- Oglądamy właśnie w kinach nowy film z pani udziałem – „Rzeczy niezbędne”, do którego jest pani również współautorką scenariusza. Co skłoniło panią do jego napisania?
- Reżyserka Kamila Tarabura. Była jeszcze studentką Szkoły Wajdy, kiedy poprosiła mnie o udział w etiudzie szkolnej, a potem zwierzyła się, że nie ma z kim pisać debiutu. Ja pisałam już wcześniej dla teatru, postanowiłyśmy więc spróbować współpracy. I ostatecznie spędziłyśmy wspólnie kilka lat nad tym scenariuszem.
- „Rzeczy niezbędne” zostały zainspirowane reportażem „Mokradełko” sprzed kilku lat. Co panią w nim zainteresowało?
- To Kamilę on zainteresował. Postanowiłyśmy, że nie będę czytała tego reportażu, ponieważ dzięki temu nasza historia będzie bardziej uniwersalna. Ostatecznie są w niej jednak jego elementy za sprawą Kamili.
- Pisanie w duecie okazało się dobrym pomysłem?
- Było cudownie. Okazało się, że mamy podobną wrażliwość i poczucie estetyki oraz humoru, co w pracy kreatywnej w duecie jest niebagatelne.
- Pisząc ten scenariusz, już z góry zakładała pani, że zagra w „Rzeczach niezbędnych” główną rolę?
- Tak. Z tym, że to w sumie nie było moje założenie, tylko Kamili. Ja pisząc, jestem w zupełnie innym stanie niż wtedy, kiedy gram. Nie koncentruję się na perspektywie jednej postaci. Muszę na historię spojrzeć przez „okulary” wielu uczestniczących w niej osób, widzieć strukturę opowieści, układać jej dramaturgię oraz różnicować język, którym posługują się postaci. Wchodząc na plan jako Roksana, myślę i czuję już tylko jedną osobą.
- Wystarczył do pani do tego tylko scenariusz?
- Obejrzałam mnóstwo dokumentów dotyczących molestowania dzieci, szczególnie w rodzinach i poszukiwałam wypowiedzi specjalistów zajmujących się traumą. Interesowało mnie głównie to, jak dziecięca trauma wpływa na zaburzenia osobowości w dorosłym wieku, jak deformuje emocjonalność i dekonstruuje tożsamość.
- Pani partnerką jest w filmie Dagmara Domińczyk, która na stałe mieszka i pracuje w USA. Skąd ten pomysł?
- Myślę, że Kamili i producentów. Doskonały z resztą.
- Dagmara nie grywa w polskich filmach. Jak udało się paniom przekonać ją do tego projektu?
- To zasługa naszego scenariusza, który ją podobno porwał od pierwszych stron.
- Występując w Stanach, Dagmara pewnie prezentuje trochę inne podejście do aktorstwa niż to w Polsce. Jak się pani z nią grało?
- Nie zauważyłyśmy różnic między sobą. Od pierwszego spotkania miałyśmy ze sobą głębokie porozumienie. Obie przychodzimy na plan przygotowane i skupione. Bardzo się wspierałyśmy każdego dnia. Można powiedzieć, że ta współpraca była pełna czułości i szacunku.
- „Rzeczy niezbędne” to opowieść o tym, jak molestowanie seksualne w dzieciństwie niszczy życie człowieka. Nie obawiała się pani, że tak trudny temat odstraszy widza?
- Nasz film nie opowiada o molestowaniu, ale o walce o prawdę, uznanie krzywdy i odbudowę siebie po tak trudnym doświadczeniu. Jest pełen pięknych obrazów, świetnej muzyki i skupionej, głębokiej gry aktorskiej. Myślę, że widzowie go pokochają.
- Już wiele filmów opowiadało o molestowaniu seksualnym. Jaki miała pani pomysł na to, by poruszyć ten temat na własny sposób?
- Kluczowa w naszym filmie jest perspektywa ofiary, która zresztą nie pasuje do powszechnego postrzegania tego typu osoby. Roksana jest bardzo ekstrawertyczna, odważna i zmysłowa. To może być nowe.
- Roksana jest typem postaci, którą każdy widz odczyta na inny sposób. Jak pani ją odbiera?
- Roksana wciąż mnie zaskakiwała podczas kręcenia filmu. Uważam, że jest niezwykłą bohaterką, która pomimo potwornych obciążeń nie poddaje się w walce o siebie, o swoje przetrwanie. I o uznanie prawdy, które jest dla niej wybawieniem. Myślę też, że to dobrze, że unika wchodzenia w tryb ofiary, pomimo tak trudnej przeszłości. Bycie ofiarą to najgorsza pozycja, jaką człowiek może sobie wybrać, zarówno ze względu na siebie, jak i innych.
- Powiedziała pani, że interesuje panią kino artystyczne w atrakcyjnym wydaniu. Czym „Rzeczy niezbędne” przyciągną widzów do kin?
- Dynamicznymi osobowościami głównych postaci, ale też nieprzewidywalnością i zmysłowością.
- Głównymi bohaterkami filmu są kobiety. „Rzeczy niezbędne” to kino dla kobiet?
- To kino z kobietami w rolach głównych, historia opowiadana z ich perspektywy, ale pociągająca moim zdaniem dla wszystkich, niezależnie od płci i wieku.
- Udzielając wywiadów, przywołuje pani w kontekście „Rzeczy niezbędnych” film „Thelma i Luiza”. To była świadoma inspiracja?
- Tak. Świadomie sięgnęłyśmy z Kamilą po tę inspirację. Ale nie jest ona dosłowna. Są jednak jej elementy w kostiumach, kinie drogi, w relacjach naszych bohaterek z mężczyznami.
- Pracuje pani nad scenariuszami do kolejnych filmów?
- Przygotowuję się do pisania dwóch filmowych scenariuszy. Jestem też w trakcie pisania dramatu dla jednego z warszawskich teatrów, który również będę reżyserować.
- Oglądamy panią teraz w telewizji w serialu „Klara”. To coś zupełnie odwrotnego niż „Rzeczy niezbędne”. Jak została pani zabawną Wronką?
- Dzięki zdjęciom próbnym, zupełnie klasycznie. Odnalazłam dużo bliskiego sobie w tej postaci. To jej fantazja, poczucie humoru i radość życia. Trochę też nieprzewidywalności i skłonność do dziecinady.
- Komediowa rola w pani dorobku to rzadkość. To było dla pani ciekawe i budujące doświadczenie?
- Zaczynałam od komedii w Starym Teatrze w Krakowie, od Fredry i Moliera. Pracowałam też kiedyś z Wojciechem Mannem i Krzysztofem Materną. Moja rola w „Kobietach mafii” jest też ściśle komediowa. Miałam się więc do czego odwoływać.
- Serial opowiada o kobiecej przyjaźni. Zaprzyjaźniła się pani naprawdę z jego twórczynią i koleżanką planu – Izą Kuną?
- Tak, mamy bardzo ciepłą relację.
- Powiedziała pani w jednym z wywiadów, że propozycje ról, które ostatnio do pani spływały, nie spełniają pani oczekiwań. Z czego to wynika?
- Nie wiem, szczerze mówiąc.
- Aktorzy zazwyczaj czekają na telefon z propozycją. Pani wzięła sprawy w swoje ręce. Tak dzieje się coraz częściej również w Polsce. To dobry trend?
- Wspaniały. Aktorzy stają się producentami, rzadziej piszą. Ale nasz wpływ na rzeczywistość filmową jest coraz większy. Bycie twórcą jest pięknym doświadczeniem.
- Można powiedzieć, że wraca pani obecnie do pracy po urlopie macierzyńskim i po rozwodzie. Jaki wpływ miały te oba wydarzenia na pani pozycję na naszym aktorskim rynku?
- Chyba zyskałam dużo sympatii, dzięki stylowi, w jakim to się wydarzyło. To bardzo miłe.
- Powiedziała pani w jednym z wywiadów, że chce teraz „opowiedzieć siebie na nowo”. Co to oznacza?
- Myślę, że pisanie i reżyseria są moją nową ścieżką. Nie mam już czasu ani przestrzeni na szołbiznes.
- W innej rozmowie deklaruje pani: „Jestem teraz u szczytu możliwości aktorskich”. Po czym pani tak sądzi?
- Kiedy obejrzałam „Rzeczy niezbędne”, stwierdziłam, że dokładnie zagrałam to, co chciałam. A to bardzo wymagająca rola. Kiedy świadomie i precyzyjnie używamy naszych narzędzi aktorskich, możemy być z siebie zadowoleni. A do tego nie widać na ekranie „szwów”. To dla mnie kluczowe.
- Aktorki zawsze narzekają na nieubłagany upływ czasu. Jak pani sobie z tym radzi?
- Wcale sobie z tym nie radzę. To po prostu jest. Ale dbam o siebie, bo lubię siebie. Uprawiam jogę, jem zdrowo, pielęgnuję skórę. Kluczem jest systematyczność.
- Forma fizyczna jest do pewnego stopnia pochodną formy psychicznej czy duchowej. Jak pani troszczy się o tę sferę?
- Joga to dla mnie ścieżka rozwoju zarówno duchowego, jak i fizycznego.
- Z biegiem lat coraz ważniejszy staje się dla nas spokój wewnętrzny. Pani też to już odczuwa?
- Tak, zdecydowanie. To dla mnie kluczowe. Kiedyś szukałam wrażeń, było to naturalne dla wieku, w którym wtedy byłam. Teraz się uspokoiłam. Kocham teraźniejszość. Jest najważniejsza.
- Pani życie prywatne jest od dawna pod lupą plotkarskich mediów. To trudne doświadczenie?
- Czasami. Choć nigdy tym specjalnie się nie zajmowałam.
- Pani rozstanie z Piotrem Stramowskim to pani drugi rozwód. Było łatwiej niż za pierwszym razem?
- Za drugim było łatwiej. Choć ze względu na dziecko, było to jednocześnie bardziej skomplikowane.
- Jest pani singielką, ale nie narzeka jednak na samotność. Dlaczego?
- Bo mam dobrą relację ze sobą. Na razie nie myślę o nowym związku. Zresztą co ma być, to będzie. Takie rzeczy dzieją się naturalnie.
