Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Zabiła matkę, chciała uśmiercić brata. Wyrok 15 lat więzienia

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
Oskarżona Irena S. w drodze na ogłoszenie wyroku
Oskarżona Irena S. w drodze na ogłoszenie wyroku Artur Drożdżak
Oskarżona Irena S. zabiła tłuczkiem 86-letnią matkę, a potem próbowała uśmiercić młodszego brata. Za zbrodnię w Andrychowie Sąd Okręgowy w Krakowie skazał ją na 15 lat pozbawienia wolności

W tamten poniedziałek Marek z 17-letnim synem byli w pracy i o 13.00 dostali niepokojącą wiadomość od znajomej, by natychmiast wracali do domu. Ze strzępów informacji wynikało, że coś niedobrego się zdarzyło i jest dużo policji.

- Kogoś wynoszą w workach! - zaalarmowała ich sąsiadka. Gdy Marek już zbliżał się do posesji, na jego komórkę zadzwonił prokurator. - Stało się nieszczęście. Proszę przyjechać - śledczy z Wadowic ponaglał grobowym tonem. Marek nie miał pojęcia, co się może kryć za tymi słowami. Kilka minut później był już na miejscu, ale nie wpuszczono go do domu.

Tajemnicza tragedia

Koło okazałego, ale zaniedbanego budynku stały karetki pogotowia i radiowozy. Marek był w takim stresie, że na ten widok zasłabł. Ocknął się, gdy dostał zastrzyk na nerwy. Widział wtedy jeszcze, że policjanci robili jakieś pomiary na posesji, coś oglądali, sprawdzali pomieszczenia, ale nikt się nie kwapił, by Markowi powiedzieć co się zdarzyło.

- Ma pan z kim zostawić dzieci? - spytał prokurator. To wszystko, co się działo na miejscu, było jakieś nierzeczywiste. Jakby Markowi wyznaczono rolę widza pewnego spektaklu, ale broń Boże nie głównego aktora lub reżysera.
W pewnej chwili przyszedł ze szkoły młodszy syn, ale zatrzymano go tuż przed bramą. Pojawił się i teść, który wyszedł z domu poza policyjne, kanarkowe taśmy.
- Anka nie żyje, Juliusz jest w szpitalu, a Irka na policji - w jednym zdaniu opisał sytuację. Marek dopiero wtedy zrozumiał, że jego żona zabiła swoją matkę i próbowała pozbawić życia brata. Motyw? Nikt nie miał najmniejszego pojęcia. Za radą policjantów Marek zaprowadził synów do sąsiadki, a sam pojechał na komisariat. Tam zobaczył żonę.

Tego dnia widzieli się już rano, w kuchni, tuż przed godziną 8.00. Ich krótkiej rozmowie w milczeniu przysłuchiwała się teściowa. Wtedy jeszcze żyła. Marek tego dnia miał urodziny i wstępnie ustalił z żoną plan na resztę dnia. Chcieli spędzić romantycznie popołudnie, tylko we dwoje, bez synów i pozostałych domowników.
Kilka godzin później, kiedy Marek wrócił do domu, już wiedział, że tych swoich urodzin nie zapomni do końca życia.

13 ciosów w głowę matki

Z późniejszych ustaleń śledczych i sądu wynikało, że Irena S. najpierw z kuchni wzięła tłuczek do mięsa i poszła dokonać zabójstwa matki. Zadała jej 13 ciosów w głowę i dosłownie ją zmasakrowała. Anna N. z pękniętą czaszką nie miała najmniejszych szans na przeżycie.
Potem Irena S. ruszyła do pokoju brata i zaatakowała go bez ostrzeżenia, gdy leżał na materacu i oglądał telewizję. Był odwrócony plecami w stronę drzwi wejściowych i zaczął się bronić dopiero po otrzymaniu trzech ciosów w głowę. Były mocne, bo jedno z uderzeń doprowadziło do pęknięcia kości oczodołu. Na szczęście Juliusz N. w trakcie szamotaniny zdołał wyrwać siostrze tłuczek. Stał wtedy naprzeciwko niej twarzą w twarz i w jej oczach widział dzikość. Zapamiętał również, że ciężko dyszała.
- Co ty robisz? Chcesz mnie zamordować? -zapytał, ale siostra milczała. Uciekła do swojego pokoju. Brat schował tłuczek do szafki i zajął się tamowaniem krwi lejącej się z ran. Opłukał się w łazience i poszedł powiedzieć matce, co się stało.
Wtedy ją znalazł umierającą, opartą o ostatni stopień schodów w sieni. Widział, że rany na twarzy matki robią się sine. Jednym ruchem podłożył jej rękę pod głowę, a drugą wybrał numer 112 w telefonie komórkowym.
Dyspozytorowi pogotowia wykrzyczał, by karetka szybko przyjeżdżała, bo matka mu umiera. Widział, że była nieprzytomna. Skupił się na czuwaniu, czy jeszcze oddycha. Gdyby przestała, był gotowy na podjęcie reanimacji. Lekarze byli po chwili i sprawdzili, że serce Anny N. jeszcze biło. Nagle straciła oddech i wtedy zaczęli ją intensywnie ratować. Zauważyli też rany na głowie jej syna. Jemu zdążyli przyjść z pomocą, ale jej już nie.

Uzależniona od leków

Nadwrażliwa Irka nie pracowała i od lat była pod opieką psychiatrów. Siedziała w domu bez zajęcia i pogrążała się w smutku. Gdy sąsiad powiedział jej coś na temat nosa, to obcięła go sobie, przekonana, że był za długi. Potem ratowała się operacjami plastycznymi, by przywrócić dawny wygląd.
W swoim 46-letnim życiu była już w kilku psychiatrykach i w każdym kolejnym faszerowano ją innymi lekami uspokajającymi. Jedne mniej, drugie bardziej były niszczycielskie dla organizmu. Silnie uzależniały, więc lekarze, by ją odtruć, przepisali jej słabsze, które miała łykać po wypisaniu do domu.
Gdy je zaczęła brać, nie miała skurczów mięśni i znacznie lepiej się czuła. Niestety, po kilkunastu dniach całkowicie je odstawiła.
- Ostatnio zachowywała się normalnie, miała chęć do życia, nie była przybita i zdołowana. Nawet z kłopotami jakoś sobie radziła, a tych w naszym domu nie brakowało - Marek nie krył na przesłuchaniu.
Z żoną i dziećmi zajmował jeden pokój, w drugim był Juliusz, młodszy o dwa lata brat Irki, w trzecim rodzice żony: 86-letnia Anna ze schorowanym, o rok starszym mężem Józefem.

Kłótnia i wyzwiska

Irka od pewnego czasu miała jakieś nieokreślone pretensje do brata. Juliusz po latach nieobecności wrócił w rodzinne strony w 2013 r. i z nimi zamieszkał. Brat kłócił się z rodziną o pieniądze i z powodu utraty pracy. Gospodyni domu w sporach rodzeństwa stawała po stronie syna.
Raz Marek próbował wyrzucić Juliusza z domu, ale w obronie syna Anna N. rzuciła się Markowi na plecy. Skończyło się upadkiem i wezwaniem policji.
Atmosfera stała się nie do wytrzymania. Niechętni sobie domownicy zrezygnowali nawet z obchodzenia świąt i Wigilii. Marek z żoną z powodu napiętej sytuacji zdecydował o przeprowadzce pod Opole, do Racławic Śląskich, gdzie kupił dom do remontu.
Zastanawiał się przez moment czy go nie sprzedać, ale w końcu zmienił zdanie po namowach Anny N.
Teściowa chciała mieć dzieci i wnuki pod kontrolą. Mimo swoich lat była silną osobowością i to ona twardą ręką rządziła w domu. Dbała o sprawy finansowe, decydowała komu i za ile można sprzedać działki będące własnością rodziny. Dostała za nie około 200 tys. zł i większą część gotówki dała córce.

Wyrok - 15 lat

W sprawie zbrodni prokuratura szybko zakończyło śledztwo i akta wysłała do Sądu Okręgowego w Krakowie. Sędzia Dorota Przybyło nie miała wątpliwości, że oskarżona jest winna zabójstwa i wymierzyła jej karę 15 lat więzienia.
Najwięcej kontrowersji budził stan psychiczny Ireny S. Tym bardziej, że biegli wypowiedzieli się, że 46-latka była w pełni poczytalna, gdy zaatakowała matkę i brata.
Psychiatrów i psychologa pytano czy w przypadku kobiety nie doszło do tzw. reakcji paradoksalnej, czyli sytuacji, w której przyjmowane leki uspokajające mogły zadziałać zupełnie odwrotnie w stosunku do swojego przeznaczeniem i spowodowały pobudzenie Ireny S.
Biegli stwierdzili, że w tym przypadku na pewno tak nie było. Analizowali także możliwość, że agresja kobiety wzięła się stąd, że na pewien czas odstawiła przepisane jej leki. W tym przypadku również uznali, że to nie miało związku z zachowaniem kobiety.
Sędzia zauważyła, że mąż oskarżonej Marek S. widział ją krótko przed zdarzeniem i nie dostrzegł niczego niepokojącego, a był bardzo wyczulony na jej nietypowe zachowania. Gdy dokonywała zabójstwa, Irena S. była w pełni poczytalna.

Brat się boi

Juliusz N. zaprasza na kawę do domu i opowiada dziś, że ciągle odczuwa strach. Został teraz sam z ojcem i ledwie wiąże koniec z końcem. Przyszła zima, a właśnie popsuł mu się piec. W pomieszczeniach na ścianach grzyb, wszędzie ogólny bałagan i widać brak kobiecej ręki. 44-latek jest przekonany, że w domu była spora suma pieniędzy po tym, jak matka sprzedała działki, ale żadnej gotówki nie znalazł.
- I takie mam przeczucie, że to sprawy finansowe były motywem działania siostry - opowiada. Pokazuje sień, gdzie znalazł umierającą matkę.
- Z ust lała się jej krew, ledwie oddychała - spuszcza głowę na wspomnienie tragicznych chwil. Marek S., mąż Irki, wyprowadził się z dziećmi pod Opole. Wcześniej zapowiadał, że będzie czekał na powrót żony. - Teraz najbardziej martwi mnie los synów. Boję się też, by nie przylgnęła do nas łatka rodziny zabójczyni - nie ukrywał smutnych myśli. Może dlatego swojej żony ani raz nie odwiedził w więzieniu.
Wyrok w jej sprawie nie jest prawomocny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska