Zwiedzających pilnuje już wirtualny strażnik. Kiedy wejdziemy w jeden ze ślepych zaułków ten krzyczy na nas, abyśmy "zmiatali" zwiedzać wystawę. Do strażnika prowadzi droga cała w wirtualnym błocie. Kiedy w nie wejdziemy, rozchlapuje się. Można też już przez specjalne okulary oglądać trójwymiarową mapę Krakowa. Z kolei płonąca osada na ekranie naprawdę płonie, a nie jest tylko statycznym obrazem. Działa też kino 3D gdzie możemy obejrzeć film o historii Krakowa.
Na ścianach wyświetlane są już dokumenty o życiu miasta w minionych wiekach. Włączono też ekrany, gdzie widać, jak odtwarzano twarze średniowiecznych krakowian na podstawie wykopanych czaszek. Działa też pokój dla najmłodszych gości muzeum. Dziewczynki mogą tu zagrać w grę polegającą na ubieraniu ludzi w stroje z epoki, a chłopcy pobawić się w warsztat kowala. Główną atrakcją jest trójwymiarowa bajka o królu Kraku. To on w niej zabija smoka, ale końcówki opowieści jeszcze brakuje.
Ciągle w sekcji "cmentarzysko" nie można samemu wykopywać zabytków z ziemi za pomocą komputera. W części "handel" mapa pod naszymi stopami nie wydaje dźwięków. A miało być tak, że kiedy nastąpimy na góry, słychać szum wiatru, a kiedy na morze, odgłos fal.
Muzeum zacznie działać w pełni, kiedy w fontannie nad makietą starego Krakowa popłynie woda. Na razie wykryto w niej przeciek, ale konstrukcja jest już uszczelniana. Ma działać od 10 października. Wszystkie multimedia są zatem już włączone. Niektóre wymagają tylko dostrojenia.
- Muzeum potrzebuje około sześciu tygodni na rozruch. Ankietujemy zwiedzających, aby dowiedzieć się, co ewentualnie zmienić - informuje Joanna Niedziałkowska, dyrektorka Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu. - Część ekspozycji cały czas będzie zmieniana, żeby ciągle była atrakcyjna - kwituje.