Autor: Adam Wojnar
16 września około godz. 10.30 pani Irena jechała autobusem z Woli Radziszowskiej. Kobieta mieszka w Krakowie, ale tego dnia postanowiła odwiedzić rodzinę. Wracając, źle się poczuła. - Wsiadłam i momentalnie straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam, zobaczyłam kierowcę, który mnie ratował. Miałam bardzo niskie ciśnienie, a to w moim wieku naprawdę niebezpieczne. Gdyby nie on, mogłabym już nie żyć - opowiada pani Irena.
Kobieta zawdzięcza kierowcy życie. Podkreśla, że jego pomoc była bardzo profesjonalna. Kiedy na miejsce dotarła karetka pogotowia, Irena Słupina usłyszała od ratowników: „gdyby nie kierowca, wszystko mogło się skończyć o wiele gorzej”.
Pan Władysław ma 56 lat, a w MPK pracuje już od 21. Wielokrotnie udzielał pasażerom pierwszej pomocy. - Reaguję natychmiast, tak było i w tym przypadku. Kiedy usłyszałem wołanie o pomoc, szybko podjechałem na przystanek i wyszedłem z kabiny - opowiada.
Mężczyzna złapał panią Irenę w ostatniej chwili, kiedy już upadała. Poprosił innego pasażera o pomoc w położeniu jej na siedzeniach (niestety, wielu ludzi po prostu wyszło z autobusu). Rozpoczynając akcję reanimacyjną, pan Władysław sprawdził kobiecie tętno, uniósł nogi do góry, a kiedy zorientował się, że to tylko omdlenie, zwilżył jej usta wodą. Gdy pani Irena odzyskała przytomność, kierowca myślał, że wszystko będzie już dobrze. Niestety, zemdlała kolejny raz. - Wtedy naprawdę się wystraszyłem. Bałem się, że to zawał, nie wiedziałem, czy sobie poradzę, ale starałem się zachować zimną krew - relacjonuje mężczyzna.
Kiedy przyjechało pogotowie, pasażerka dostała kroplówkę i dzięki temu podniosło jej się ciśnienie. Nie chciała jednak jechać do szpitala, wolała wrócić do domu. Władysław Leśniak jest dla pani Ireny bohaterem. Namawia też innych do udzielania pomocy w podobnych sytuacjach. - Pomagajmy, nie odwracajmy się od osób potrzebujących pomocy. Kiedyś sami możemy jej potrzebować - apeluje pan Władysław.