Mick Jagger i Keith Richards z kolegami sprzedali w sumie ponad 250 milionów płyt na całym świecie. Mogliby więc już udać się na w pełni zasłużoną emeryturę i popijać drinki na wyspach Bahama. Tymczasem nadal są zaskakująco kreatywni: po zakończeniu trasy koncertowej „Sixty”, nagrali materiał, który ukazał się na płycie „Hackney Diamonds”. W ten sposób otrzymaliśmy pierwszy od 2005 roku krążek The Rolling Stones z premierowym materiałem.
Piosenki z albumu zachwyciły fanów i krytyków: Brytyjczycy zaserwowali ognistego rock’n’rolla w stylu swych najlepszych nagrań z lat 70. Surowy rhythm’n’blues miesza się tu z tęsknym country, głos Jaggera jest pełen mocy, a riffy Richardsa uderzają dziką energią. Doskonale dobrano też gości – to Paul McCartney, Elton John, Stevie Wonder i jedyna przedstawicielka młodszego pokolenia – Lady Gaga. Nic więc dziwnego, że album stał się z miejsca bestsellerem w wielu krajach.
Równie długo kazał czekać na swoje nowe piosenki Peter Gabriel. Artysta odsłaniał je przez cały rok w internecie, publikując po jednej raz w miesiącu, kiedy była pełnia księżyca. Tak złożył się materiał na płytę „I/O”, która przyniosła pierwsze premierowe utwory Brytyjczyka od 2002 roku. Większość tych piosenek usłyszeliśmy na żywo podczas czerwcowego koncertu wokalisty w Krakowie.
Tym razem krytycy nie byli tak jednogłośni. „I/O” zawiera bowiem niedzisiejszą muzykę, lokującą się w formule wysmakowanego art rocka, w której było miejsce na orkiestrowe brzmienia i psychodeliczne ballady, niosące wzniosłe przesłanie odwrotu od spraw materialnych w stronę ezoterycznej duchowości. Jednych to zachwyciło, a innych – znudziło czy zirytowało. Fani jednak nie zawiedli, bo Gabriel dostarczył im dokładnie tego, czego po nim się spodziewali.
Nowej płyty The Beatles chyba już nie dostaniemy – w listopadzie miała za to premierę ostatnia piosenka czwórki z Liverpoolu. „Now & Then” skomponował w latach 70. John Lennon – a teraz dzięki zaawansowanej technologii Paul McCartney i Ringo Star dołożyli do jego partii własne głosy oraz dźwięki gitary George’a Harrisona. Nagranie jest zapowiedzią tego, co za sprawą Sztucznej Inteligencji będzie się działo w świecie muzyki popularnej w najbliższej przyszłości.
Lech Janerka też nie spieszył się z nowym materiałem. „Gipsowy odlew falsyfikatu” ukazał się 18 lat od czasu jego poprzedniej płyty. I tutaj recenzenci orzekli zgodnym chórem, że mamy do czynienia z wybitnym dziełem. Trudno się z tym jednak zgodzić. Owszem – to bardzo udane piosenki, ale na pewno nie tak wyjątkowe, jak te z dawnych albumów wokalisty w rodzaju „Historii podwodnej” czy „Fiu, fiu”. Janerka ponownie sięgnął na nowym krążku do swych dawnych fascynacji – nowej fali w stylu The Stranglers i beatlesowskiej psychodelii. W efekcie powstały urocze piosenki, które zachwyciły przede wszystkim starsze pokolenie słuchaczy rocka.
Bestsellerami minionego roku stały się również nowe płyty innych weteranów – „Memento Mori” Depeche Mode i „72 Seasons” Metalliki. O ile Brytyjczycy zgodnie z tytułem swego albumu zanurzyli się w odmętach melancholii, o tyle Amerykanie nagrali wyjątkowo ostry i ciężki zestaw. Równie ogniste okazały się premierowe wydawnictwa Iggy’ego Popa i Alice Coopera – „Every Loser” i „Road”.
Honoru młodego pokolenia broniły w minionym roku przede wszystkim wokalistki. Szczególnie w Polsce mieliśmy wysyp kobiecych wydawnictw. Bardzo udane płyty zaprezentowały: Daria Zawiałow („Dziewczyna pop”), Kasia Lins („Omen”), Sarsa („Jestem Marta”), Mery Spolsky („Erotik Era”) czy Daria Ze Śląska („Tu była”). To pop w nowoczesnej wersji: raz o bardziej gitarowym, a kiedy indziej bardziej elektronicznym brzmieniu. Co ważne: nie są to piosenki o niczym. Młode wokalistki śpiewają o tym, co je cieszy i boli, a ich teksty układają się w wyrazisty kardiogram poglądów dzisiejszych trzydziestolatków.
Najmłodsi mają oczywiście swój hip-hop – i to kompletnie inny świat. Zarówno muzyczny, jak i intelektualny. Kto chce go poznać, niech choćby posłucha ubiegłorocznych płyt dwóch najpopularniejszych polskich raperów – Maty i Taco Hemingwaya: „2038: Warszawa” i „1-800-Oświeceni”. Szok kulturowy gwarantowany.
Co świętujemy 6 stycznia?
