Temat bezpieczeństwa na przejazdach powrócił ostatnio, gdy na przejeździe przy ul. Krzeczowskiej w Bochni, w forda kierowanego przez 22-letniego mężczyznę uderzyła lokomotywa.
Podobnie jak w przypadku Janusza Kuliga, do wypadku doszło dlatego, że dróżniczka nie zamknęła na czas przejazdu. Chłopak miał sporo szczęścia - poza drobnymi potłuczeniami nic poważnego
mu się nie stało.
- To był cud - przyznaje Jacek Sobiecki, szef sekcji ruchu drogowego KPP w Bochni.
Na skutek uderzenia samochód trafił do rowu i to uratowało chłopaka. Ani cudem ocalony młody kierowca, ani jego rodzina nie chcieli z nami rozmawiać o tym wypadku.
- Za dużo nerwów nas to kosztuje - podkreślali. Policjanci prowadzący w tej sprawie postępowanie przedstawili ponad 50-letniej dróżniczce zarzut nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Grozi za to do 3 lat więzienia. Kobieta została zawieszona w pracy.
To niestety nie pierwszy przypadek nieodpowiedzialnego zachowania dróżnika na przejeździe przy ul. Krzeczowskiej.
W lutym ub.r. ponad 4 promile alkoholu miał we krwi dróżnik, który kierował ruchem w tym miejscu. Mężczyzna mimo upojenia alkoholowego był jednak na tyle przytomny, by na czas zamknąć rogatki kolejowe.
Gdyby nie utworzył się sznur samochodów ustawionych obok przejazdu i gdyby nie interwencja jednego z kierowców, zaniepokojonego sytuacją, nie doszłoby do zatrzymania pijanego pracownika PKP.
Do feralnego dyżuru przy ul. Krzeczowskiej doszło dokładnie w trzecią rocznicę wypadku, w którym zginął Janusz Kulig.
Kierowca rajdowy został śmiertelnie potrącony przez pociąg 13 lutego 2004 roku na przejeździe kolejowym w Rzezawie.
W tym przypadku zawinił właśnie dróżnik. Już podczas procesu w sprawie śmierci Kuliga pojawiły się sugestie, że przejazd w Rzezawie powinien być przebudowany. Apelował o to także Jan - ojciec zmarłego kierowcy.
W Małopolsce na przejazdach kolejowych musi być pełna automatyzacja
Po roku od tragicznej śmierci rajdowca PKP rozpoczęła modernizację przejazdu. Wyburzono budkę dróżnika, a na torach zamontowano specjalne tarcze, które automatycznie zamykały rogatki, gdy pociąg zbliżał się do przejazdu kolejowego.
- To najlepsze z możliwych rozwiązań i jak potwierdzają statystyki - bardzo skuteczne. Od tamtej pory nie doszło do żadnego wypadku - mówi Jacek Sobiecki, naczelnik sekcji ruchu drogowego KPP w Bochni.
O tym, że wszystkie przejazdy kolejowe powinny być wyposażone w tego typu urządzenia gwarantujące stuprocentowe bezpieczeństwo kierowców jest przekonany Jan Kulig.
- Kolej powinna zmodernizować wszystkie obsługiwane przez ludzi przejazdy. Z doświadczenia wiem, że człowiek czasami może popełnić błąd - mówi ojciec rajdowca.
Pracownicy PKP zgadzają się z tym twierdzeniem i podkreślają jednocześnie, że pełna automatyka, jak na przejeździe w Rzezawie, jest systematycznie wprowadzana na wszystkich możliwych przejazdach kolejowych.
- Mamy plany, że niebezpieczny przejazd przy ul. Krzeczowskiej będzie modernizowany przy okazji budowy autostrady. Powstanie też wiadukt, który umożliwi bezkolizyjny ruch pociągów i samochodów - podkreśla Robert Kowal, rzecznik prasowy Zakładu Linii Kolejowych w Krakowie. Wsp. (hała)