Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeden dzień, który zmienił życie Pawła w walkę o przetrwanie

Halina Gajda
24-letniego chłopaka potrącił samochód. Jest po poważnych operacjach, przykuty do łóżka. Nadzieją jest dla niego neurorehabilitacja na specjalistycznym klinicznym oddziale.

14 sierpnia. Gorlice, ul. Wyszyńskiego. Dzień przed świętem. Paweł z dziewczyną idą chodnikiem. Może chcieli zrobić ostatnie zakupy, może po prostu przespacerować się. Znają się od niedawna. Czy trzymali się za ręce? Nie wiadomo. Nagle w niego trafia przejeżdżający samochód. Paweł wylatuje w powietrze. Głuchy huk. Ktoś potem powie, że świat się kończy, bo ludzie z nieba spadają. Uderza głową w chodnik, może krawężnik czy jezdnię. Traci przytomność. Ktoś dzwoni po pogotowie...

Nie poddam się, spróbuję wszystkiego
Byłam w domu. Wzdrygnęłam się na dźwięk wozów strażackich, które z dużą szybkością jechały w górę ulicy. Za nimi karetka, policja. Ale niczego nie przeczuwałam - mówi cicho Krystyna Grabowska, mama chłopaka. - Dosłownie za chwilę do domu wpada dziewczyna Pawła. Krzyczy, że miał wypadek, że trzeba szybko iść - dodaje.

Nie pamięta zbyt wiele z tamtego dnia. Panika, chaos, tysiące myśli. Lekarze początkowo nie dawali Pawłowi zbyt wielkich szans na przeżycie. - Powiedzieli mi że pękła mu czaszka - wspomina. - Ponoć to nawet dobrze, bo krew która zebrała się w głowie miała ujście. Inaczej doszłoby do obrzęku - stwierdza.

Drobna kobieta mówi cicho, spokojnie, ale widać ogrom emocji. Oczy jej błyszczą, ale nie płacze: przecież muszę być silna, nie poddam się, wszystkiego spróbuję dla Pawła.

Rodzinna asysta przy łóżku
Z gorlickiego szpitala chłopak trafił do Tarnowa. Tam operowali go neurochirurdzy. Przez trzy dni podłączony był do respiratora. Udało się go odłączyć, bo zaczął sam oddychać. Po kilku dniach wrócił na intensywną terapię do Gorlic. Całymi dniami asystował mu brat bliźniak, siostry, mama.

- Czasem żartowałam sobie z niego, że wyrywny jest, bo urodził się nogami do przodu - uśmiecha się. - Jak prosiłam: porąb drewna do pieca, to zanim się obejrzałam było zrobione. Mówił mi zawsze: trzeba to trzeba, na co mam czekać. I tyle go było - śmieje się.

Dzisiaj Paweł leży w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Grybowie. Tam pacjentami opiekują się siostry zakonne, bo zakład prowadzi Caritas diecezji tarnowskiej. Oddycha samodzielnie, połknie herbatę, ale nic więcej. Pielęgniarki karmią go przez sondę. Nie wiadomo, czy słyszy, czy widzi, co czuje. Mama wierzy, że wszystko. Dzwonią do niego dzieci siostry. Mama przykłada mu wtedy telefon do ucha, a one krzyczą: Kazek, wstawaj! Pobudka! Czekamy na ciebie! - Bo Paweł, wśród przyjaciół miał ksywkę „Kazek” - mama uśmiecha się.

Jeżdżą do niego codziennie. Opowiadają o tym, co w domu, co w mieście. Lekarze kazali mówić. Co z tego dociera do Pawła - nie wiadomo. Wszak mózg człowieka to dla medycyny wciąż nieodgadniona do końca zagadka. Lekarze twierdzą, że niewiele. Mama przeciwnie - że wszystko, albo przynajmniej dużo. Ma na to dowody. Przytacza ich co najmniej kilka. Paweł kochał boks. Trenował nawet amatorsko. Brat sfilmował mu bokserską galę, która niedawno odbyła się w Gorlicach. Pokazał Pawłowi nagranie: patrz brachu, twój trener walczył. - Widać było przez chwilę jak nieruchomieje. Zaczął wodzić oczyma, jakby szukał czegoś. Po chwili, po skroniach popłynęły mu łzy - opowiada cicho. - Gdyby nie słyszał, to chyba by tak nie zareagował - przekonuje mama.

Filmiki specjalnie dla naszego wujka
Po tym doświadczeniu, nagrywają, co im tylko przyjdzie do głowy, by pokazać Pawłowi. Choćby to jak najmłodsza siostrzenica po raz pierwszy samodzielnie pałaszuje zupkę. Pokazują liczne zdjęcia w telefonie. Przynoszą muzykę. Paweł przed wypadkiem słuchał jej bez opamiętania, cały dom dudniał, mama się trochę denerwowała.

- Wie pani, taką muzykę, co czasem uszy więdły jak się tekstów posłuchało dokładniej - ożywia się. - To chyba hip-hop był czy coś takiego. Słuchał jak był zdrowy, to mu teraz nie odbiorę przecież - podkreśla. - Nawet pielęgniarki nic nie mówią. Same kazały nam przynosić nagrania - uśmiecha się.

Paweł złapał paskudne zapalenie oskrzeli. Garście antybiotyków nie mogły zwalczyć choroby. Wygrzebał się, choć chwilami było krucho. Mama sugerowała, żeby go przenieść do szpitala, ale lekarze w hospicjum uznali, że zważywszy na i tak ciężki stan chłopaka, lepiej żeby nie miał kontaktu z nowymi wirusami i bakteriami. W zakładzie ma rehabilitanta, który rozmasowuje stawy, pilnuje, żeby nie miał odleżyn. Rodzina postarała się o jeszcze jednego. Już z prywatnej kieszeni.

- Wszystkiego się człowiek łapie - mówi smutno pani Krystyna. Stanęła przed jeszcze jednym, trudnym zadaniem. Musiała wystąpić do sądu o uznanie jej za opiekuna prawnego Pawła. Bo ten w żaden sposób sam o sobie nie może decydować. Lada dzień chłopak ma zostać przeniesiony do gorlickiego zolu-u. Będzie bliżej rodziny.

Szukają pomocy, gdzie mogą. Byli w fundacji w Stróżach, w krakowskich klinikach neurologicznych. Nikt nie mówi nic konkretnego. Tylko jeden lekarz podając mamie rękę powiedział spokojnie, ale stanowczo: przykro mi. - Chciałabym, żeby Paweł trafił na neurorehabilitację, ale trzeba długo czekać na miejsce w klinice w Krakowie. Wiem, bo już byłam i pytałam - opowiada mama.

O perypetiach rodziny dowiedział się burmistrz Rafał Kukla. Po krótkiej naradzie wspólnie zdecydowaliśmy, że na początku grudnia przeprowadzimy mikołajkową zbiórkę na rzecz Pawła: na rehabilitację, na potrzebne leki, pomoce medyczne. Szczegóły już wkrótce.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska