Śledczy długo rozpracowali wieloosobowy gang porywaczy, którym kierował mieszkaniec Podhala Jan S. Boss uciekł z kraju, ale wpadł w Brazylii, gdzie nielegalnie handlował bronią, a ostatnio doszło do jego ekstradycji do Polski. Na członków jego grupy zapadły już prawomocne wyroki za porwania dla okupu.
Rafał P. był w gronie porywaczy i dostał cztery i pół roku m.in. za udział w uprowadzeniu w 2011 r. 16-latki z Krakowa i wymuszeniu 333 tys. euro okupu za uwolnienie dziewczyny. To jednak nie był koniec jego spraw karnych. Sądzony w osobnym procesie usłyszał już prawomocny wyrok roku więzienia za wzięcie udziału w przygotowaniach do uprowadzenia w 2006 r. biznesmena z Krakowa, a teraz może dostać wyrok za uczestnictwo w porwaniu Wojciecha B., handlarza walut z Podhala.
Z ustaleń śledczych, a potem sądu wynikało, że 12 lat temu boss gangu Jan S. drobiazgowo zaplanował napad na tego handlarza. Mężczyzna skupował od Słowaków waluty na bazarze w Nowym Targu i sprzedawał je w kantorach, tak zarabiał na życie. Porywacze wiedzieli, że Wojciech B. ma ponad dwa metry wzrostu, jest chudy i zazwyczaj waluty przenosi w kamizelce z kieszeniami, jakiej często używają wędkarze. Przestępcy sprawdzili, że Wojciech B. zwykle tą samą trasą idzie z nowotarskiego bazaru na dworzec PKS i odjeżdża autobusem do rodzinnej Szczawnicy.
21 października 2006 r. Jan S. siedział za kółkiem auta zaparkowanego na trasie wędrówki handlarza. Obok pojazdu czekali wspólnicy Jarosław P. i Grzegorz N., a rolą Rafała P. było śledzenie handlarza na bazarze i telefonicznie powiadomienie, czy już zbliża się do auta porywaczy. Przestępcy planowali, że gdy handlarz będzie w pobliżu we trzech wciągną go do pojazdu, obezwładnią i obrabują. Plan się powiódł, ale tylko częściowo. Faktycznie Wojciech B. został uprowadzony z ulicy. Jarosław P. i Grzegorz N. siłą wepchnęli go do audi choć mieli z tym duży kłopot, bo nogi bardzo wysokiego Wojciecha B. ledwie się mieściły w środku samochodu.
Pokrzywdzony został pobity, wywieziony na obrzeża Nowego Targu i obrabowany z walut. Miał wówczas przy sobie 1,8 mln koron słowackich, a w przeliczaniu na polskie pieniądze to było wtedy około 190 tys. zł. Po rabunku bandyci zamknęli pokrzywdzonego w bagażniku auta. Potem sam się z niego uwolnił, gdy porywacze odeszli w nieznanym kierunku.
KONIECZNIE SPRAWDŹ: