Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobylanka. Szymon i Grzegorz mają w planach Pasiekę Hrabiego Wielopolskiego, a nam opowiadają o pewnej kulawej królowej

Halina Gajda
Halina Gajda
Szymon i Grzegorz krok po kroku chcą budować Pasiekę Hrabiego Wielopolskiego. To oryginalne nawiązanie do lokalnej historii, ale też chęć motyw edukacyjny. Są młodzi, ale bardzo zdeterminowani, by cel osiągnąć
Szymon i Grzegorz krok po kroku chcą budować Pasiekę Hrabiego Wielopolskiego. To oryginalne nawiązanie do lokalnej historii, ale też chęć motyw edukacyjny. Są młodzi, ale bardzo zdeterminowani, by cel osiągnąć
Zapowiada się miodny sezon. To oczywiście prognoza, bo i tak o wszystkim zadecyduje pogoda, ale w pszczelich rodzinach, lekko opóźniona tegoroczna wegetacja nie jest na szczęście widoczna. Pszczoły szykują się do pracowitego sezonu, lada dzień buchną kwieciem łąki, drzewa, krzewy. Rodziny są silne, nie marnują ani chwili.

Szymon Białoń jest jednym z najmłodszych pszczelarzy w gorlickim kole. Mówi, że wespół z Grzegorzem Janikiem, kolegą po fachu, zaniżają średnią. I jakby nie patrzeć, mają czasem inne spojrzenie na pszczele kwestie, niż starsi o kilka dekad koledzy. Ale nie o tym z nimi rozmawiamy. Młodzi adepci zajrzeli bowiem dzisiaj do swoich uli. Na razie tych, które mają pod nosem, czyli w przydomowych ogródkach. Mówią zgodnie, że zapowiada się dobrze.

Tak to jest, gdy obcy zagląda do ula

Ule Szymona stoją niemal pod oknami domu. Tata, który przechadza się po podwórku, woli wołać syna z daleka. Szymon z kolegą robią właśnie wiosenny przegląd, więc po okolicy lata kilkaset pszczół. To kolejna inspekcja, choć wiosna dopiero się zaczęła

- Trzeba sprawdzić, czy nie pojawiły się oznaki chorób. To jest teraz najważniejsze – podkreślają. - Błędy popełnione na przedwiośniu mogą mieć swoje konsekwencje w całym sezonie – dodają jeszcze mocno.

Na razie łąki nie są zbyt bogate w kwiecie. Nabrzmiałe pąki kwiatów na drzewach są na ostatniej prostej do pęknięcia, ale to nie jeszcze nie jest to, na co pszczoły czekają. Może dlatego są lekko wkurzone, gdy panowie zaglądają im do domów. Szybko przekonujemy się, na własnej skórze, że żartów nie ma. Na szczęście nikt z nas nie jest uczulony, bo mogłoby być różnie.
- Każdy szanujący się pszczelarz ma w domu ampułkę z adrenaliną. Tak na wszelki wypadek – opowiada Szymon. - Nasze przyjaciółki są dzisiaj wyjątkowo nieprzychylne gościom, ale naprawdę, w sezonie są łagodne prawie, jak baranki. Szkoda im czasu na uganianie się za człowiekiem, gdy wszystko kwitnie na potęgę – dodaje z uśmiechem.

W planach hrabiowska pasieka

Samodzielną przygodę z pszczelarstwem zaczął dwa lata temu, bo wcześniej praktykował u kolegi. Gdy oznajmił rodzinie, że zamierza przejść „na swoje”, nie była zachwycona. Było małe „gwałtu, rety, to już do ogródka nie będzie można wyjść”, ale sprawdziło się porzekadło, że strach ma wielkie oczy.

- Teraz nawet nie zwracają szczególnej uwagi, że coś brzęczy pod nosem – opowiada.

Szymon zaczął od jednego ula, teraz ma ich dziewięć, ale wspólnie z Grześkiem planują wielkie miodne przedsięwzięcie – Pasiekę Hrabiego Wielopolskiego. To w nawiązaniu do lokalnej historii. Skoro zaś pasieka ma być hrabiowska, to i rozmiar zacny – jakieś pięćdziesiąt rodzin...
- Mamy miejsce na nią – podkreślają. - Wiemy, jak ma wyglądać. Więc powoli będziemy chcieli plan realizować – dodają.
Dlaczego przyjęli metodę małych kroków? Oczywiście przez pieniądze – pszczoły to kosztowne hobby. Koszt jednego ula, jako obiektu budowlanego, to kilkaset złotych. A to dopiero szczyt góry wydatków.
- Szkoda, że nie ma grantów dla takich, jak my – mówi Szymon.

Jak Szymon głaskał trzmiela

Chłopaki po kolei otwierają kolorowe pszczele domki. Wyjmują kolejne ramki. Na każdej tysiące owadów. Można patrzeć na nie z zapartym tchem. Jak na jakiś serial kryminalny. Tym bardziej że pszczoły zaczęły nas ostentacyjne lekceważyć. Za naszymi plecami, dosłownie kilka kroków, na słupie siedzą bociany. Klekocą cały czas, jakby komentowały, co widzą. Kusi mnie, żeby dotknąć tego tętniącego życiem plastra.
- Owszem, można pogłaskać, byle nie za mocno – śmieje się Grzegorz. - Bo użądlą – dodaje.

Trochę na marginesie Szymon opowiada o tym, jak głaskał kiedyś wielkiego trzmiela. To taka krępa, gęsto owłosiona pszczoła o anielskim charakterze. Żądli w skrajnych przypadkach.

- Głaskałem więc takiego jednego – śmieje się. - W pewnym momencie wyciągnął jedną z łap na bok, a mnie wydawało się, że to dlatego, że tak mu te pieszczoty pasują. Szybko okazało się, że dawał mi do zrozumienia coś zupełnie innego – opowiada. - Finał był taki, że mnie w końcu dziabnął – dodaje ze śmiechem.

Wracając jednak do pszczół, z ich żądłem jest tak, że zostawione w skórze zaczyna wydzielać jakby zapach, który jest jednocześnie sygnałem dla innych pszczół: tu jest obiekt łatwy do upolowania.
- Pszczoły są uparte. Jeśli uznają, że komuś się to żądło należy, to go będą goniły, aż w końcu dopadną – opowiada Grzegorz.

Królowa bez nogi rządzi niepodzielnie

Tymczasem Szymon pokazuje pewną pszczelą królową. Niezwykłą. A jej wyjątkowość wynika z faktu, iż jest… inwalidką.
- Mówiąc obrazowo, nie ma jednej nogi. Wedle wszelkich pszczelich prawideł, taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, a kulawa królowa byłaby skazana na śmierć. Moja zaś obaliła ten schemat. Doskonale sobie radzi, tak samo, jak jej królestwo. Niczego nie brakuje, naprawdę mają moc – dodaje.
I rzeczywiście, dobrze ją widać na plastrze. Brak odnóża rzuca się w oczy, ale królowa jest tak samo rześka i ruchliwa, jak jej podwładne. Nie może być inaczej, bo ciąży na niej wielka odpowiedzialność – nosi w sobie nasienie, które musi jej wystarczyć na cztery, a nawet pięć lat życia. To stanowi o przyszłości rodziny. Gdyby nie była w stanie zapewnić jej bezpiecznego rozwoju, to – można powiedzieć – zginęłaby z rąk swoich poddanych.

Szerszeń nie miał szans

Młodzi pszczelarze skupiają się teraz przede wszystkim na niewielkim uliku. To najlepsze określenie, które oddaje sedno: gabarytowo, to tak dwie trzecie klasycznego ula. Tak samo jest z ramkami. Mieszkają w nim pretendentki na przyszłe królowe-matki. Należą się im specjalne warunki – mocno kameralne, intymne wręcz. Są półdzikie, charakterne, więc panowie są przy nich szczególnie ostrożni.

- By spełnić nasze plany, a jednocześnie mieć pewność, że królowa podoła zadaniu, a co za tym idzie, rodzina będzie zdrowa i silna, musimy nauczyć się hodować je sami – mówi z pełną powagą Szymon.

Nie chwalą dnia przed zachodem słońca, ale są pierwsze oznaki, że dobrze wybrali. Jakie? Cóż, szerszeń, który zapędził się do nich z niechcianą wizytą, skończył marnie. Znaczy, stracił życie.
- Nie patyczkują się – mówi Szymon.

Konsekwencje przestraszenia pszczoły

O ciekawostkach z życia i hodowli pszczół, mogą opowiadać godzinami. Jak choćby o tym dlaczego, poza skrajnymi sytuacjami, nie powinno się zaglądać do ula zimą. I nie chodzi bynajmniej o chłód.

- Pszczoły w zimie nie wypróżniają się, a przecież ul nie zamiera. Cały kał gromadzą w sobie do czasu, gdy będą mogły wylecieć. Nagłe otwarcie może sprawić, że się przestraszą, czego konsekwencją będzie defekacja. Pszczoły lubią porządek, więc odchody natychmiast zjedzą. Łatwo się domyślić, że to początek problemów i poważnych chorób w takiej rodzinie – wyjaśnia Szymon.

Najważniejsze jest jednak coś innego: pszczoły są jedynymi w wielkim królestwie zwierząt, które produkują żywność, którą człowiek może zjeść niemal bezpośrednio. Bez pszczół, nas ludzi też nie będzie.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska