Poprosiła - z saksońskim akcentem o polskie pieniądze - mojego brata, a ten oddał jej wszystko, co miał, tak się cieszył z tych 25 lat transformacji, z tej zielonej wyspy, cudu gospodarczego, słonecznej Irlandii, tego, że można sobie za złotówki w portugalskim sklepie w Krakowie kupić belgijskie piwko, a resztę przeznaczyć na darowiznę, na rzecz ubogiej Niemki - ofiary zachodniej polityki socjalnej.
Że to już nie tylko my, niektórzy Polacy i niektórzy Romowie mamy monopol na zbieranie jałmużny w kraju i za granicą, ale też przedstawiciele innych bardziej rozwiniętych gospodarek, którym się jak widać nie udało, którym ten mityczny socjal nie "styknął", dla których brakło miejsca pod ciepłymi skrzydłami Angeli Merkel, a już niedługo być może braknie pod ogonem Françoisa Hollande'a i zobaczymy pod Tesco oraz pod Żabką i pod Małpką grających na akordeonach Gawroszów.
To jest z mojej strony prymitywne, ale się z tego przełamania żebraczego monopolu cieszę, bardzo internacjonalistycznie, egalitarnie i w ogóle.