I chleba prawdziwego ze smalcem nie brakowało, i podpłomyków przez ojców cystersów w piecu ogromnym wypiekanych, a do tego moszczyk sycerski do picia (czyli wino z winogrom z żurawiną). Ale i jagód i innych owoców mnoga ilość była, a woń mięsiwa unosiła się ponad głowami rozbawionej gawiedzi.
Kmiecie i mieszczanie handlowali tym, co tylko mieli i biżuterią, i zapaskami, i odzieniem wszelakim, i sznurami. Monetę można było sobie prawdziwą wybić i garniec tradycyjną metodą zrobić. Dawni Słowianie i Wikingowie z wczesnego średniowiecza przechadzali się mimo. A gdy kto zawinił, to czekały na niego dyby i smaganie batem, póki się nie wykupił.
Pradawnym zwyczajem na Kopcu rozpalono ogień, a potem toczono jaja i inne jadło dla biedoty i wiecznie wygłodniałych żaków. Tak uczyniono zadość obyczajowi Rękawką zwanym.
Potem wojowie w pełnym rynsztunku pobiegli w wyścigu dookoła kopca. Pierwszy raz w tym roku stanęła świątynia słowiańska, zatem wróżby kapłani odprawili. Śród śpiewu niewiast proszono o urodzaj i dostatek w nowym roku. Były: pochód boga Jarowita, ulewanie miodu, wróżba z kołaczem, wróżby wojenne, tańce wieszczek i składanie ofiar.
O czwartej godzinie bitwa okrutna i krwawa się odbyła pomiędzy wojami licznie zgromadzonymi. Potem igrzyska ku czci poległego wojewody o godzinie piątej się odbyła i rekonstrukcja słowiańskiego pochówku ciałopalnego. Po nim koncert zespołu Roberto Delira & Kompany zwanym zabrzmiał ku uciesze gawiedzi.