Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków - miasto kobiet, w tym stu tysięcy Ukrainek. 130 krakowianek na 100 krakowian. To rekord ery nowożytnej. Czy może być groźny?

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Do końca marca wnioski o PESEL złożyło 624 tys. obywateli Ukrainy. Nieco ponad połowa z nich (51 proc.) to dzieci, natomiast aż 43 proc. to kobiety w wieku od 18 do 65 lat.
Do końca marca wnioski o PESEL złożyło 624 tys. obywateli Ukrainy. Nieco ponad połowa z nich (51 proc.) to dzieci, natomiast aż 43 proc. to kobiety w wieku od 18 do 65 lat. Joanna Urbaniec / Polskapresse
W Krakowie obserwujemy od miesiąca bodaj największą w dziejach przewagę liczebną kobiet nad mężczyznami. Pań może być nawet (wraz z dziewczynkami) pół miliona na 880 tys. mieszkańców, co oznacza, że na każdych stu mężczyzn przypada aż… 130 kobiet. To więcej niż po najkrwawszych konfliktach XX wieku. Wedle spisu powszechnego z 1921 r. (przeprowadzonego dwa i pół roku po I wojnie światowej) na 100 krakowian przypadało 118 krakowianek, zaś w 1946 r. (rok po II wojnie) – 122. Przed rosyjską napaścią na Ukrainę wskaźnik ten wynosił w stolicy Małopolski blisko 115, zaś rok przed wybuchem pandemii koronawirusa – 114. W opinii ekspertów Klubu Jagiellońskiego, nagłe pojawienie się tak wielkiej rzeszy Ukrainek może wywołać poważne problemy społeczne, w tym silne napięcia między Polkami a uchodźczyniami. By temu zapobiec, trzeba działać już dziś.

FLESZ - Polskie parafie pomagają uchodźcom

od 16 lat

Jaka jest struktura uchodźców, jacy napłynęli do Polski po 24 lutego, czyli od dnia napaści Rosji na Ukrainę? Pewne wyobrażenie dają informacje pozyskane z rejestru ludności. Do końca marca wnioski o PESEL złożyło 624 tys. obywateli Ukrainy. Nieco ponad połowa z nich (51 proc.) to dzieci, natomiast aż 43 proc. to kobiety w wieku od 18 do 65 lat. Do tego dodać trzeba kilka procent seniorek. Mężczyzn jest rekordowo mało, co więcej – wielu z tych, którzy przebywali i pracowali w Polsce przed wybuchem wojny, wyjechało na front. W grupie dzieci dziewczynki są około 60-procentową większością. Zatem - najostrożniej licząc - kobiety i dziewczynki stanowią jakieś 80 procent wszystkich przebywających w Polsce uchodźców.

W Krakowie i okolicach te proporcje są zapewne podobne, więc na 150 tys. osób, jakie schroniły się tutaj przed rosyjską agresją, musiało być ponad 120 tys. kobiet i dziewcząt. Ile jest obecnie? Część uchodźców rozjechała się po Małopolsce, część migrowała do innych miast w Polsce lub zagranicę, część wróciła na Ukrainę, ale wciąż napływają nowi. Najostrożniejsze szacunki wskazują, że w stolicy Małopolski zatrzymało się na dłużej około 100 tys. Ukraińców, w tym 80 tys. kobiet i dziewcząt. Trzeba do tego doliczyć co najmniej 20 tys. tych, które mieszkały w Krakowie wcześniej.

Kraków: prawie 130 kobiet na 100 mężczyzn

Z zestawień GUS wynika, że tuż przed rosyjską napaścią na Ukrainę w stolicy Małopolski żyło 780 tys. ludzi, z czego 417 tys., a więc 53,5 proc., stanowiły kobiety. Ze wskaźnikiem 115 kobiet na stu mężczyzn Kraków należał do najbardziej sfeminizowanych miast w Polsce, wśród metropolii ustępując tylko Warszawie i Łodzi. Ale jeśli doliczymy przybyłe po 24 lutego Ukrainki, to okaże się, że na około 880 tys. mieszkańców mamy 497 tys. kobiet. To oznaczałoby, że na 100 mężczyzn przypada już prawie... 130 kobiet (w tym dziewczynek).

Odkąd pod Wawelem prowadzone są spisy demograficzne, panie zawsze dominowały liczebnie. Największe wskaźniki feminizacji odnotowano po wielkich wojnach - gdy mnóstwo mężczyzn zginęło na froncie. W 1921 r. na 100 krakowian przypadało 118 krakowianek. W 1946 r., po hekatombie II wojny, ta liczba urosła do 122, ale w kolejnych latach malała - nie tylko dlatego, że chłopców rodzi się zawsze trochę więcej niż dziewcząt, ale i za sprawą budowy Nowej Huty i innych inwestycji PRL-u; zarówno na budowach, jak i w przemysłowych molochach potrzebni byli głównie mężczyźni - i właśnie ich zwożono do powiększonego Krakowa z wszystkich zakątków kraju.

Od 1960 r., przez prawie pół wieku, proporcje między kobietami a mężczyznami zatrzymały się na tym samym poziomie - 109. Po wejściu do Unii Europejskiej zaczęły się jednak znowu zmieniać – w kierunku coraz większej dominacji kobiet. Zjawisko to zaobserwowano we wszystkich miastach, a największe rozmiary przybrało ono w metropoliach. W Warszawie współczynnik feminizacji sięgnął już przed pandemią 118, w Krakowie przekroczył 114. Demografowie tłumaczą to tak: dziewczyny masowo migrują z Polski powiatowej, by się uczyć i studiować – najpierw w największych miastach w okolicy, a potem w metropoliach. Wiele z nich zostaje tu, by pracować i żyć. Dziewcząt migrujących z małopolskich wsi jest dwa razy więcej niż chłopców – w dużej mierze wynika to z chęci uwolnienia się od dominującego w wielu miejscach patriarchatu; w dużych miastach łatwiej także o dobrą i satysfakcjonującą pracę, a coraz więcej kobiet ceni sobie materialną niezależność.

Wszystko to ma ogromny wpływ na strukturę społeczną metropolii, jak Kraków. Dwie trzecie absolwentów krakowskich szkół średnich i uczelni to dziewczęta; pokolenia obecnych dwudziestolatek są statystycznie dwa razy lepiej wykształcone od męskich rówieśników. Wstępne – i siłą rzeczy szczątkowe - badania prowadzone wśród napływających do Polski Ukrainek wskazują wprawdzie, że wiele z nich ma bardziej tradycyjne podejście do rodziny i relacji społecznych, niż opisane wyżej migrantki z Polski powiatowej, ale wiele może się zmienić, gdy podejmą one pracę lub zaczną się uczyć w krakowskich firmach, szkołach i uczelniach.

Eksperci dostrzegają przy tym szereg zagrożeń, które mogą się pojawić w procesie integracji tak ogromnej liczby Ukrainek – w sytuacji, gdy kobiety już wcześniej dominowały pod Wawelem i starały się tutaj jak najlepiej urządzić. Można w uproszczeniu powiedzieć, że przybyszki z Polski powiatowej zyskały teraz konkurentki w postaci przybyszek z Ukrainy.

Klub Jagielloński: kilka społecznych bomb do rozbrojenia

Michał Gulczyński z Klubu Jagiellońskiego zwraca uwagę, że pojawienie się w krótkim czasie tak olbrzymiej grupy uchodźców było w pierwszym rzędzie wstrząsem dla rynku mieszkaniowego. Błyskawicznie znikło większość ofert najmu mieszkań, zwłaszcza tych o przyswajalnych opłatach. Stawki najmu wzrosły, równocześnie wciąż rosną ceny mieszkań, a kredyty stały się nieosiągalne dla większości rodzin. W efekcie dramatycznie powiększyła się grupa osób, których nie stać na własne M. Osoby te konkurują i będą konkurować na rynku mieszkaniowym (także tym komunalnym) z szukającymi dachu nad głową Ukrainkami.

Podobna konkurencja pojawi się na rynku pracy: „Polskie pracowniczki – zwłaszcza w zawodach niewymagających szczególnych umiejętności i doświadczenia – nagle zetkną się z większą konkurencją. Jeśli powrót na Ukrainę nie będzie możliwy, nawet ceniona prawniczka z Kijowa będzie musiała znaleźć pracę poza zawodem i niewymagającą dobrej znajomości języka. Biorąc pod uwagę bardzo ograniczoną dostępność kursów języka polskiego jako obcego, dostosowanie Ukrainek potrwa co najmniej kilka miesięcy i nie będzie proste. Gdy empatia wobec uchodźczyń będzie słabnąć, zaczną przebijać się drobne problemy w codziennym obcowaniu: trudności w komunikacji, konieczność pomagania nowym koleżankom w przystosowaniu do pracy, poczucie nierównego traktowania przez pracodawców itd.” – pisze Michał Gulczyński.

Wskazuje, że polem potencjalnych konfliktów mogą być także usługi publiczne. Trudniej będzie się dostać do lekarzy, nie tylko specjalistów, wydłużą się terminy zabiegów - a kobiety z natury bardziej dbają o zdrowie i silniej odczują „konkurencję” ze strony Ukrainek. To samo dotyczy szkół średnich i publicznych uczelni: nabór zapewne nie zostanie zwiększony, więc wśród części krakowianek może powstać wrażenie, że Ukrainki zostały przyjęte „ich kosztem” (swoją drogą: jest to zawsze dobra wymówka dla własych niepowodzeń). „Zakładając, że Polki i Ukrainki preferują podobne kierunki studiów, konkurencja zwiększy się zwłaszcza na kierunkach zdominowanych przez kobiety i będzie dla młodych Polek łatwo zauważalna i bolesna” – opisuje ekspert KJ.

W jego opinii, nie wolno nam też tracić z oczu potencjalnej wojny na rynku… matrymonialnym: „Jakkolwiek brutalnie by to brzmiało, nagły napływ Ukrainek rzeczywiście oddala tzw. rynek małżeński od stanu równowagi. Dotyczy to zwłaszcza dużych miast, gdzie młodych Polek już wcześniej było zauważalnie więcej niż mężczyzn i gdzie dziś zatrzymuje się najwięcej uchodźczyń”.

Michał Gulczyński podkreśla, że mnóstwo zależy tutaj od tego, czy wszystkie te potencjalne zarzewia konfliktów będą przez polityków raczej gaszone czy też podpalane. W części partii może się pojawić pokusa wykorzystania okazji do judzenia na Ukrainki i obwinianie ich o wszystko, by zyskać poparcie wśród wyborców niezadowolonych ze swego położenia. Wydaje się to łatwe: nie trzeba programu, ani planu rozwiązywania najbardziej palących problemów, a wystarczy kilka populistycznych haseł podpartych serią „historii z życia”, często zmyślonych lub przeinaczonych.

Pytanie, czy taka narracja ma szansę trafić do kobiet, zwłaszcza wielkomiejskich, jak te w Krakowie. Na razie w ich gronie dominują poglądy i postawy mocno lewicowe, a ogromna grupa krakowianek wykazała się wybitną ofiarnością i solidarnością wobec uchodźczyń. Ich dalsze opinie i zachowania zależeć będą jednak w znacznej mierze od tego, na ile decydentom uda się rozwiązać sygnalizowane problemy w obszarach kluczowych dla kobiet. I Polek, i Ukrainek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska