Fundacje pomagające zwierzętom stawiają budki, które często są jedynym schronieniem dla żyjących dziko kotów. Większość z nich spotkał ten sam los: znikają w tajemniczych okolicznościach.
Okienka do piwnic są okratowane albo zamurowywane. Regularnie wyrzucane są też pojemniki z żywnością, a same zwierzęta straszone i przepędzane. - Niejednokrotnie osoby dokarmiające koty spotykają nieprzyjemności i pogróżki - opowiada Joanna Wydrych z Fundacji "Czarna Owca Pana Kota". - Traktuje się ich jak nieszkodliwych wariatów. Zdaję sobie sprawę, iż nie wszyscy muszą lubić zwierzęta, jednak nie trzeba im szkodzić. Można również zachować postawę neutralną - zauważa.
Większość karmicieli działa w konspiracji, najczęściej pod osłoną nocy. Tak jak Anna Kluska, która koty dokarmia już od 30 lat. - Wychodzę dopiero po godz. 21 - opowiada. - Zawsze biorę ze sobą miseczki, bo najczęściej tych, które wystawiłam poprzedniego dnia, już nie ma. Nie rozumiem, dlaczego tak niektórym przeszkadzają. Są czyste, estetyczne, stoją pod samym śmietnikiem. Prawie ich nie widać - twierdzi.
Wolontariusze skarżą się najbardziej na "Lokię" i "Wspólnotę Dąbie", administrujące domami na Grzegórzkach oraz firmę "Ad rem" z Nowej Huty. - Dlaczego takie apele kierowane są do nas, a nigdy do właścicieli domków jednorodzinnych - pyta Barbara Kamień z zarządu sm Wspólnota-Dąbie. - Osoby karmiące nie sprzątają po kotach, wszystko zostaje dla dozorcy. Przeprowadzamy akcje dezynfekujące, ale tego smrodu nie da się usunąć. Pod śmietnikiem leżą stosy chleba, ziemniaków, makaronu, którymi żywią się szczury. To fatalna wizytówka budynków.
Administratorka domu przy ul. Dwernickiego 7 z firmy "Lokia" nie zechciała skomentować sprawy. Jerzy Garstka, wiceprezes firmy "Adrem", zarządzającej budynkami w Hucie przekonuje, że nie ma nic przeciwko dokarmianiu kotów. O ile nie przybiera to skrajnej postaci i pod blokiem nie błąka się kilkadziesiąt dzikich mruczków. - Mieszkańcy starają się dbać o interes kotów - przekonuje. - Niedawno wspólnota jednego z budynków zażyczyła sobie zamontowania uchylnego okienka. Sprzątamy budynki, jest czysto, nie ma konfliktów.
Co roku o udostępnianie kotom pomieszczenia piwnicznego apeluje urząd miasta. - Wiele zależy od nastawienia mieszkańców - mówi Maciej Głód z wydziału kształtowania środowiska UMK. - Jedni widzą pożytki w posiadaniu kotów, które eliminują gryzonie. Innym koty przeszkadzają - dodaje.
Do zarządców apeluje też Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. - Wszystko co możemy zrobić, to prosić o niezamykanie okienek - mówi Karolina Kujawska z KTOZ-u. - Trudno cokolwiek wyegzekwować, kiedy nie stoją za tym zapisy prawne. Jesteśmy zdani na dobrą wolę i serce zarządcy - dodaje.
Problem bytowania bezdomnych kotów został w niektórych polskich miastach urzędowo uregulowany. U nas również jest taka szansa.
Można np. zobowiązać zarządców, by zostawiali na zimę otwarte okienka i wydzielili miejsce, w którym można dokarmiać dzikie koty. - Natychmiast się tym zajmę - mówi Marta Suter, radna miasta, a prywatnie miłośniczka i posiadaczka kotów. - To karygodne, żeby tak traktować zwierzęta. To świadczy o człowieku. Panuje kompletna znieczulica. Na najbliższej sesji złożę interpelację w tej sprawie albo projekt uchwały. Trzeba szybko działać, bo idzie zima - dodaje.