Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konrad Kasolik, wychowanek Hejnału Kęty, z Ruchem Chorzów awansował do drugiej ligi. Wierzy w siebie i kolegów

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Konrad Kasolik (drugi z lewej) razem z Ruchem Chorzów awansował do II ligi. "Niebiescy" zagrali w Kętach mecz rozpoczynający obchody jubileuszu 100-lecia Hejnału
Konrad Kasolik (drugi z lewej) razem z Ruchem Chorzów awansował do II ligi. "Niebiescy" zagrali w Kętach mecz rozpoczynający obchody jubileuszu 100-lecia Hejnału Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z 24-letnim KONRADEM KASOLIKIEM, wychowankiem Hejnału Kęty, obecnie zawodnikiem drugoligowego Ruchu Chorzów. Jego macierzysty zespół ostatnio przegrał z Ruchem 0:9. To był mecz towarzyski.

Jakie odczucia towarzyszyły panu, wychowankowi Hejnału, który na otwarcie obchodów 100-lecia kęckiego klubu przegrał z Ruchem Chorzów 0:9? Nie było litości dla pana macierzystego klubu...
Zawsze miło zagrać na murawie boiska, na którym przecież się wychowałem. Była to dla mnie poniekąd sentymentalna podróż do przeszłości. Życie jednak toczy się dalej. Obecnie bronię barw Ruchu Chorzów, nad którym stery przejął nowy szkoleniowiec, Jarosław Skrobacz, więc każdy zawodnik chciał się przed nim zaprezentować z jak najlepszej strony. Nie zagraliśmy na jakichś super obrotach, ale to wystarczyło do odniesienia wysokiego zwycięstwa.

Ma pan za sobą dwa lata w Ruchu Chorzów. Jakie wiążą się z tym wspomnienia?
Tylko najlepsze, skoro udało nam się wywalczyć awans do drugiej ligi. Wiadomo, że pierwszy sezon w barwach Ruchu pozostawił niedosyt, bo nie udało się go dokończyć przez pandemię koronawirusa. Po rozegraniu jednej kolejki rundy wiosennej w 2020 roku rozgrywki zostały przerwane.

Co się jednak odwlecze, to nie uciecze…
Pewnie tak. Cieszę się, że udało mi się zrobić kolejny krok naprzód w przygodzie z futbolem. Przed przyjściem do Ruchu grałem także na trzecioligowych boiskach w barwach Soły Oświęcim, Motoru Lublin czy Rekordu Bielsko-Biała.

Dalej występuje pan na rodzinnej pozycji, czyli prawej obronie? Tam przecież grał także tata.
Nie, wróciłem do korzeni, czyli na środek obrony. Z racji dobrych warunków fizycznych, od początku przygody z futbolem ustawiany byłem na środku obrony. Dopiero w Sole Oświęcim, w której wchodziłem w seniorskie granie, zostałem z konieczności przesunięty na prawą obronę. Podobnie było jeszcze w Motorze Lublin czy Rekordzie. W Chorzowie od początku gram na środku obrony. Występy na boku czy środku obrony nie robią mi większej różnicy.

Jednak były czasy, nawet w Sole Oświęcim, że zawstydzał pan skutecznością napastników. Jak to wyglądało w Ruchu?
Sezon 2020/21 zakończyłem ze zdobyczą pięciu goli. Wiadomo, że nie jestem z nich rozliczany, ale zawsze gole zdobyte przez obrońcę są pewną wartością dodaną, napędzającą do jeszcze cięższej pracy.

Który gol najbardziej utkwił panu w pamięci?
Bez wątpienia ten zdobyty przeciwko Ślęzy Wrocław. Przegrywaliśmy 1:2, a moje trafienie dało nam wyrównanie. To była 88 minuta meczu. Gol poderwał zespół do walki tak, że zdołaliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Takie mecze się pamięta, bo to nimi pisze się historię.

Mimo młodego wieku, ma pan za sobą występy w kilku klubach, więc i doświadczenie już spore. W którym momencie – że tak powiem – została zrzucona chłopięca skóra?
Wydaje mi się, że już w Sole Oświęcim, która była moją pierwszą seniorską drużyną, nie miałem kłopotów z odnalezieniem się w dorosłej piłce. Wiadomo, że przed pierwszym meczem towarzyszył mi dreszczyk emocji, ale z każdym kolejnym czułem się już pewnie. Skoro mając 19 lat dostałem szansę gry w seniorach, to trzeba było umieć pomóc szczęściu. Chyba mi się udało. Od trzech lat nie jestem już młodzieżowcem, a trenerzy na mnie stawiają. Stale się rozwijam. Krok po kroku, byle do przodu. To moja dewiza.

Grał pan na trzecioligowych boiskach na „wschodniej ścianie” i na Śląsku. Gdzie było trudniej?
Nie da się porównywać obu grup. Jak pan powiedział, na „wschodniej ścianie” można było zagrać przeciwko markowym ekipom, jak Resovia, Stal Rzeszów czy Motor Lublin. Z kolei w śląskiej lidze dużo było szkółek piłkarskich, a na młodzieży, jak się pozwoli na zbyt wiele, można się „sparzyć”. W każdej z grup trzeba było się wspiąć na wyżyny możliwości. Zresztą w żadnej dyscyplinie sportu nie można iść na skróty.

Na drugoligowych boiskach będzie miał pan okazję przypomnieć się kibicom Motoru. Z lubelskim klubem była tylko półroczna przygoda.
Już w drugiej kolejce rundy jesiennej zagramy na Arenie Lublin, więc to będzie dla mnie dodatkowa motywacja do walki i przypomnienia się dawnym kolegom. Żadnej urazy do nikogo w Lublinie nie chowam. Taką miałem umowę, że zostanie ona automatycznie przedłużona w przypadku awansu, a tego z Motorem wiosną 2018 roku nie udało się wywalczyć. Z Ruchem trafiłem do drugiej ligi. Mam nadzieję, że to nie był mój ostatni awans. Nie chcę jednak wybiegać myślami zbyt daleko, bo wiadomo, że w futbolu potrzebne jest też zdrowie. Oby tylko dopisało, to wierzę nie tylko w siebie, ale i kolegów.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska