Czytaj także: Za mało znaków w strefie parkowania na Kazimierzu
Właściciele tych ostatnich powinni sprawdzać pochodzenie sprzętu, który wystawiają na sprzedaż. Tyle teoria - jak sprawdziłam, praktyka często wygląda inaczej. Do swojego eksperymentu używam najnowszego modelu roweru marki Unibike. Sprzęt został kupiony w maju za 1300 zł.
Wchodzę do komisu przy ul. Mogilskiej w Krakowie. Informuję sprzedawców, że chcę sprzedać rower, ale nie znam się na tym. Proszę, by ocenili jego wartość. Dwaj panowie z błyskiem w oku zerkają na moje cudo rowerowej techniki. - Skąd ma pani ten rower? - zaczyna jeden z nich. Opowiadam zmyśloną historyjkę, że kupiłam od kolegi z pracy i nie wiem, skąd on go wziął. Dopytują mnie, ile za niego chcę. - Nie wiem, ile może być wart. Niech mi panowie pomogą w wycenie - zachęcam sprzedawców. Bardzo szybko orientują się, że mają do czynienia z laikiem i zaczynają kręcić nosem na rower: - Kiepskie przerzutki, nijakie hamulce, rower ma co najmniej już ze trzy sezony. Dam pani 200 zł za niego od ręki - mówi jeden z nich. Nie mówią ani słowa o papierach na ten sprzęt. - To ja się jeszcze zastanowię - odpowiadam.
Jadę do komisu przy al. Jana Pawła II. Pan ogląda moje cacko i szybko ocenia jego wartość. - 350 złotych - mówi. - Ale nie mam do niego dokumentów - mówię . - Nic nie szkodzi, spiszemy umowę i to wystarczy - tłumaczy mi mężczyzna. Obiecuję się zastanowić i odjeżdżam do następnego komisu.
Tym razem trafiam na ulicę Kalwaryjską. Powtarzam swoją bajeczkę i czekam na reakcję. - Ile pani za niego chce? - pyta młody mężczyzna. - Ile pan da... Jednak pracownik szybko się reflektuje. - Bez dokumentów go nie przyjmę. Tegoroczny rower musi mieć jakieś papiery. Skąd pani ma ten rower? - pyta podejrzliwie mężczyzna. - Nie wiem, mój chłopak mnie poprosił o jego sprzedaż, nie mówił, skąd go wziął - tłumaczę się pracownikowi komisu. - To u mnie pani nic nie załatwi, muszę zobaczyć dokumenty - ucina stanowczo mężczyzna.
Sprawdzenie pochodzenia przedmiotów, które skupują, zabezpiecza właścicieli komisów przed konsekwencjami prawnymi. - Policja w czasie poszukiwań rowerów może trafić do komisu. Właściciel, który nie będzie umiał podać pochodzenia sprzętu, może się narazić na oskarżenie o paserstwo - mówi Katarzyna Padło z biura prasowego małopolskiej policji.
- Jeśli docierają do nas sygnały, że komisy trudnią się sprzedażą rowerów i części, przeprowadzamy tam kontrole. Warto przypomnieć o zeszłorocznej akcji nowohuckich policjantów. Wpadli na trop złodzieja, a ten doprowadził nas do pasera prowadzącego komis, w którym sprzedawał kradzione rowery - dodaje Anna Zbroja z małopolskiej policji.
Funkcjonariuszom łatwiej jest zidentyfikować skradziony pojazd, jeżeli został oznaczony. Małopolska policja posiada specjalne markery i grawery. - Znakujemy jednoślady podczas imprez szkolnych i sportowych czy festynów, ale każdy posiadacz pojazdu może także osobiście się udać na komisariat i poprosić o jego oznakowanie - zachęca Zbroja.
Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!
Kochasz góry?**Wybierz najlepsze schronisko Małopolski**
Urządź się w Krakowie!**Zobacz, jak to zrobić!**
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail