- Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak można było zamalować ten mur. Przecież to wręcz kultowe miejsce - mówi Adam Konieczny, student AGH i mieszkaniec Krakowa. - Przecież jest tyle miejsc, gdzie faktycznie ktoś maluje wulgaryzmy i nikt tego nie rusza. A tu graffiti wysokiej klasy, przyjemne dla oka. I co? I zamalowuje się je?! Gdzie tu sens i logika - dodaje.
- Poruszymy problem zniknięcia graffiti na radzie dzielnicy. Przecież ten mur to było miejsce, gdzie grafficiarze mogli pokazywać swój kunszt - mówi Piotr Klimowicz przewodniczący dzielnicy V.
Tymczasem okazuje się, że zamalowanie graffiti i pokrycie muru powłoką uniemożliwiającą malowanie po nim zostało sfinansowane za pieniądze z budżetu obywatelskiego w ramach akcji Pogromcy Bazgrołów.
- Mur przy ul. Kijowskiej był pokryty wieloma warstwami różnego rodzaju farb. Zamieszczane od 1999 roku napisy łuszczyły się i nie były dziełami Matejki. Bardzo często atakowany wulgarnymi napisami, stanowił spory kłopot dla dyrekcji szkoły, która zniecierpliwiona ciągłymi remontami zadecydowała o usunięciu tych malunków - tłumaczy Waldemar Domański, przewodniczącym zespołu zadaniowego ds. ograniczenia bazgrołów w Krakowie. Dodaje on także, że społecznicy, jakimi są Pogromcy Bazgrołów, nie mogli podejmować decyzji o usunięciu graffiti. - Podjęła ją dyrekcja szkoły, a Urząd Miasta jedynie ten remont sfinansował z budżetu obywatelskiego - mówi Domański.