https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. W drewnianym baraku działał pierwszy nowohucki teatr. Łaźnia Nowa przypomina historię Nurtu

Anna Piątkowska
Nowa Huta była jeszcze wielkim placem budowy, gdy grupa zapaleńców budowała tu barak z desek - pierwszy nowohucki teatr Nurt
Nowa Huta była jeszcze wielkim placem budowy, gdy grupa zapaleńców budowała tu barak z desek - pierwszy nowohucki teatr Nurt fot. Mateusz Skwarczek
7 listopada w Teatrze Łaźnia Nowa odbędzie się premiera spektaklu "Nurt", opowieści o pierwszym nowohuckim teatrze – Nurt, założonym w 1952 r. przez Jana Kurczaba, felietonistę, literata i inżyniera chemika, pośrodku ogromnego placu budowy jaką była wówczas Nowa Huta. O pracy nad przedstawieniem, budowaniu teatru i nowohuckich kontekstach rozmawiamy z Małgorzatą Szydłowską, dyrektorką Domu Utopii i zastępczynią dyrektora Łaźni Nowej, a także reżyserką przedstawienia.

Tuż obok miejsca, w którym mieści się Łaźnia Nowa znajdował się pierwszy nowohucki teatr Nurt. Czy ta niemalże wspólna przestrzeń była inspiracją dla spektaklu o teatrze powołanym przez Jana Kurczaba?
Niby wiedzieliśmy o tym wcześniej, ale tak naprawdę uświadomiłam to sobie patrząc z okien Domu Utopii na boisko szkolne – to tam mieścił się teatr Nurt. W tym widoku ciągle mam przed oczami wyobrażony barak teatru Nurt, pierwszego teatru w Nowej Hucie. To uruchomiło moją wyobraźnię. Mając za sobą doświadczenie budowy Domu Utopii, który jest częścią Zespołu Szkół Mechanicznych i warsztatów, w których mieści się Teatru Łaźnia Nowa, wyobrażam sobie, jak trudnym była wyzwaniem i i doświadczeniem tej garstki ludzi budowa teatru, który powstał w szczerym polu rozjeżdżonym przez samochody. Czy możemy sobie wyobrazić, że człowiek wstaje rano w Krakowie, idzie pieszo 10 km, żeby spotkać się z garstką robotników i wspólnie budować teatr? Skąd tak silna potrzeba? Kontekst tej sceny i metafizycznej obecności był podwaliną do tego, żeby przyjrzeć się tej historii. To otworzyło też szereg pytań w kontekście naszej historii i tego, jak zaczynaliśmy działać w nowej Hucie, jak sobie wyobrażaliśmy, że powinniśmy funkcjonować gdzieś w oddali od centrum, zagubieni wśród osiedla, gdzie toczy się codzienne życie.

Dwadzieścia lat temu stworzyliście razem z Bartoszem Szydłowskim teatr w dawnej mykwie na Kazimierzu, który też nie był tym miejscem, co dziś. Tworząc go niemal z niczego. Potem, powtarzając ten gest w Nowej Hucie, gdzie dawne warsztaty szkolne zamienialiście w kolejne miejsce Łaźni. Kilka lat temu tworzyliście Dom Utopii. Musicie znać entuzjazm tworzenia takiej przestrzeni.
Tak, metafizyka dzieje się tu na wielu poziomach. To jest odpamiętywanie nie tylko samego Nurtu, ale też naszej drogi teatralnej i doświadczeń, które mamy za sobą. Udało nam się przez dwadzieścia lat nie tylko kontynuować Łaźnię, naszą wizję teatru, ale też ochronić ją, bo przecież byliśmy ofiarą. Poczuliśmy bardzo mocno, co to znaczy, kiedy ktoś postanawia, że cały wysiłek, który włożyliśmy w budowanie tego miejsca może być przekreślony. Utrata pierwszego miejsca na Paulińskiej też była doświadczeniem, o którym może szybko zapomnieliśmy, bo bo przyszliśmy w nową przestrzeń, ale które zostawiło ślad i poczucie, że to, co robimy jest kruche i wymaga dużej odwagi i troski. I im bardziej odkrywam historię teatru Nurt, tym więcej znajduje tam rzeczy wspólnych, zwłaszcza trudnych doświadczeń. One dotyczą i entuzjazmu tworzenia teatru, zapraszania aktorów amatorów do wspólnego tworzenia spektakli, spotkania z ludźmi, którzy są z różnych światów.

Teatr Nurt tworzyli robotnicy-amatorzy, w spektaklach Łaźni również od początku pojawiają się amatorzy. W twoim przedstawieniu o Nurcie również grają nieprofesjonalni aktorzy. Analogii między Nurtem i Łaźnią jest sporo na różnych poziomach.
Jan Kurczab spotkał się z prostymi robotnikami, którzy wtedy budowali Nową Hutę i próbował z tymi mechanikami, elektrykami i pracownikami kombinatu stworzyć coś, co jest pewną iluzją, czymś bardzo niematerialnym. Tak bardzo obudził w nich tę potrzebę, że poszli za nim. Odnajduję nas, siebie i Bartosza, w tym doświadczeniu tworzenia z niczego. Na początku mieliśmy poczucie, że weszliśmy do zdegradowanej przestrzeni, którą trzeba było jakoś zaadoptować i wyzwolić w niej energię, w której mogliśmy my, czy później w ślad za nami inni twórcy, tworzyć spektakle. Od początku chcieliśmy tworzyć teatr z amatorami. Myślę, że Nurt to dobra nazwa dla teatru, bo przecież idziemy wbrew nurtowi, pod prąd. Kurczab w swoim działaniu szedł pod prąd, my też.
To warte podkreślenia – teatr Nurt, czyli barak z desek, który powstał w błocie wznoszonej Nowej Huty, tworzyli ludzie zupełnie z teatrem niezwiązani.
Za Kurczabem poszli ludzie, którzy z teatrem wcześniej nie mieli w ogóle nic wspólnego. Mało tego, nie mieli nawet żadnej edukacji, często to byli ludzie niepiśmienni, czy nie niepotrafiący czytać, a mimo to ten teatr ich pochłonął, to doświadczenie było na tyle silne, że wyzwoliło w nich dodatkową energię. Oni przecież budowali ten barak po 8 czy 10 godzinach pracy na budowie więc warto sobie uzmysłowić, ile musieli wzbudzić w sobie tej dodatkowej energii. W tej historii jest jeszcze jedna rzecz, która mnie zaskoczyła, że ten barak został zbudowany z desek, z których wcześniej były zbudowane baraki obozu pracy dla kobiet stworzonego tu przez okupanta. To przejmujący kontekst także jeśli chodzi o historię Kurczaba, który przeżywa, że te deski nie są zwykłymi deskami. To nie są takie zwykłe gwoździe. O tym mówimy też w spektaklu.

Kroniki filmowe zawsze pokazują pełnych energii, uśmiechniętych ludzi, ale przecież to wszystko rozgrywało się zaledwie kilka lat po wojnie, wszyscy przynieśli na ten wielki plac budowy swoje nadzieje, ale też wojenne traumy. Wszyscy zaczynali tu swoje życie od nowa.
Możemy sobie wyobrazić, jakie emocje towarzyszyły tym ludziom. Myślę, że istotny jest fakt, że próbowali stworzyć siebie i swoją przyszłość na nowo. Jedna z bohaterek sztuki mówi, że gromadzi różne życiorysy, jakby ukrywając swoją tożsamość. Często historie tych postaci mówią, że musieli zaprzeczać swojej przeszłości. Nasz spektakl skonstruowany został jak swego rodzaju wehikuł przenoszący w czas wspominany, jest próbą zmierzenia się z pytaniem, co takiego pchało tych ludzi do tworzenia teatru, jakie potrzeby i emocje.

Teatr Nurt był obecny w Nowej Hucie zaledwie cztery lata, ale przygotowano tu aż dziesięć premier.
Ta historia pokazuje, jak kruchy jest teatr w kontekście zawirowań politycznych czy dziejowych. Ciekawym spostrzeżeniem jest, że wówczas teatr był popularniejszy niż obecnie. Badania wykazywały, że wówczas teatrem interesowało się ok 12 proc. społeczeństwa, dziś wybiera go zaledwie 3 proc. Mamy świadomość, że teatr jest ważny, ale nie na taką skalę jak byśmy chcieli i oczekiwali.

Biorąc pod uwagę, że teatr tworzyła grupa ludzi, którzy poświęcali na to swój wolny czas po pracy, jako dodatkowe zajęcie to te cztery lata i dziesięć premier nabierają nieco innego wymiaru. A jeśli weźmie się jeszcze pod uwagę chyba sporą popularność, śmiało można mówić o fenomenie Nurtu.
Pewnie poniosła ich energia, którą dostali ze strony widzów, to, co robili, było szeroko oklaskiwane. Popularność teatru dawała im poczucie sensu tego, co robili, dawała dodatkową energię. Do tego baraku, w którym działał Nurt przychodziło 300 i więcej osób. Ci, którzy się już nie mieścili w środku, podglądali, co tam się dzieje przez okna. Na pewno istotna była ich wiara w siłę żywego słowa, którego nie jest w stanie zastąpić żadna literatura. Magia teatru polega na tym, że wchodzimy w rzeczywistość, która nie jest dostępna w samej literaturze. Teatr daje szansę porozumienia się pomimo różnic, a w tym teatrze spotykały się osoby, które miały tak różne doświadczenia i status społeczny, często również brak wykształcenia i świadomości literackiej, a jednak znalazły się na jednej scenie. Przeważali aktorzy amatorzy, ale w późniejszym czasie pojawiali się i aktorzy z pewnym przygotowaniem scenicznym. Nie była to na pewno jednorodna grupa złożona wyłącznie w robotników.

Co się stało z teatrem, z jego twórcami po zamknięciu Nurtu?
Władza bardzo szybko stwierdziła, że ma lepszy pomysł na teatr. Budując Teatr Ludowy, nie wyobrażano sobie, że w sąsiedztwie może być jakiś barek teatralny, więc przekonali Kurczaba i jego zespół, by stali się częścią Teatru Ludowego i tak kontynuowali swoja misję.

Teatr Ludowy był teatrem zawodowym, Nurt to amatorzy. Udało się to połączyć?
Nie, teatr profesjonalny wykluczał z zasady udział amatorów, do zespołu została wcielona jedna aktorka i inspicjentka. Pozostali nigdy nie znaleźli tam swojego miejsca. Prawdopodobnie władza chciała mieć kontrolę nad tym, co się dzieje, nie było przestrzeni na to, by coś tak samozwańczego jak Nurt funkcjonowało bez kontroli. Dlatego teatr został unicestwiony.

Trudno uwierzyć, że ludzie, którzy mieli tak dużą energię i samozaparcie, by stworzyć teatr tak po prostu zaakceptowali jego zamkniecie.
Większość osób związanych z teatrem to dziś martwe dusze, nie można sięgnąć do ich wspomnień. Natomiast relacja córek Kurczaba, czy też osób, które obserwowały to z dalszej perspektywy sugeruje bezradność wobec systemu, któremu trudno się było przeciwstawić i wobec którego sam zapał nie wystarczył. W pewnym momencie brakuje sił. W naszym spektaklu Kurczab krzyczy, że już więcej nie może, że zrobił wszystko, co był w stanie zrobić. Z jednej strony to bardzo pozytywna historia o tym, że ludzi stać na taki rodzaj wspólnotowego działania. Z drugiej smutna opowieść o tym, że te działania wymagające wyrzeczeń i kompromisów w prywatnym życiu, ostatecznie nie znajdują uznania.

Kim był Jan Kurczab?
Inżynierem chemikiem, który w późniejszym życiu stał się też literatem, zaczął pisać książki i zajmować się teatrem. Pisał też artykuły o tematyce społecznej do „Dziennika Polskiego”, można go z dzisiejszej perspektywy nazwać aktywistą społecznym. Był aktywny na różnych polach, m.in. przyczynił się do stworzenia pierwszego domu pomocy społecznej – to warte podkreślenia, ponieważ pokazuje, że Kurczab był człowiekiem, który nie mógł po prostu trwać, nie umiał być obojętnym wobec spraw, które dostrzegał. W naszym spektaklu znajdą się autentyczne przedmioty osobiste samego Jana Kurczaba powierzone nam przez jego córki, m.in. okulary, fajka – świadkowie tej opowieści. Dla mnie to niezwykłe doświadczenie potęgujące autentyczność tej historii, tego, że na deskach teatru mówimy o prawdziwych doświadczeniach ludzi, o historii, która się naprawdę wydarzyła. Będzie słychać trud budowania, będzie to błoto, w którym stawiali teatr. Myślę o tej przestrzeni jako kapsule czasu, która nas zaprowadzi do czasów, o których opowiada sam Kurczab, ale też do momentów, w którym aktorzy mówią w swoim imieniu i w których odwołujemy się do naszych doświadczeń, tu i teraz w kontekście tego, co się dzieje wokół teatru i w teatrze, pytając wciąż o to samo: dlaczego teatr tak bardzo jest nam potrzebny, czy też nas potrzebuje?


Premiera spektaklu "Nurt" w reżyserii Małgorzaty Szydłowskiej 7 listopada o godz. 19.00 w Teatrze Łaźnia Nowa. Na scenie w podwójnej roli – Jana Kurczaba i Białego Kruka – Jerzy Światłoń. W pozostałych rolach: Hanna Bieluszko, Barbara Jonak, Tomasz Augustynowicz i Dominik Stroka. Podobnie jak w przypadku faktycznego Teatru Nurt obok zawodowych aktorów na scenie pojawią się również amatorzy. Wśród nich m.in. Tomasz Talerzak i Agnieszka Fliśnik, której dziadek budował Nową Hutę. Podczas spektaklu usłyszymy muzykę na żywo w wykonaniu Dominika Strycharskiego. Na scenie pojawi się również Chór Murów, w skład którego wejdą aktorzy-amatorzy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska