https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Komety balansują na granicy kiczu. Javva pędzi na łeb na szyję. Dimon kontynuuje tradycje Lao Che. Zamilska stoi w rozkroku

Paweł Gzyl
Zamilska
Zamilska Materiały prasowe
Komety nagrały być może najbardziej melodyjne piosenki w swym dorobku. Javva to supergrupa polskiej alternatywy. Dimon tworzył w Lao Che, a teraz debiutuje solo. Zamilska próbuje łączyć pop z eksperymentalną elektroniką. Recenzujemy nowe płyty.

MOJE MIEJSCE W KRAKOWIE. Andrzej Sikorowski: Od lat bywam tu prawie codziennie

od 7 lat

Komety „Ostatnie okrążenie”, Peleton, 2024
W ciągu niemal ćwierć wieku swej działalności warszawskie Komety zdobyły opinię kultowego zespołu. Stało się to przede wszystkim ze względu na unikalną jak na polski rynek muzykę grupy, łączącą elementy rock and rolla, rockabilly, soulu i bigbitu. Ważna jest też postać lidera formacji – bo stojący przy mikrofonie Lesław to niewątpliwie postać charyzmatyczna, porównywana tu i ówdzie do Morriseya. Komety nie zasypują jednak swych fanów nowymi płytami, mając w swej dyskografii tylko osiem długogrających wydawnictw.

Dziewiąty album zespołu zapowiadany był jako najbardziej różnorodny w jego historii. I coś w tym jest: dwanaście składających się na „Ostatnie okrążenie” piosenek przynosi nie tylko charakterystyczny śpiew Lesława wsparty gitarami i bębnami, ale też energetyczne partie dęciaków czy klawiszy. Jest dynamicznie, jest lirycznie, ale przede wszystkim nowe piosenki Komet są bardziej melodyjne. Niby to dobrze, ale z drugiej strony muzyka zespołu niebezpiecznie osuwa się chwilami w stronę autoparodii w stylu Czarno-Czarnych. Lesław musi więc zachować większą czujność jako autor repertuaru swej formacji.

Javva „Picaros”, Mystic, 2024
Kiedyś w świecie rocka modne było tworzenie supergrup – czyli formacji w skład których wchodzili znani i cenieni muzycy z różnych zespołów. Przykładem czegoś takiego jest Javva. To zespół, który ma w swych szeregach kilku luminarzy rodzimej sceny alternatywnej. To przede wszystkim Macio Moretti z Mitch & Mitch, ale też Miłosz Pękala z Kwadrofonika czy Bartek Kapsa z Something Like Elvis. Javva zadebiutowała w 2019 roku albumem „Balance Of Decay”, który zawierała motoryczną muzykę, balansującą między kraut rockiem a psychodelią. Jeszcze dalej idzie nowy krążek grupy.

„Nie mamy zbyt wiele czasu” – słyszymy w utworze otwierającym album. I faktycznie: muzyka z „Picaros” od razu rusza z kopyta. Słychać w tej nerwowości echa neurotycznego post-punka z lat 80., ale też rozedrganego post-hardcore’a z następnej dekady. Finezyjne partie saksofonu, marimby i perkusji wiodą nas w stronę awangardowego jazzu w stylu kolektywu Lado ABC czy nawet czegoś, co u nas nazywano yassem. Wszystko to jest przyozdobione elektroniką, zarówno tą współczesną, jak i tą odwołującą się do księżycowej kosmische musik. To tylko siedem nagrań, które aż proszą się o koncertowe rozwinięcie.

Dimon „Doskonale”, Mystic, 2024
Lao Che był niewątpliwie jednym z najważniejszych zespołów rockowych minionej dekady w Polsce. Jego poszukiwania brzmieniowe wiodły od punka i reggae do alternatywnego rocka i electro-popu. Na tę efektowną muzykę pracowało kilka silnych indywidualności, wchodzących w skład formacji. Nic więc dziwnego, że w końcu Lao Che zakończyli działalność. To stało się impulsem do podjęcia przez byłych członków grupy solowej działalności. Świetnie radzi sobie oczywiście wokalista Spięty, mając już trzy autorskie płyty na swym koncie. Teraz dołącza do niego były bębniarz Lao Che – Dimon.

Mimo, że ukrywający się pod tym pseudonimem Michał Jastrzębski był perkusistą, to miał spory wkład w tworzenie muzyki zarówno Lao Che, jak i wcześniejszej formacji płockich muzyków – Koli. Nic więc dziwnego, że po rozpadzie obu grup postawił na solową działalność. Jego debiutancki album przynosi piosenki, które z powodzeniem mogłyby się znaleźć na ostatnich płytach Lao Che. To melodyjny indie-rock, z jednej strony oparty o brzmienie gitar i wyraziste wokale, a z drugiej podszyty tanecznym bitem i synth-popową elektroniką z lat 80. Brzmi to nieźle – a dodatkowym smaczkiem są tutaj liczni goście: od Nosowskiej, przez Artura Rojka, po Adama Nowaka.

Zamilska „United Kingdom Of Anxiety”, No Paper, 2024
Gdyby zapytać przeciętnego dwudziestolatka znad Wisły czy zna jakiegoś polskiego twórcę techno, większość pewnie odpowiedziałaby, że Natalię Zamilską. Los chciał bowiem, że ta pochodząca ze Śląska artystka zadebiutowała dekadę temu, kiedy wezbrała nowa fala tego gatunku i dzięki temu jej nagrania zostały podchwycone przez nie tylko przez młodych ludzi, ale też i media. To pozwoliło Zamilskiej w kolejnych latach z powodzeniem budować karierę w kraju (a nawet za granicą), choć jej muzyka z roku na rok coraz bardziej oddalała się od kanonu techno. Potwierdza to najnowsze wydawnictwo w jej dorobku.

Wśród siedemnastu nagrań z „United Kingdom Of Anxiety” próżno by szukać mocnego techno. Bliżej im do rozwichrzonej wersji bass music: rytmy są tu spowolnione i połamane, puls wyznaczają nisko zawieszone pomruki, ważną rolę odgrywają wszelkiego rodzaju przestery, a wszystko to naszpikowane jest samplami. Mało tego: kiedy rozlegają się wokale, muzyka Zamilskiej przybiera format piosenki, której najbliżej do odżywającego ostatnio trip-hopu. Czuć tutaj wysiłek autorki, by jej muzyka była z jednej strony eksperymentalna, a z drugiej – przystępna. Efektem jest płyta w rozkroku, która jednak nie zaspokoja ani fanów elektronicznej awangardy, ani nowoczesnego popu.

Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska