To kolejny produkt sygnowany pieczątką „Gorlickie”. Po winie, mydle, lodach i pierniku kasztelańskim, który choć biecki, to w szerszym ujęciu również gorlicki, mamy teraz kawę. Prosto z Bystrej. I choć bystrzańskie pola, przynajmniej na razie kawą nie porastają, to osiedliła się tam mała rodzinna palarnia kawy. Manufaktura w zasadzie. Taka, w której każde kawowe ziarenko oglądane jest z wielką pieczołowitością. Rządzi w niej Ewa Ziomek-Ostrowska z mężem Piotrem.
Dzień Kawy w Beskidzie Niskim
Ona z wykształcenia magister biologii okraszony zarządzaniem przedsiębiorstwem. On – strażak. Połączenie przyrody z cyferkami i żywiołem, tylko pozornie wydaje się egzotyczne. Bo gdy wejść głębiej, to wszystko doskonale się składa.
- Biologia jest przewodnikiem po świecie kawy, herbaty i ziół. A zarządzanie pozwala pracować i dawać pracę innym – opowiada Ewa. - Mąż zaś ma baczne oko na wypalanie. Zresztą, wciągnął się w to na maksa – dodaje ze śmiechem.
Krakowskie kawiarnie
Niepozorna blondynka. Serdeczny uśmiech. Nie stwarza dystansu „właścicielki firmy”. Nad filiżanką parującej kawy – gorlickiej, bo jak inaczej – opowiada o swojej przygodzie. Nie, nie zaczęło się w dzieciństwie. Mała Ewka nie popijała jej ukradkiem z filiżanek dorosłych.
- Tak naprawdę swoją pierwszą kawę wypiłam tak koło dwudziestego roku życia – przyznaje.
Jakby nie patrzeć, pesel miała więc już pełnoletni, ale ciekawość kawowego świata, przyszła trochę później. W pracy. W jednej z kawiarni. W Krakowie dokładnie.
- Przyjeżdżali do nas taksówkarze z całego miasta, bo mówili, że chcą się napić dobrej kawy – opowiada. - Zastanowiło mnie, co takiego jest w tej serwowanej u nas, że nadrabiają kilometrów, by sięgnąć akurat po tę filiżankę – dodaje.
Ewa jest marzycielką, ale bez głowy w chmurach. No, może czasem zdarza się jej „odpłynąć”, ale szybko wraca do rzeczywistości. Stąpanie po twardym gruncie jest potrzebne, by realizować marzenia.
- Ja sobie tę moją palarnię najpierw wyobraziłam ze wszystkimi szczegółami. Tak samo, jak kawiarenkę. Nie ma w nich nic przypadkowego – podkreśla. - Gdy już miałam wizję, to metodycznie, krok po kroku ją realizowałam, choć droga do celu była chwilami wyboista – dodaje szczerze.
Czary z wypalaniem zielonych ziaren
Kawę wypala się w piecach. Mogą być mniejsze lub większe. U Ewy jest średni, ale to nie on jest głównym bohaterem. Ta rola przypada workom, a raczej ich zawartości, czyli zielonym kawowym ziarnom. Pierwszy taki wór, notabene bardzo ładny jeśli chodzi o estetykę, przyjechał do Ewy jeszcze w minionym roku.
- Najpierw była wielka ekscytacja. Że już, że zaraz. Natychmiast trzeba włączyć piec i zacząć działać – wspomina ze śmiechem. - Później w głowie wybrzmiał głos rozsądku: Ewka, opanuj się. Po kolei. Spokojnie, bo jeszcze coś zepsujesz - opowiada dalej. - Na szczęście opanowałam emocje. Odetchnęłam głęboko i dopiero wtedy zaczęłam – dodaje.
Pytana, czy od razu się udało osiągnąć zamierzony efekt, odpowiada zdecydowanie: tak! Kawę z pierwszych samodzielnie wypalonych ziaren, wypiła niemal od razu. To była tylko kropka na „i”. Potwierdzenie: to moja miłość, pasja i praca.
- Wsiąkam w ten świat coraz bardziej – mówi już z powagą.
W wypalaniu kawy nic nie zastąpi zmysłów
Teraz trochę tajników z wypalania. Smak i aromat kawy przypisuje się gatunkowi i miejscu jej pochodzenia. Gdy spojrzeć na pas kawowy z perspektywy mapy, to rozpościera się on pomiędzy 23 a 25 równoleżnikiem południowym i obejmuje między innymi Brazylię, Wietnam, Kolumbię, Indonezję, Kostarykę, Meksyk czy Gwatemalę. Fachowa literatura podaje, że uprawa sprowadza się do trzech gatunków – doskonale znanych arabiki i robusty i trochę mniej znanej liberyki. Ziarno jest ważne, ale proces wypalania też ma ogromne znaczenie. Wbrew powszechnemu mniemaniu, nie jest tak, że mocno wypalone ziarno niesie za sobą moc kawy.
- Nie ma sztywnej receptury: tyle to a tyle czasu w takiej czy innej temperaturze. Bo ziarno jest „żywe” i nawet gdy weźmie się go z tej samej partii, może różnie reagować na wypalanie – dodaje.
Zgodnie z tym, Ewa cały proces kontroluje od początku do końca. Naocznie i dotykowo. Choć piec jest mocno zautomatyzowany, ma szereg czujników, mierników i innych wskaźników, to nic nie zastąpi wzroku, węchu i dotyku.
- Za każdym razem, gdy przyjeżdża kolejny worek kawy, ekscytacja jest taka sama, jak na początku – podkreśla.
Jaką kawę preferują gorliczanie?
Właścicielka śmieje się, że jej kawa... uzależnia.
- Gorliczanie polubili naszą kawę - jestem o tym przekonana. Chociaż w naszej ofercie jest w tym momencie ponad dziesięć kaw, zarówno stuprocentowych arabic oraz mieszanek z robustą, to mamy już bestsellery - mówi z dumą. - To co mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem to to, że gorliczanie najbardziej lubią kawy niekwaśne i niegorzkie. - Najczęściej wybierane kawy to te, które dobrze komponują się z mlekiem. Teraz, w sezonie jesiennym zdecydowanie króluje połączenie kawy mlecznej z syropem dyniowym oraz przyprawami. Lubimy też delektować się połączeniami z syropem orzechowym i czekoladowym - zdradza.
