekrojowych" happeningach i azylu w Tabaszowej, który osobiście palcem pokazał im Bóg, Barbara i Mieczysław Czumowie opowiadają Barbarze Sobańskiej

Barbara Czuma
Pracowała w Geofizyce w Krakowie jako kierownik grupy sejsmicznej

Właściwie to ja nauczyłam go prowadzić samochód, ale gdy dostał prawo jazdy, natychmiast uznał, że jeździ lepiej ode mnie. Mietek mawia, że jestem od diabła Boruty, bo pochodzę spod Łęczycy. A ja uważam, że anioł ze mnie - przecież wytrzymałam z nim 50 lat!

Poznaliśmy się w Jiczynie koło Pragi, w mieście skąd pochodzi Rumcajs. Pojechaliśmy tam oddzielnie - Mietek wygrał w konkursie literackim na juwenaliach wycieczkę do Paryża, ale ostatecznie bilet dostał do Czechosłowacji. Zaraz po powrocie zaprosiłam go na imieniny. Koleżanki ostrzegały mnie przed nim, że szalony. Bo taki był od zawsze - zakręcony, ale pozytywnie. Wulkan energii. Działał w Zrzeszeniu Studentów Polskich, miał kartę do Klubu pod Jaszczurami, zorganizował juwenalia sześćsetlecia i liczne happeningi na ulicach Krakowa.

Siłą rozpędu, gdy tylko trafił do "Przekroju", zorganizował pochód jamników. Zaraz wezwano go do bardzo ważnego domu w Krakowie i zganiono, że parodiuje pochód pierwszomajowy. Ale jemu nigdy nie przeszło, ciągle urządzał różne happeningi. Po jednym z nich - "Wyzwoleniu Racławic z niewoli kieleckiej", który zrobił po reformie administracyjnej, gdy Racławice wróciły do Małopolski - na Kielecczyźnie zakazano sprzedaży "Przekroju", a Mieciowi przysłano gruby sznur, żeby się na nim powiesił. Na szczęście mąż nie podjął sugestii.

Jego błyskotliwość przejawiała się na różne sposoby. Jeszcze za czasów studenckich pracował jako pomocnik geodety w grupie sejsmicznej, którą kierowałam. Zadanie miał proste: opisywać paliki, ustawiane w dwóch równoległych rzędach. Robił to tak zręcznie i tak kreatywnie, że w pewnym momencie dwie równoległe przecięły się pod kątem prostym. Wesoło się pracowało - Mietek recytował wiersze, wszyscy pili wino... Ale zarobił na płaszcz lodenowy. Pojechaliśmy go kupić do Katowic.

Innym razem, już jako mąż, przyjechał do mnie do Dynowa. Sporo jeździłam po Polsce, służbowo, często zabierałam dzieci. A Mietek nas odwiedzał. Wtedy w Dynowie koniecznie postanowił wypić z wiertaczami. Obudził się następnego dnia rano pod kapliczką Matki Boskiej na dynowskim rynku. Ale to go mimo wszystko nie zraziło.

Jeździł do mnie nadal. Wytrwaliśmy z sobą tak długo, bo… mijaliśmy się. Przez dwadzieścia parę lat przez siedem-osiem miesięcy w roku pracowałam w terenie, a wolnych sobót nie było. Dzieci to mamy "korespondencyjne".

Kierowałam grupą sejsmiczną, która poszukiwała gazu i ropy. Prawie sami mężczyźni. Nie na wszystkim się znałam. Raz jeden z podwładnych powiedział, że chce urlop, bo mu się ziarno sypie. Zastanawiałam się, gdzie w samochodzie, bo był kierowcą, jest to ziarno. A okazało się, że miał żniwa.

Gdy próbowano wysadzić pomnik Lenina w Nowej Hucie nasz dyrektor był przerażony. Szukano, kto ma dynamit i ja byłam podejrzana. Pytam jednego: Jaśku, to nie wy? A on mi na to: Pani kierownik, my to byśmy roboty nie spartaczyli. Bywały momenty, że dzieci długo nie widziały ojca. Jednak każde wakacje spędzaliśmy razem nad morzem. Dziś Kasia, po mężu Siwiec, pisze - mówi się nawet, że lepiej od ojca - z czego mąż się bardzo cieszy. A syn Maciek mieszka w Chicago i nie chce wracać.
Córka ma dwóch synów, a syn dwie córki i Mietek się martwi, że nazwisko przepadnie.
W naszym wiejskim azylu - w chacie w Tabaszowej - karmię wszystkie dzikie koty z okolicy. Marzę by mieć choć jednego w Krakowie, ale Mietek kategorycznie protestuje, bo poniszczyłby jego antyki, które kolekcjonuje. Ja zaś namiętnie zbieram grzyby i robię przetwory, a on się potem szczyci, "żeśmy je zrobili". Jego udział jest taki, że myje słoiki. Aha, i dokleja na nich nalepkę: "Spożywać w obecności lekarza".
No, cały on!
Mieczysław Czuma
Redaktor naczelny "Przekroju" przez 28 lat (1973-2000), wcześniej szef programowy TV Kraków i poeta. Znany krakauerolog, autor i współautor popularnych książek o Krakowie, jego historii i mieszkańcach. W latach 1964-1968 radny Rady Narodowej miasta Krakowa, od 1978 roku członek-założyciel Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa

Jesteśmy mariażem dwu największych krakowskich uczelni. Żona ukończyła geofizykę na AGH, ja - polonistykę na UJ. Byłem studentem Pigonia, Klemensiewicza i Kleinera. Ona na roku miała dwustu facetów i cztery dziewczyny, ja kilkaset kobiet i kilku chłopaków. Każde z nas było ciekawe, jak to jest gdzie indziej.

Przez ambicję ją poderwałem. Na imieninach u Basi byli sami faceci, prawie inżynierowie, którzy szalenie mnie lekceważyli. Poprzysiągłem sobie, że im tę Basieńkę wyjmę. To wielkie dziwactwo zresztą, że żona nie jest krakowianką, bo ze mnie zapalony krakauerolog. Kładłem podwaliny pod naukę, która świadczy o wyższości Krakowa nad resztą świata. Usprawiedliwia ją tylko to, że maturę zdała w "małym Krakowie", czyli w Krośnie. Ja zaś urodziłem się na Zwierzyńcu, tam gdzie Wisła wpada do Rudawy, najważniejszej rzeki w Polsce. Imię mam po chrzestnym Mieczysławie Kaplickim, ostatnim prezydencie przedwojennego Krakowa. Postawił warunek - będzie trzymał mnie do chrztu, jeśli dostanę po nim imię. A miałem być Januszem.

Ślub braliśmy w kościele św. Mikołaja przy ul. Kopernika, w tym samym, co Feliks Dzierżyński. Gdy Niemcy uciekali z Krakowa, wysadzili wiadukt nad ulicą Kopernika, a siła podmuchu zerwała dach na kościele św. Mikołaja. Proboszcz Jan Gołąb udał się do szefa sztabu armii radzieckiej z prośbą, żeby żołnierze pomogli zreperować dach. Argumentował, że ten XIII-wieczny kościół stoi przy szlaku na Ruś, a i św. Mikołaj jest patronem Rusi. Wojskowy go odprawił, kazał głowy nie zawracać. Wtedy zaradny proboszcz wyjął księgę parafialną i pokazał, że w tym kościele ślub brał Dzierżyński.

Wojsko migiem naprawiło dach na kościele. Ten właśnie ksiądz Gołąb udzielał nam ślubu. W prezencie dostaliśmy samowar, który zapoczątkował moją kolekcję, niejedyną zresztą. Jako reporter "Przekroju" zwiedziłem trochę świata i zawsze przywoziłem do domu trofea z wypraw.
Basia namiętnie gra w brydża i ogląda seriale. Nigdy nie czyta tego, co drukuję w gazetach i piszę w książkach, bo większość tych tekstów przepisuje na komputerze. Za czasów "Przekroju", gdy miałem wątpliwości, czy publikować jakiś tekst czy nie - a zawsze celowałem w gusta "średniego czytelnika" - dawałem tekst do przeczytania żonie i opierałem się na jej opinii. Była "średnim czytelnikiem", z wykształceniem "średnim" - po AGH.

Inteligencja dzieli się bowiem na wrodzoną - to ja, nabytą - jak u moich dzieci, i techniczną - u żony. Basia to znakomita matematyczka, gdy zdawała egzamin wstępny na AGH - była pierwsza na liście! Ale gdy ja nauczałem polskiego, pomagała mi poprawiać prace uczniów. Bo zacząłem od belferstwa. Gdy jednak trzeci rok z rzędu powtórzyłem uczniom, że Kochanowski urodził się w Sycynie koło Radomia, postanowiłem, że to już po raz ostatni. Tak zostałem dziennikarzem.

Ze trzydzieści lat temu kupiliśmy chatę na wsi. Pojechaliśmy do znajomej nad Rożnów, bo dzieci chciały po raz pierwszy w życiu przespać się w namiocie. Rozpaliliśmy ognisko, okolica nas urzekła. Bez namysłu kupiliśmy tam stary wiejski dom, który potem latami remontowaliśmy i ulepszali. To miejsce palcem osobiście Pan Bóg nam pokazał. Nocą dach dotyka gwiazd, a ja słyszę szum skrzydeł aniołów. Modlę się tam czasem: "Panie Boże, Ty mnie nie bierz do nieba, Ty mnie zostaw w Tabaszowej".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska