Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kipi kasza. A cóż to za wojacy?

Dariusz Wieromiejczyk
Pierwszą wojnę światową nazwał profesor Andrzej Chwalba, „samobójstwem Europy”. Z pewnością był to nadzwyczaj krwawy sprawdzian dla klasy politycznej, rządzącej przed stu laty naszym kontynentem. Już w pierwszym miesiącu wojny poległ na polach Galicji dzielny oficer kawalerii, ukochany syn dowódcy armii austro-węgierskiej, Conrada von Hotzendorfa.

W tym samym miesiącu, w sierpniu, zginęli wśród wzgórz Szampanii dwaj francuscy kapitanowie - jedyny syn i zięć francuskiego generała, Ferdynanda Focha. Warto wiedzieć, że właśnie Foch był propagatorem i twórcą ofensywnej doktryny armii francuskiej. W ogniu bitew kładli wtedy głowy synowie ministrów i generałów, działaczy społecznych, pisarzy, uczonych i przemysłowców, dzieci całej ówczesnej elity społecznej i intelektualnej.

Ktoś powie, że było to środowisko arystokratyczne, w państwach silnie zmilitaryzowanych, gdzie etos honorowy i rycerski stanowił utrwalony wzorzec postępowania klasy rządzącej. Spójrzmy więc na Wielką Brytanię, państwo nazywane kupieckim, w którym pobór powszechny wprowadzono dopiero w 1916 roku. Tylko w ciągu pierwszych trzech miesięcy konfliktu, do służby na ochotnika zgłosiło się 126 członków parlamentu brytyjskiego. W czasie wojny liczba ta urosła do 264 – około 40% brytyjskich parlamentarzystów. Na „polach chwały” poległo ich ponad 20. Najmłodszy – konserwatysta Charles Thomas Mills, zginął w 1915 pod Loose w wieku 28 lat, najstarszy 56-letni William Hoey Kearney Redmond, uprosił przełożonych by pozwolono mu, mimo słabego zdrowia, wziąć udział w bitwie o grzbiet Messines. Zasiadał w parlamencie od 1883 roku.

Dziś, gdy na dziejowym horyzoncie zbierają się ciemne chmury, przykładu brytyjskich polityków nie należy traktować dosłownie. Współczesna armia nie potrzebuje podtatusiałych amatorów. Jednak to właśnie dzisiaj dokonujemy zakupów setek nowoczesnych czołgów, jednostek artylerii rakietowej i samolotów, zaś obsługiwać je muszą dziesiątki tysięcy znakomicie wyszkolonych, gotowych do najwyższych poświęceń specjalistów. Nie wątpię, że dla synów i córek jednomyślnej w górnolotnych deklaracjach polskiej klasy politycznej, kariera oficera służby czynnej powinna być znacznie atrakcyjniejsza niż służba międzynarodowym korporacjom, posadka w świecie finansów publicznych lub ciepła synekura w spółkach skarbu państwa. Osoby nieco starsze służyć mogą Ojczyźnie w wojskach obrony terytorialnej, składając daninę potu, by uniknąć ofiary krwi.

Własny syn, brat lub córka w żołnierskim mundurze więcej mówi o panującym w domu kandydata na posła etosie służby Ojczyźnie, niż całe kolekcje zakurzonych portretów przodków, szabli i ryngrafów, pokrywające się kurzem nad trzaskającym iskrami kominkiem. Kiedy w nadchodzących wyborach politycy wszystkich partii licytować się będą opowieściami o patriotycznych tradycjach rodzinnych, głosujący Polacy powinni dobrze pamiętać o najprostszym sprawdzianie ich pompatycznych deklaracji. Za mundurem, panny sznurem – mówi zapomniane przysłowie. Nadszedł czas, by poszli za nim także wyborcy.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska