Czytaj także: Małopolska bez nowych dróg. Politycy z Warszawy dają obietnice zamiast pieniędzy
Przyczyny są dwie. Ta ważniejsza to przegrana przez Kraków batalia o Euro 2012. Nieudolność ekipy prezydenta Jacka Majchrowskiego - zwłaszcza we wstępnej fazie aplikacji, gdy mało kto wierzył, że mistrzostwa mogą odbyć się w Polsce - sprawiła, że nie popłynęły do nas pieniądze z centrali. Straciliśmy szansę na szybkie ukończenie wschodniej obwodnicy miasta i - prawdopodobnie - budowę S7 do granicy województwa.
Przyczyna numer dwa wynika z niewielkiej siły przebicia małopolskich polityków PO w Warszawie. Jeśli nawet starali się zmienić fatalny dla nas pejzaż inwestycji drogowych - zupełnie im nie wyszło. Teraz szermują hasłem: "Zorganizujmy igrzyska, to wybudują nam drogi". To nieuczciwe stawianie sprawy. Owszem, byłaby szansa na budowę S7 na północ (odcinek do Rabki powstanie tak czy inaczej), ale droga Brzesko - Nowy Sącz z igrzyskami nie ma nic wspólnego. Podobnie jak trasa z Gorlic do Tarnowa.
Trudno też nie wspomnieć, jak bardzo nienormalna jest sytuacja, w której, by zbudować drogę, trzeba zorganizować olimpiadę. Ktoś, kto głosi taki pogląd, nie zdaje sobie chyba sprawy, jak bardzo obnaża on nieudolność w osiąganiu celów z użyciem normalnych, "nieolimpijskich" metod. A te metody to dobre projekty i uparte, merytoryczne i twarde dobijanie się o swoje w centrali.
Dotychczasowa aktywność marszałka Marka Sowy daje nadzieję, że dobre projekty będą. A kto ma o nie walczyć w Warszawie? To już sprawdzian dla Grzegorza Lipca, szefa PO w Małopolsce. Dotychczas uchodził za sprawnego polityka, przynajmniej w lokalnej skali. Życzylibyśmy sobie, by potwierdził te umiejętności także na poziomie ogólnopolskim. Rzadko kibicuję politykom. Tym razem i Sowie, i Lipcowi trudno nie kibicować. Jeśli im się nie uda, zostaniemy z 21,5 km nowych dróg. Wstyd.
